Rozdział 26: Konsekwencje szaleństwa i legenda z dawnych czasów

446 28 15
                                    

Obudziłam się czując na twarzy wpadające przez okno promienie. Słońce nie świeciło wtedy wystarczająco mocno, by mnie ogrzać, ale było już na tyle jasno, by irytująco prześwitywały przez moje powieki. Jeszcze zanim oprzytomniałam, zaraz po przebudzeniu poczułam pulsujący ból za oczami. Z wczorajszej zabawy nie pamiętałam nic oprócz pierwszych piętnastu minut, jednak okropne uczucie, rozrywające mi od środka głowę mówiło, że musiałam nieźle zaszaleć.

- Święci Valarowie, moja głowa... - jęknęłam przeciągle, masując skronie.

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że w pokoju jestem całkowicie sama. Nie pamiętałam, w jaki sposób znalazłam się w łóżku u siebie w komnacie, ale z ulgą stwierdziłam, że skoro nikogo obcego tu ze mną nie było, a ja na sobie miałam te same ubrania co wczoraj, nie odwaliłam niczego, czego bym później bardzo żałowała. 

Sama do końca nie wiedziałam, co mi strzeliło do głowy, żeby aż tak przesadzić z alkoholem. Tak naprawdę nie byłam pijana, od kiedy zaszłam w ciążę z Frerinem. Dodatkowo coraz więcej czasu poświęcałam na zajmowanie się królestwem, przez co musiałam nauczyć się więcej odpowiedzialności niż dotychczas, a potem doszły obowiązki wiążące się z opieką nad dzieckiem. Nie wiedziałam, że moja odporność tak bardzo spadła i odbije mi tak szybko.

Zaniepokoił mnie jednak fakt, że Thorina nie było obok, kiedy się obudziłam. Nigdy nie podobało mu się, że zwykle byłam o wiele częściej i bardziej pijana niż on. Zazwyczaj w związku to żona była tym głosem rozsądku. Mój mąż był jednak wczoraj obecny podczas całej naszej zabawy i widział, co wyprawiałam, a do tego wątpiłam, by on również się upił i o wszystkim zapomniał. Ale... nie był chyba na mnie aż tak zły, żeby wyjść, kiedy  się obudził i zobaczył mnie w takim stanie, albo w ogóle ze mną nie spać... prawda?

Przetarłam oczy i westchnęłam głęboko. Na szafce, znajdującej się obok łóżka zauważyłam stojący dzbanek z wodą. Nalałam sobie całą szklankę i jednym duszkiem opróżniłam ją do dna, mimo to nadal czułam się fatalnie. Postanowiłam jednak wziąć się w garść i po chwili wstałam z łóżka. Przebrałam się z wczorajszych ubrań i masując dłonią czoło, wyszłam z pokoju.

Markotna przechodziłam korytarzami, rozglądając się w poszukiwaniu kogoś znajomego, jednak dookoła było pusto. Może nie tylko mnie nie chciało się opuszczać łóżka... 

W końcu zdołałam odnaleźć męża, jednak kiedy tylko zobaczył, że idę w jego stronę, odwrócił się i przyspieszył kroku. Zirytowana wywróciłam oczami i ruszyłam za nim.

- Thorin, poczekaj, proszę!

Nie zważając na moje nawoływanie, szedł dalej. Udało mi się go jednak dogonić, więc chwyciłam go za ramię.

- Porozmawiaj ze mną! - nalegałam.

- Wydaje mi się, że nie mamy o czym rozmawiać.

- Jesteś na mnie zły...

- Niemożliwe, wydaje ci się. - powiedział sarkastycznie - Nie lubię, kiedy jesteś pijana, wiesz o tym.

- Nie wszystko jest tak, jakbyś chciał. - powtórzyłam jego słowa z naszej kłótni w Bag End - A poza tym, przecież nie chciałam, żeby tak wyszło! - przekonywałam - Poniosło mnie! Naprawdę było aż tak źle?

- Tak.

- Gorzej niż...

- Tak.

- A wtedy jak...

- Też.

- Bardziej niż...

- Tak.

- O mój Durinie... - z zażenowaniem schowałam twarz w dłoniach - Co mam zrobić, żebyś się nie gniewał? - spojrzałam na niego błagalnie.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now