Rozdział 31: URODZINOWY MARATON (2)

276 29 6
                                    

***

Zbliżał się już wieczór, a dookoła zrobiło się już ciemno, więc jednogłośnie postanowiliśmy się zatrzymać. Udało nam się wrócić na właściwi szlak, a ja wstępnie wyliczyłam, że w okolicach jutrzejszego południa powinniśmy dotrzeć do domu Beorna.

Dopisało nam szczęście, bo znaleźliśmy całkiem sporą w rozmiarach jaskinię, gdzie mogliśmy spędzić noc. Osłaniała nas przed wiatrem, który nie był zbyt przyjazny i przeszkadzał w utrzymaniu płomienia w ognisku.

Bombur mieszał już gotującą się w kociołku nad ogniem kolację, kiedy kątem oka zauważyłam, jak Thorin podnosi się ze swojego miejsca i dyskretnie opuszcza obóz. Ze zmarszczeniem brwi również wstałam i zaczęłam za nim podążać.

Zostałam gwałtownie zatrzymana przez silny uścisk na ramieniu.

- Hej, Arissa! - był to Dwalin - Gdzie się wybierasz? Chciałem właśnie z tobą porozmawiać!

- Jestem pewna, że to może poczekać. - zmrużyłam oczy na jego gorączkowy, ale niezbyt przekonujący ton - Muszę coś sprawdzić.

- Chodzi o Thorina? Nie martw się, obok jest strumyk, więc pewnie poszedł tylko po świeżą wodę.

- Jasne, ale wiesz co, raczej sama się o tym upewnię. - odparłam i nie dając mu szansy na odpowiedź, ruszyłam śladem męża.

Szłam kawałek za nim, nie chcąc zwrócić na siebie jego uwagi i przez chwilę obserwowałam jego ruchy. Od paru godzin wydawał mi się bledszy niż rankiem, a do tego ruszał się jakby gęstość powietrza wzrosła kilkadziesiąt razy.

W końcu jednak troska o jego zdrowie mnie pokonała i ujawniłam się, kiedy znaleźliśmy się parę minut drogi od miejsca obozu.

- Thorin...? - odezwałam się niepewnie.

Krasnolud obrócił się gwałtownie, a mojej uwadze nie umknęło, że spowodowało to u niego lekką utratę równowagi.

- Arissa... co ty tutaj robisz? Powinnaś być w obozie. - przesunął prawą rękę nieco do tyłu.

- Tak samo, jak ty. - odparłam - Co robisz?

- Chciałem... wymienić wodę! Tak, słyszałem strumień i... - zaczął się tłumaczyć, chociaż słowa nieco kulawo i niewyraźnie opuszczały jego usta.

- Od kiedy ty i Dwalin tak współdziałacie mentalnie? - uniosłam brew - Już drugi raz dzisiaj tłumaczycie mi się tak samo.

- Zawsze myśleliśmy podobnie. - wzruszył ramionami i odetchnął głęboko.

Podeszłam parę kroków w jego stronę.

- Thorin, wszystko w porządku?

- Co? - spojrzał na mnie trochę nieprzytomnie - Tak, tak! Po prostu... trochę kręci mi się w głowie, to ta choroba.

Gdy podeszłam jeszcze trochę bliżej, dzięki lekkiemu oświetleniu przez księżyc zauważyłam, że cała jego twarz błyszczy od potu.

- Jesteś cały mokry, co się dzieje? - zapytałam, robiąc kilka szybkich kroków.

- Nic, tylko trochę tu duszno...

- Wielki Durinie, i masz straszną gorączkę! - przyłożyłam mu dłoń do czoła, od razu czując bijące od niego ciepło.

- Głowa... boli... - wymamrotał ledwo spójnie i zauważyłam, że zachwiały mu się kolana.

- Hej, hej... spokojnie, powiedz, co jest nie tak. - złapałam go pod ramię, gdy do moich uszu dotarł jego ciężki oddech.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now