Rozdział 51: Dzień mamy z synem

243 14 16
                                    

Po królewskich komnatach rozległo się kolejne potężne chrapnięcie. Moja pozycja, w której spałam, znacznie różniła się od oczekiwań, jakie zapewne mieli wszyscy od królowej... Zaczynając od rozwalania się w dziwnych pozach po całym łóżku, szopie na głowie, ośliniania poduszki oraz dość potężnego chrapania. Taki był chyba jednak urok krasnoludów.

Ocierając przez sen nieco zaśliniony policzek, przewróciłam się na drugi bok. Zaraz potem na kamiennej posadzce rozległ się tupot małych stópek. Niejasno zarejestrowałam pociąganie za kołdrę.

- Mamo...? - Frerin spróbował wspiąć się na wysokie łóżko - Mamo!

- Co... co jest? - uniosłam się niemrawo na łokciu, wypluwając pasmo włosów z buzi, po czym mój wzrok zatrzymał się na twarzy syna - Frerin, co ty tu robisz? Czemu nie śpisz?

- Miałem zły sen... - pociągnął nosem - Mogę spać z tobą?

- Pewnie, słońce! - sięgnęłam po niego, już nieco przytomniej, i podniosłam na materac - Co ci się śniło?

- No bo tata wyjechał... i boję się, że nie wróci, tak jak dziadek Thrain i... - przyznał.

- Skąd takie myślenie? - zmarszczyłam brwi, przytulając go do siebie ramieniem - Tata wyjechał tylko załatwić coś z wujkiem Dainem. Nie na wojnę. Poza tym, twój ojciec jest w pełni samodzielny i umie doskonale walczyć. Nie musisz się o niego martwić.

- Na pewno? - spojrzał na mnie dużymi, błękitnymi oczami.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Na pewno. - skinęłam głową - Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy. Tata wróci ani się obejrzysz...

Już parę minut później leżałam rozwalona na praktycznie całej szerokości łóżka. Jedną rękę miałam zgiętą do góry, drugą prostopadle do ciała na materacu, a usta otwarte, jakbym chciała połknąć sufit. Gdy zachrapałam po raz kolejny w ciągu tej chwili, Frerin dał sobie spokój z próbami zaśnięcia przy moim boku. Podreptał z powrotem do swojego pokoju, gdzie w niemal całkowitej ciszy, zasnął niemal od razu.

***

- Szybciej, amad, szybciej! - poganiał mnie Frerin, ciągnął mnie za rękę przez korytarze Ereboru.

- Idę przecież! - zaśmiałam się - Nie zjedzą nam wszystkiego!

- Wujek Bombur może!

Pokręciłam głową i dałam się synowi prowadzić do naszych wspólnych kompanianych apartamentów. Chłopiec w końcu jednak stracił cierpliwość i puścił moją dłoń, samemu pędząc w stronę pokoi. Wpadł rozradowany przez wielkie drzwi i od razu dobiegł do jego ulubionego miejsca przy stole.

- Proszę, proszę! - Dwalin poczochrał go po włosach - Mały książę już na nogach?

- Nie mogłem spać. - Frerin wzruszył ramionami - Mama strasznie chrapie.

Akurat weszłam do pomieszczenia, by stać się centrum zainteresowania wszystkich. Zgromadzeni spojrzeli na mnie i zaśmiali się trochę.

- To nieprawda! - oburzyłam się.

- Wiesz, to my spędziliśmy z tobą kilka miesięcy w drodze, więc wiemy swoje. - Dwalin pokiwał głową.

- Ty się nawet nie odzywaj, bo wcale nie jesteś lepszy! - fuknęłam i usiadłam przy stole.

- Tak sobie powtarzaj... - mruknął pod nosem.

Sięgnęłam po sporą kromkę pokaźnej chałki, na którą od razu nawaliłam potężną warstwę dżemu porzeczkowego. Dis zmarszczyła brwi.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now