Rozdział LXIII

6.6K 236 51
                                    


20 luty 1999


Kamień miał kolor nieco głębszego błękitu. Spokój, zaufanie i opanowanie. Jednak - jeśli ktoś przyjrzał mu się bliżej - mógł zauważyć w nim delikatne, czarne niteczki, przecinające delikatnie jego powierzchnię. Onyx. Ochrona.


Kamień nastroju dobrze rozumiał jej intencje i nie zmienił się na czarny, by móc ukazać cały jej stres. Nie mogła go jednak założyć bez obaw o to, że w pewnym momencie mógłby to zrobić. Nie wiedziała, na ile uda jej się, wciąż ukrywać swoje emocje. Odłożyła go więc i spojrzała na aksamitne pudełko z biżuterią, które przyniosła ze sobą Narcyza.


Bransoletka jednej z prababć Lucjusza miała na sobie runy ochrony i protekcji, a pasujące do niej kolczyki, choć wyglądały na ciężkie, nosiły na sobie specjalne zaklęcie sprawiające, żeby nie powodowały dyskomfortu. Kolia była zaklęta w ten sam sposób, co ta, którą zerwał z niej Rowle. Nie mógł jej dotknąć nikt, poza kimś noszącym nazwisko Malfoy.


Hermiona poprawiła rękaw swojej cudownej, ciemnogranatowej szaty, haftowanej złotymi, misternymi wzorami. Loredana naprawdę się postarała. Wyglądała w niej, jak prawdziwa księżniczka czystej krwi, choć była ubrana w tradycyjny strój czarownicy.


Z tego - co wiedziała - szaty Draco miały podobny kolor i wzór, natomiast Narcyza i Lucjusz postawili na ciemny zieleń i srebro. Wszyscy prezentowali się bardzo dostojnie. Od razu, wyraźnie miało być widać, jak bardzo majętną są rodziną.


Narcyza miała łzy w oczach, gdy pomagała wpiąć w jej loki tę samą diamentową spinkę, którą podarowała jej w czasie błogosławieństw przed ceremonią przyrzeczenia.

- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała Hermiona, starając się nie dać po sobie poznać jaki, to wszystko miało wpływ na nią samą.

- Wiem o tym - odszepnęła Lady Malfoy, stając przed nią i kładąc jej dłonie na ramionach.

Ostrożnie, tak by nie zepsuć swoich gotowych strojów, fryzur i makijażu, obie kobiety się uściskały, tłumiąc swoje wzruszenie.

- Uśmiechaj się i udawaj zaintrygowaną tym, że w ogóle tam jesteś - poradziła po raz ostatni.

- Postaram się - Hermiona zmusiła się do niewielkiego uśmiechu, który Narcyza z równym wysiłkiem odwzajemniła.

- Draco zaraz po ciebie przyjdzie. Będziemy czekać na was z Lucjuszem w gabinecie - Narcyza delikatnie pogładziła palcami jej policzek, po czym wyszła z jej komnaty.

Hermiona jeszcze raz spojrzała w lustro. Jej palce prawie machinalnie sięgnęły do rękawa szaty, w którym w specjalnej skrytce miała ukrytą różdżkę. Tak bardzo się bała, co się stanie, jeśli zostanie zmuszona do jej użycia. Ze wszystkich sił chciała tego uniknąć, ale tak naprawdę ta wizyta była zupełnie nieprzewidywalna.

Nie bała się o siebie. Wyprawa po horkruksy nauczyła ją wyraźnie, że na wiele rzeczy nie ma się wpływu. Jednak Draco i jego rodzice... Chyba naprawdę wolałaby umrzeć niż oglądać, jak coś im się przez nią stało.

Rozległo się krótkie pukanie, lecz nim zdążyła odpowiedzieć, drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Draco. Wyglądał naprawdę elegancko i poważnie w swoich idealnie skrojonych szatach. Nie mogła nie uśmiechnąć się na jego widok.

Spojrzała w dół na kamień nastroju, który wciąż trzymała w dłoni i gdy powoli jego barwa zaczęła zmieniać się na różową, a zaraz później czerwoną, szybko wepchnęła go do szuflady swojego nocnego stolika. Nie mogła się wydać przed nim w taki sposób ze swoimi uczuciami. To naprawdę nie była odpowiednia pora, by rzucać wyznaniami miłości.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Where stories live. Discover now