Rozdział 105: Przez mrok i głębię kopalni

78 12 2
                                    

Szliśmy niespiesznym krokiem węższymi i szerszymi chodnikami wśród mało przyjaznych ciemności Morii. Nasze kroki odbijały się echem od ścian i wydawały stłumiony dźwięk, który rozchodził się po ogromnych zacisznych przestrzeniach. Gandalf przyświecał nam swoim magicznym kijkiem, jednocześnie nas prowadząc. Czas niewiarygodnie się tu ciągnął, a wszystko przez dzwoniącą w uszach ciszę. Przez pewien czas baliśmy się nawet odezwać, ale coraz częściej dało się słyszeć wśród nas przyciszone szepty – zazwyczaj między Merrym a Pippinem.

Raz wspinaliśmy się po stromych schodach, raz schodziliśmy nisko w dół. Układ wielu przejść był dość skomplikowany i niezbyt wyrównany, więc można by nasz masz w pionowym przekroju porównać do sinusoidy. Męcząca była sama ciemność, która utrzymywała się niemal w całej swej okazałości mimo pomocy czarodzieja, sama zachęcała do zamknięcia oczu i położenia się spać.

Wędrując bez słów, rozglądałam się dookoła z niemym zachwytem. Założyciele Morii odwalili kawał niezłej roboty. Wiele rzeczy w pewien sposób przypominało wnętrze Ereboru, na przykład niektóre zdobienia wyryte w kamiennych ścianach lub łączenia poszczególnych chodników i korytarzy. Jednakże w odróżnieniu od miasta w Samotnej Górze, to królestwo znajdowało się całkowicie i głęboko pod ziemią. Erebor natomiast był chociaż troszeczkę wystawiony na świat i wątpiłam, by sięgał aż tak głęboko.

Weszliśmy na jedną ze ścieżek prowadzących nad wyższymi, czyli pierwszymi, poziomami kopalń. Nie było tu żadnych zabezpieczeń, gdyż nie służyła ona raczej do celów turystycznych, więc musieliśmy trzymać się blisko ściany i uważać, by nie stanąć na ruchomym kamieniu i wraz z nim nie odbyć szybkiej podróży w dół szybów.

- Moria to wielka sieć kopalni i jaskiń – zaczął mówić Gandalf. – Przy okazji wybudowane zostało tu królestwo, by górnicy mieli gdzie mieszkać. To właśnie kopalnie stanowią zalążek tej niegdysiejszej potęgi krasnoludów. Jej bogactwo nie bierze się jednak ze złota ani drogocennych kamieni, ale mithrilu, nazywanego prawdziwym srebrem. – Wysunął świecącą różdżkę nieco poza krawędź ścieżki, rzucając jasny blask na wyższe partie mijanego przez nas szybu.

Światło odbiło się od wilgotnych i śliskich skał, jednocześnie wskazując nam niemal niewidoczne żyłki mithrilu przebijające się przez skały. Musiałam przyznać, że wyglądało to co najmniej oszałamiająco. Chociaż niezbyt przypominało kopalnie mego domu i tak było w nich coś, że ciężko było odwrócić wzrok.

- Bilbo dostał kiedyś od Thorina kolczugę wykonaną z mithrilu – wspomniał czarodziej.

- Szczodry dar – mruknął Gimli.

- Thorinowi zdarzało się mieć chwile swej hojności – skinęłam głową.

- O tak – zgodził się Gandalf. – Nie mówiłem mu o tym... ale swoją wartością przewyższała całe Shire.

- Rany – uniosłam brwi. – Gdybym wiedziała, w życiu nie pozwoliłabym mu jej oddać. Ile elfickiego wina byśmy za to dostali... – Na moje słowa reszta grupy zareagowała cichym śmiechem.

W moim sercu zakiełkowała minimalna nadzieja. Może przejście przez Morię nie musiało być takie straszne, jak sobie od początku wyobrażałam...?

***

Powoli unosiłam jedną nogę za drugą, na przemian z rękami, wspinając się po wyjątkowo nieprzemyślanych pod kątem nachylenia schodach. Dodatkowo musieliśmy baczyć na porozrzucane tu i ówdzie mniejsze odłamki skalne, jakieś zbrojeniowe śmieci czy kolejne szkielety. Jako jedna z ostatnich wgramoliłam się na samą górę. Otrzepałam kolana z kurzu i pyłu, w których pięknie się wytarzałam, po czym omiotłam nieduże otoczenie spojrzeniem. Mój coraz mniej pewny wzrok padł na rozchodzące się w różne strony trzy tunele. Potem skierowałam go na Gandalfa, licząc, że zaraz dziarsko powie, że doskonale wie, gdzie iść dalej. Tu się jednak przeliczyłam.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now