Rozdział 2: Jego wścibstwo nie zna granic

980 40 40
                                    

Nie, nikt nie potrafi tak świętowac, jak krasnoludy.

Przyjęcie po koronacji rozkręcało się z każdą chwilą. Po najedzeniu się, wszyscy goście ruszyli na parkiet i szaleli w rytmie skocznej muzyki. Pod ścianą stały całe zapasy piwa miodowego w niezliczonej ilości drewnianych beczek, na stołach co chwilę pojawiały się jeszcze parujące pieczenie, których zapach od razu wypełniał salę balową.

Oczywiście nie tylko krasnoludy imprezowały tego wieczoru - na przyjęciu zjawiło się wielu mieszkańców z Dale, które także powracało do pierwotnego stanu oraz nie mało elfów. Z tego co widziałam, Thranduilowi nie było u nas źle. 

Muzycy grali na najróżniejszych instrumentach, a ja brykałam z każdym krasnoludem, w którego ręce się dostałam. Niby taniec zaczęłam z Thorinem, ale swojego partnera zmieniłam już chyba ze sto razy. Ostatecznie trafiłam na Bofura.

- No proszę, Arissa, ale szalejesz! - wykrzyknął, kiedy robiłam piruet.

- Nie miałam takiej zabawy od lat! Korzystam puki nie muszę byc ułożona i ogarnięta!

- I tego się trzymajmy - kiwnął żwawo głową, po czym razem z melodią przyspieszyliśmy tempo. - Gdzie nasz król?

- A ja wiem? Zgubiłam go pół godziny temu! Jak ci się podoba przyjęcie?

- Nie tańczyłem z tobą wieki! Już zapomniałem jaka to zabawa!

- Jak z nikim innym, co nie?  - uśmiechnęłam się.

- Lepiej bym tego nie ujął. Kiedy konkurs picia?

- Myślę, że trochę później - odparłam - Tym razem pobalujmy na trzeźwo!

- Ale potem szalejemy, nie?

- Ryzykujemy całodziennym kacem, wiesz o tym!

- Raz na jakiś czas ci nie zaszkodzi! Ile temu ostatnim razem byłaś pijana?

- Ja? U Beorna, a ty?

- Też. Widzisz? Kilka miesięcy przerwy było!

- No w sumie racja! - przytaknęłam mu.

W końcu zostałam Bofurowi odebrana, po czym tańczyłam z jeszcze paroma krasnoludami, którym kilka razy musiałam mówic, żeby nie zwracali się do mnie 'wasza wysokośc'. W pewnym momencie muzyka uspokoiła się, a ja wpadłam w ramiona męża.

- Nareszcie cię jesteś mój - szepnęłam, splatając palce na jego karku, podczas gdy on położył mi dłonie na biodrach.

- Zawsze byłem twój - odparł z lekkim uśmiechem. 

- Ale przez trzydzieści minut cię nie miałam.

Krasnolud zaśmiał się nisko.

- Jestem z ciebie taka dumna - powiedziałam mu cicho.

Zmrużył oczy i przyjrzał mi się uważnie.

- Bo?

- Byłeś miły dla Thranduila. - opowiedziałam prosto.

Westchnął.

- Zmusiłaś mnie. Jesteś pewna, że on chce zgody między nami?

- Dlaczego miałoby byc inaczej? - zmarszczyłam brwi.

- Nie pamiętasz naszego spotkania w trakcie wyprawy? Ty też go wyzywałaś.

Otworzyłam szeroko oczy.

- A ty niby skąd to wiesz?!

- Ciężko było nie słyszec - wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now