Rozdział 108: W drodze na Północ

66 12 4
                                    

***

- Unikasz mnie – oznajmiłam, informując siedzącego tyłem do mnie na wystającym korzeniu drzewa Legolasa o swojej obecności.

Elf nie wzdrygnął się na mój głos, ani nawet nie obejrzał w moją stronę; najwyraźniej ze swoim elfim słuchem wiedział, że idę w jego kierunku. Niespiesznym krokiem zbliżyłam się do jasnowłosego, po czym usiadłam obok niego na konarze. Zerknęłam na niego kątem oka, jednak Legolas uparcie utrzymywał swój wzrok na obracanym w dłoniach sztylecie.

Od naszego wyjścia z Morii widziałam w nim pewne słabo dostrzegalne zmiany – chociażby to, że od tamtego momentu nie wymieniliśmy między sobą ani jednego słowa. Przygnębiony wyraz oczu, brak kąśliwych zaczepek w stronę Gimliego, a także przygarbione, jakby pod jakimś ciężarem, ramiona.

- Co leży ci na sercu, hên? – spytałam łagodnym głosem.

Legolas przełknął ślinę, a jego spojrzenie niemal niezauważalnie opadło w dół.

- Wtedy w Morii – zaczął cichym głosem – nie powinienem cię tak nazywać.

- Dlaczego tak uważasz? – zapytałam delikatnie.

Jasnowłosy wzruszył nieco ramionami.

- Moja mama zginęła, żeby mnie uratować – mówił – kiedy byłem bardzo mały. Mam wrażenie, jakbym... ją zdradził albo się jej wyrzekł.

- Legolas – popatrzyłam na niego ze współczuciem w oczach – Skąd ci to przyszło do głowy?

- Tylko na nią mówiłem naneth – odparł. – Pomyślałem, że poczułaby się, jakbym chciał ją kimś zastąpić.

- Nie próbuję zastąpić twojej matki – powiedziałam od razu. – Nie powinnam nawet próbować. Ale spójrz na to z tej strony... jeśli zdecydujesz się trwać przy boku Kathrin, czy tego chcesz czy nie, kiedyś zostanę twoją drugą matką – zauważyłam. – Każdy potrzebuje czasem rady lub wsparcia od kogoś, kto się nimi może zaopiekować. Jestem pewna, że twoja mama nigdy nie miałaby ci za złe szukania u mnie pomocy.

- Na pewno? – spojrzał na mnie uważnie.

- Oczywiście, że tak – zapewniłam go. – Kiedy miałam paręnaście lat mieszkałam z moim przyjacielem – wspomniałam. – On i jego rodzice stali się moją rodziną i jestem pewna, że moja mama bądź tata nie mieliby do mnie pretensji, że innych też tak nazywałam. Wiele im zawdzięczałam i chociaż w ten sposób mogłam to okazać.

Legolas pokiwał do siebie głową, nic nie mówiąc. Jego wzrok ponownie spoczął na trzymanej przez niego broni. W nieco napiętej ciszy wyczułam, że nie było to wszystko, co chciałby z siebie wyrzucić.

- Jest coś jeszcze, prawda? – odezwałam się po krótkiej chwili milczenia.

- Skąd wiesz?

- Jestem matką od niemal osiemdziesięciu lat – stwierdziłam. – Wykształcił mi się pewien instynkt – uśmiechnęłam się lekko.

- Nie wiem, czy zrozumiesz – mruknął.

- Masz moje słowo, że spróbuję – położyłam mu dłoń na ramieniu. – Możesz mi o wszystkim powiedzieć.

Elf milczał przez moment. Spuścił wzrok na zieloną trawę i chwilę zbierał się, by się odezwać.

- Brakuje mi Gandalfa – powiedział w końcu. – Znałem go, odkąd byłem dzieckiem i... i wydawało się, że zawsze jest obok, kiedy go potrzebowałem. Tyle już widział i przeżył, że... wydawał się niepokonany.

- Chciałabym, żeby było inaczej, ale nikt nie jest niepokonany – westchnęłam. – Nie znałam Gandalfa tak długo, jak ty, ale mimo to sporo razem przeszliśmy i mogę powiedzieć, że wiem, co czujesz. – Na moją twarz wkradł się smutny uśmiech. – Walczył w bitwach, pokonywał czarne zaklęcia i zdawało się, że nic go nie rusza – pokiwałam do siebie głową. – Chociaż mógł być czasem wkurzający jak nikt inny, nie potrafiłam sobie wyobrazić Śródziemia bez Gandalfa...

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now