Rozdział XLVII

5.6K 242 23
                                    


Rozmawiali o wielu rzeczach. O ulubionych książkach. Jedzeniu. Muzyce. Hermiona z tego, co mówił Draco, wywnioskowała, że jego dobre relacje z rodzicami, nie zawsze takie były – zwłaszcza jeśli chodziło o Lucjusza. Zrozumiała, że ojciec Malfoya był poniekąd taki jak on sam – udawał kogoś, kim spodziewano się, że będzie, gdy tak naprawdę w głębi siebie czasami czuł się zupełnie inaczej.

Nie spodziewała się, że kiedykolwiek tak na to spojrzy – jako na zbiór wyuczonych na pamięć poglądów, które Draco był zmuszony prezentować w szkole przed wszystkim od swojego pierwszego dnia. Oczekiwano od niego, że będzie popierał idee czystej krwi – więc to robił. Liczono, że będzie wyśmiewał słabszych – więc nie hamował się przed tym. Spodziewano się, że będzie uwielbiał szydzić ze szlam – a on starał się temu sprostać.

Nosząc nazwisko Malfoy, miał być naturalnym liderem i zawsze wszystko i wszystkich ustawiać pod siebie. Wcale nie dlatego, że tego chciał – po prostu tego od niego wymagano, od kiedy tylko potrafił zrozumieć, czym tak naprawdę jest wymaganie. To była tylko z góry narzucona mu maska.

Czuła, jak jej serce się rozgrzewa. Taka szczera rozmowa z Draconem była czymś, co umocniło ją w poczuciu tego, że wcale nie musi się bać czy wstydzić swoich rosnących uczuć do niego. To nie tak, że zauroczyła się w skończonym draniu. Draco przy bliższym poznaniu okazał się całkiem porządnym facetem. Najwyraźniej dojrzał i wiele zrozumiał. Zweryfikował swoje poglądy i wytworzył nowe. Hermiona odkryła, że jest szczęśliwa, że może się o tym wszystkim przekonywać na własnej skórze.

💍💍💍

Odkopano ich po ponad trzech godzinach. Najpierw nastąpił zgrzyt, a później nagła jasność rozlała się tuż nad ich głowami. Poczuła, jak siedzący za nią Draco odetchnął z głęboką ulgą. Obydwoje byli odrętwiali z zimna, gdy niezgrabnie próbowali się podnieść i wyplątać ze swojego ciasnego uścisku.

Hermiona zmrużyła oczy, parząc w górę. Lord Higgs, Lucjusz Malfoy, Graham Montague i jakiś nieznany jej mężczyzna krzyczeli coś do siebie i innych, wydając rozkazy. Wreszcie po kilku machnięciach różdżki, śnieg jeszcze bardziej odsunął się od ich przeźroczystej bańki, nim można było bezpiecznie zdjąć zaklęcie i ich uwolnić.

- Jesteście cali? – zapytał od razu pan Higgs, gdy tylko mogli go wyraźnie usłyszeć.

- Wszystko w porządku – zapewnił go Draco.

- Panna Dagworth-Granger jako pierwsza – zdecydował ojciec Terenca, przechylając się przez brzeg usypiska, by móc ją wyciągnąć.

Hermiona poczuła duże dłonie Draco na swojej talii, gdy z łatwością uniósł ją do góry i przekazał w ręce oczekujących na nią ratowników. Złapali ją za przedramiona i wyciągnęli na powierzchnie, a ona musiała mocno zacisnąć powieki przed rażąco jasnym, choć już powoli zachodzącym słońcem.

Nagle poczuła dziwnie znajomy zapach, a ktoś otoczył jej ciało grubym, ciepłym kocem, pocierając jej plecy opiekuńczym gestem.

- Dobrze, że już po wszystkim – usłyszała napięty głos Lucjusza i odkryła, że to był on.

Hermiona otworzyła oczy akurat w momencie, gdy ojciec Terenca, Graham i jakiś nieznajomy mężczyzna, pomogli Draco ostatecznie wyjść z ich bezpiecznej kryjówki.

Rozległy się brawa i dopiero w tej chwili zorientowała się, że dookoła nich stało o wiele więcej osób – ratowników i mężczyzn, których dziś rano widziała na bankiecie powitalnym w domu Parkinsonów. Obejmujące ją ramię zniknęło, a ona przez wciąż lekko zamglony wzrok, patrzyła na to, jak Lucjusz podchodzi, by uścisnąć dłoń syna. Obaj Malfoyowie przez chwilę uśmiechali się do siebie złośliwie, nim Lucjusz nagle przygarną Draco do swojego torsu i mocno poklepał go po plecach. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Najpewniej Malfoy senior naprawdę drżał ze zmartwienia o swojego jedynego potomka.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz