Rozdział II

5.5K 212 59
                                    



Wrzesień – Październik 1998

Wrzesień przeminął bez większych rewelacji. Wszyscy szybko wskoczyli w normalny tryb szkolny, jaki niósł ze sobą ostatni rok nauki. Ilość zadań domowych i materiału do opanowania, była naprawdę ogromna, a dodatkowe patrole prefektów męczące. Jesień przyszła nadspodziewanie szybko - ponura, zimna i deszczowa. Miłymi chwilami w poprzednim miesiącu, były tylko te, gdy przybywała poczta. Harry zamknięty na Grimmauld Place wraz z Remusem i jego rodziną, był zajęty planowaniem. Próbowali odgadnąć, jak odnaleźć ostatni, nieznany im horkruks Voldemorta, a także jak dostać się do niego na tyle blisko by móc zabić Nagini. Nikt z nich nie wiedział, co tak naprawdę stało się z Czarnym Panem, po tym jak obydwoje z Harrym padli na chwilę na polu walki. Gdy Harry wstał, oszołomiony i obolały, Voldemorta i Śmierciożerców już nie było – po prostu zniknęli. To dlatego, niektórym tak łatwo było uwierzyć w to, że wojna się skończyła... Zakon jednak nie miał wątpliwości. Voldemort wciąż żył i zapewne właśnie planował, jak ostatecznie podbić ich świat.

Harry pisał do niej i Rona raz w tygodniu. Musiał często zmieniać sowy, a także podpisy i charakter pisma. Hermiona wyszukała sprytne zaklęcie, które mu w tym pomagało. Dzięki temu, mieli choć namiastkę kontaktu ze sobą. Wiedziała, że Ron bardzo tęsknił za ich przyjacielem. Ona też, ale starała się skupić na nauce i na tym, by w nocy nie śnić o pewnym cholernym Ślizgonie.

Malfoy nie zwracał na nią kompletnie żadnej uwagi, gdy mijali się na korytarzach, czy w czasie wspólnych lekcji. Nie dokuczał jej, nie wyzywał ani nawet nie patrzył w jej stronę. I prawie przez cały czasy – gdy to ona spoglądała na niego – wyglądał jakby był odgrodzony od wszystkich szybą. Zupełny brak emocji w jego spojrzeniu, nadawał mu poniekąd nieludzki wygląd.
Jedynymi wyjątkami od tych sytuacji było spotkanie jej, gdy szła gdzieś razem z Ronem. Wtedy od razu wracał dobrze im znany wredny Ślizgon, który nie mógł sobie odpuścić, by nie poszydzić z ich związku i nie uderzyć jakoś w poczucie godności Weasleya. Nie wiedziała, co się zmieniło, że Malfoy przestał wyzywać ją od szlam, a nawet nie reagował, gdy Parkinson albo któraś z sióstr Greengrass to robiła podczas popołudniowej nauki w bibliotece. Dziwiła ją trochę jego postawa, ale starała się o tym za dużo nie rozmyślać. Unikała też szczebiotu Lavender i Parvati na temat tego, jak to Malfoy wyrósł i wyprzystojniał w tym roku. To niestety była cholerna prawda... Niemniej, to przecież nie miało żadnego znaczenia.


Mógł być wysoki, przystojny, bardzo męski, wysportowany i popularny. Mógł też w tym semestrze konkurować z nią wynikami w nauce, świetnie przygotowany do każdych zajęć, oczytany i dokładny. Jednak to wszystko musiało pozostawać gdzieś daleko, na marginesie jej umysłu, bowiem rozmyślanie o nim powodowało, że jej sny stawały się coraz intensywniejsze.
Robiło jej się niedobrze, za każdym razem, gdy wyobraziła sobie, co Ron albo Harry powiedzieliby na to, że śni w takich sposób o ich wspólnym wrogu. Nie przyznała się do tego nawet Ginny i Lunie, nie chcąc by ją źle oceniły.

Starała się myśleć racjonalnie – miała dziewiętnaście lat i był to wiek, gdy naturalnym stawało się zauważanie tego, że jej koledzy ze szkoły wyrastali na przystojnych, wysokich i ciekawych mężczyzn. Wystarczyło spojrzeć na Nevilla, który w tym roku podbija wiele niewieścich serc swoją atletyczną budową albo na Michaela Cornera, przez którego uczennice wdawały się w bójki pomiędzy sobą. Malfoy też był w czołówce szkolnych przystojniaków, razem z Grahamem Montague, Blaisem Zabinim i Theodorem Nottem. Wiadomym jednak było, że Ślizgońscy faceci są nietykalni przez dziewczyny z innych domów. Jakiekolwiek próby flirtu z nimi, kończyły się natychmiastową interwencją wrednego klanu Ślizgonek, pod wodzą Pansy Parkinson. Dlatego dziewczyny, takie jak Parvati czy Lavender, wzdychały do adonisów ze Slytherinu wyłącznie z daleka.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Where stories live. Discover now