Rozdział 90: II URODZINOWY MARATON (4)

152 14 5
                                    

Frerinowi faktycznie przeszło. Może nie tak szybko, jak na to liczyliśmy, ale po paru tygodniach unikania nas, odcinania się od wszystkich i posyłania nieco zazdrosnych spojrzeń w stronę Kathrin i Legolasa, nasz syn się poddał. Ochłonął, przemyślał wszystko na spokojnie i porozmawiał z nami po pewnej przerwie. Dotarło do niego, że i tak nie może tego zmienić i zostało mu jedynie pogodzić się ze swoim losem. Ogromnie żałowałam, że obecna sytuacja zmusiła nas do tego i dałabym wszystko, żeby móc temu w jakiś sposób zapobiec. Nie miałam jednak mocy, by to zmienić.

Pocieszałam go jednak (i siebie przy okazji też), że zaproponowana przez Daina kandydatka na żonę nie musi być największym złem – jeśli tylko dwie strony by zechciały i włożyły nieco chęci, byłam pewna, że potrafiliby się dogadać. A przynajmniej szczerze na to liczyłam.

Wraz z mężem oraz najstarszym synem czekaliśmy w sali tronowej na przyjazd kuzyna Thorina, któremu towarzyszyć miał między innymi właśnie jego doradca ze swoją córką. Uznaliśmy, że im wcześniej młodzi się poznają, tym więcej czasu zyskają na odnalezienie wspólnego języka.

Na końcu kamiennego mostu, który prowadził pod zajęty przez Thorina tron, dostrzegłam już dwóch naszych strażników prowadzących ku nam władcę Żelaznych Wzgórz. Nabrałam po cichu więcej powietrza, szykując się psychicznie na kilka dni z charakterystycznym temperamentem Daina.

- Kuzynie! – rudowłosy wystąpił na przód, krocząc ku Thorinowi z rozpartymi ramionami.

- Dain! – Król pod Górą podniósł się ze swojego miejsca, po czym dał zamknąć kuzynowi w dosyć intensywnym uścisku.

Postawiłam parę kroków przed siebie, przeczuwając, że nadchodzi moja kolej na przywitanie gościa.

- Witam najpiękniejszą królową Śródziemia! – zawołał rudowłosy, już zbliżając się w moją stronę.

- Dobrze cię znów widzieć, Dain – przywitałam się z lekko wymuszonym uśmiechem, podczas gdy krasnolud złożył na wierzchu mej dłoni iście soczysty pocałunek.

- To Frerin – Thorin przywołał naszego syna do nas ruchem ręki. – Trochę wyrósł, odkąd go ostatnio widziałeś.

- Na brodę Durina! – wykrzyknął kuzyn mojego męża, przez co nieznacznie się skrzywiłam. – Nie poznałem cię, drogi chłopcze – przyciągnął Frerina do mocnego uścisku.

Do moich uszu dobiegł stłumiony jęk syna, który starał się ochronić trzeszczące mu żebra.

- Ale nie jesteśmy tu na zjeździe rodzinnym – zauważył Dain, gdy w końcu go puścił, a jasnowłosy stanął od razu przy moim boku, oddalając się na bezpieczną odległość. – Chodź, mój przyjacielu, przedstaw księciu tę szczęściarę! – rzucił przez ramię.

Zza obstawy strażników wyłonił się krasnolud w wieku podobnym do nas (przynajmniej na oko), którego pod ramię trzymała niższa prawie o głowę od niego dziewczyna. Ognistorude włosy były mocno poskręcane, dając efekt burzy loków, które delikatnie kiwały się w rytm chodu krasnoludki. Zielone niczym szmaragdy oczy z lekkim przestrachem, ale i zainteresowaniem, chłonęły obraz otoczenia, a nieznacznie piegowate policzki były ledwo zauważalnie przyrumienione. Brązowa i raczej prosta sukienka dopełniała efektu stonowanego i pokornego charakteru.

- To właśnie mój doradca, lord Ruthan – przedstawił go Dain.

- Wasza wysokość – ciemnowłosy skłonił się przed nami nisko, po czym przyciągnął dziewczynę nieco do przodu – Moja córka, Airaním. – Rudowłosa zgrabnie dygnęła.

- To zaszczyt was poznać, wasze wysokości – odezwała się miękkim i cichutkim głosem, z wciąż pochyloną głową.

- Niezmiernie się cieszymy, że zgodziliście się przystać na naszą propozycję – powiedział Thorin, a jego usta przyozdobił lekki uśmiech. – Nasz syn, Frerin – wskazał dłonią na jasnowłosego.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now