Rozdział XVII

4.8K 219 9
                                    


    Na końcu korytarza Hermiona zobaczyła kolejne, ciężkie, metalowe drzwi. Przez chwilę zastanowiła się, czy nie popełniła błędu przedwcześnie lecząc jego dłoń i czy Malfoy przez nią nie będzie musiał zranić się po raz kolejny, ale okazało się, że tym razem wystarczyło kilka skomplikowanych ruchów różdżką, by drzwi się otworzyły.

Przytrzymał je dla niej, gestem dając jej znać, że ma wejść do środka. Zrobiła kilka, niepewnych kroków i na chwilę zamarła, wreszcie rozumiejąc, gdzie się znalazła.

To bez wątpienia był skarbiec. Wysoko sklepione pomieszczenie, świeciło jasnozłotym blaskiem, odbijającym się od wielkich stosów galeonów, złotych pucharów, wielkich skrzyń pełnych skarbów oraz mieczy i innej szlachetnej broni.

- Nie trzymacie majątku w banku? – zdziwiła się, wchodząc bardziej w głąb tej komnaty bogactw.

- Oczywiście, że tak. To tylko ułamek wszystkiego. Trzymamy to tu na wypadek, gdyby nagle odcięto nam dostęp do kont, w przypadku kolejnej wojny z Goblinami – Draco zaśmiał się nieco ponuro.

- Praktyczne – mruknęła pod nosem, patrząc na coś, co wyglądało jak szczerozłoty szkielet wysadzany rubinami i szmaragdami.

Draco podszedł do jednej ze ścian, przy której stały szklane gabloty z biżuterią. Hermiona nie przypominała sobie, by kiedykolwiek widziała ich więcej, nawet w największym salonie jubilerskim w jakim była.

- Musisz podejść bliżej, jeśli masz coś wybrać – przywołał ją machnięciem ręki.

- Wybrać? Ja? – zdziwiła się.

Draco wymownie przewrócił oczami.

- Oczywiście, że ty. To nie ja będę musiał nosić ten pierścień codziennie przez prawie rok.

- Pierścień? Każesz mi samej wybrać sobie pierścionek zaręczynowy? – zapytała kompletnie zaskoczona.

- Mógłbym osobiście wybrać jakiś tradycyjny klejnot. Wszystkie są stare i cenne – Draco wskazał jej na całe rzędy błyskotek. – Jednak jak wspomniałem, to ty go będziesz musiała nosić, więc lepiej byś sama pokazała, co ci najbardziej odpowiada. To i tak nie ma przecież większego znaczenia – przyznał wprost.

- Racja... Niemniej miło, że o tym pomyślałeś – Hermiona podeszła bliżej, poniekąd zadowolona z tego, że Malfoy nie przymusił jej by założyła na palec jakiś ohydny szmaragd, wielkości smoczego jaja.

- Te gabloty, to pierścienie zaręczynowe Malfoyów. Tamte to pierścienie Blacków. Jako ostatni z rodu, mam prawo do swobodnego dysponowania nimi – wyjaśnił oględnie.

- Harry też odziedziczył część majątku Blacków...

- Tylko pieniądze, które były w skarbcu Syriusza. Wszelkie inne dobra zostały przeniesione po śmierci ciotki Walburgi do rodzinnych skarbców mojej babki Druelli. Po jej śmierci odziedziczyła je moja matka, jako że Bellatirx była wtedy w więzieniu i nikt nie liczył, że mogłaby jeszcze spłodzić potomka.

- Tak naprawdę powinna je była odziedziczyć Andormeda – wspomniała szorstko Hermiona.

Draco roześmiał się pod nosem.

- To prawda i zapewne tak by się stało, gdyby nie została usunięta z rodziny. To dlatego ona, jej córka oraz wnuk nie mają prawa do ani galeona z tego majątku.

- To dobrze dla ciebie – Hermiona posłała mu cierpki uśmiech.

- Majątek Malfoyów jest dziesięciokrotnie większy. Nie potrzebowałem tego do szczęścia, jeśli to właśnie sugerujesz – Draco spojrzał na nią zimno.

- Niczego nie sugerowałam, tylko stwierdziłam fakt – odgryzła się od razu.

- Wybierz jakiś pierścionek i wracajmy, nim matka się wścieknie, że nie dotarliśmy na czas, by móc wybrać jakieś głupie kwiatki – sarkał.

Hermiona zacisnęła usta i rozejrzała się po gablotach. Nie wiedziała dlaczego, ale była zdeterminowana, by wskazać jakiś pierścionek z dziedzictwa Blacków, uparcie nie chcąc nosić niczego, co pochodziło od Malfoyów. Wszystkie klejnoty było okazałe i bardzo piękne, ale ona chciała czegoś prostego i jak najmniej ostentacyjnego. W końcu po kilku minutach dostrzegła idealny pierścień. Taki, o którym skrycie zawsze marzyła. Prosty brylant w oprawie z białego złota. Duży, ale gustowny.





- Ten – wskazała na pierścionek.

Draco przyjrzał mu się uważnie i uśmiechnął się do siebie.

- Ciekawy wybór – przyznał.

- Dlaczego? – zdziwiła się.

- To pierścień pra-pra-prababki Rohatyny.

- Znasz historię wszystkich tych pierścieni? – zapytała z niedowierzaniem.

- Nie, ale tego akurat pamiętam – odparł dość tajemniczo.

- Jest w pewien sposób wyjątkowy?

- Owszem, bo to duża tajemnica w rodzinie Blacków. Jak zapisano w kronikach, pra-pra-prababka, zaraz po wydaniu na świat spadkobiercy nagle zniknęła i nikt jej potem nigdy więcej nie widział.

- Zniknęła? Nie wiadomo gdzie? – zainteresowała się Hermiona.

- W kronice napisali, że prawdopodobnie zjadła ją śmierciotula, co na warunki angielskie jest kompletną bzdurą. Z tego co mówiły, cicho szeptane pogłoski i czego oczywiście nikt nigdy głośno nie potwierdził, to fakt, że Rohatyna uciekała z jakimś mugolem, porzucając swoją rodzinę i magię.

- Naprawdę? – Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Naprawdę ktoś w twojej rodzinie w ogóle zbliżył się dobrowolnie do kogoś niemagicznego?

- Oczywiście, że tak. Nie dowiesz się tego z oficjalnych źródeł, ale miało to miejsce kilka razy, nawet wśród Malfoyów. Krążą nawet legendy o tym, że któryś z moich przodków był kochankiem Carycy Katarzyny II – opowiadał z szelmowskim uśmieszkiem.

- To interesujące – przyznała szczerze.

Draco otworzył gablotę i ostrożnie sięgnął po skórzaną rękawiczkę, by móc wyjąć pierścień.

- Nie mam pewności, czy nie ciąży na nim żadna klątwa – wyjaśnił jej swoje zachowanie. – Dlatego oddam go jutro do sprawdzenia łamaczom zaklęć.

- W porządku. Jest naprawdę piękny – przyznała szczerze Hermiona, przyglądając się brylantowi z bliska.

- Plotkowano też o tym, że Syriusz Black chciał dać właśnie ten pierścień jakiejś swojej dziewczynie.

- Mugolskiego pochodzenia?

- Nie wiem, ale słysząc historie o jego życiu, wcale bym tego nie wykluczył – Draco włożył pierścionek do pudełka i stuknął w niego różdżką.

- Też bym tego nie wykluczyła – Hermiona uśmiechnęła się na samo wspomnienie o Syriuszu.

- Podaj mi dłoń – poprosił, a Hermiona zamarła. Po co mu była jej ręka, skoro pierścień mógłby być przeklęty?

W końcu jednak niepewnie spełniła jego prośbę, a Malfoy stuknął różdżką w tatuaż zaręczynowy wyryty na jej palcu.

- Dokładnie ten sam rozmiar – Blondyn uśmiechnął się lekko pod nosem. – Widać to naprawdę idealny pierścionek dla ciebie. Nie trzeba będzie go przerabiać.

Hermiona nie była pewna, co na to odpowiedzieć, więc przywołała na usta niepewny uśmiech. Draco puścił jej dłoń i zamknął gablotę. A ona odwróciła wzrok, rozglądając się po innej wystawionej biżuterii, zastanawiając się po co komuś było tyle błyskotek, że nigdy nie znalazłby dość okazji, by je wszystkie nosić.

- Podeślę ci dziś wieczorem przez skrzaty treść przyrzeczenia – wyjawił, kierując się do wyjścia.

- To jest jakaś z góry narzucona treść? – zdziwiła się, idąc za nim.

- Standardowa formułka, którą musisz wykuć na pamięć. Nie jest specjalnie długa.

Wyszli już ze skarbca, a Draco szybko zapieczętował go na nowo różdżką.

- Nie mam problemów z zakuwaniem na pamięć – przyznała z delikatnym uśmiechem.

- Zdążyłem to zauważyć – Malfoy uśmiechnął się do niej przekornie.

- Pierścień zostanie użyty w czasie ceremonii? – upewniła się.

- Tak, musimy się nimi wymienić, by przypieczętować przyrzeczenie.

- To magiczny rytuał? – dopytywała.

- Owszem, ale nie martw się, nie ma on żadnych następstw. Cofnięcie później tego wszystkiego zajmuje około kwadransa i w naszym przypadku, nie będzie miało żadnych konsekwencji.

- A w innych przypadkach ma? – zinteresowała się Hermiona.

- Zazwyczaj. Jeśli to ty zerwałabyś zaręczyny, posag twojej rodziny przeszedłby na naszą własność. Gdybym ja je zerwał, musiałbym zwrócić twój posag i odpowiednio wcześniej ustaloną rekompensatę.

- To dlatego rodziny czystej krwi, tak niechętnie się z tego wycofują?

- I zwykle od zaręczyn szybko się pobierają, tak by nikt nie zdążył niczego zepsuć – Malfoy zaśmiał się raczej ponuro.

- To brzmi naprawdę okropnie – skomentowała sucho.

- To setki lat tradycji – odparł spokojnie.

- Jaki pierścień ty dostaniesz na tej ceremonii? – zainteresowała się, patrząc na jego palec z rodowym sygnetem.

- Główny sygnet Lorda Malfoya. Zaręczając się oficjalnie oświadczam, że jestem gotów, by przyjąć na siebie, wszelkie obowiązki nowej głowy rodziny – Draco wyglądał dość kwaśno, gdy o tym wspomniał.

- A co z twoim ojcem? – zdziwiła się Hermiona.

- Zacznie nosić sygnet Lorda Seniora. Będzie nadal mógł mieć wpływ na wszystkie decyzje, ale ostatecznie to ja, będę musiał je zatwierdzić – wytłumaczył.

- Brzmi dość poważnie – przyznała Hermiona.

- Nie mogłoby mnie to mniej obchodzić. To tak naprawdę w moim przypadku tylko zmiana jednego sygnetu na drugi. Po zakończeniu naszej umowy zwrócę go ojcu i nigdy więcej nie założę.

- Do czasu, aż naprawdę się nie ożenisz? – zagadnęła.

- Nigdy się nie ożenię – odparł beznamiętnie, zamykając za nimi metalowe wrota, przez które właśnie przeszli. Na szczęście tym razem krew nie była potrzebna do zatrzaśnięcia kłódki.

- Dlaczego? – zdziwiła się szczerze. – Czy przypadkiem nie masz obowiązku przedłużenia linii rodowej?

Draco rzucił jej ponure spojrzenie.

- Ten ród nie zasługuje na to, by go kontynuować. Będzie dobrze, jak to wszystko na mnie się zakończy – wyjaśnił spokojnie.

Hermiona nagle poczuła się dziwnie zbolała, widząc jego ponurą twarz. Czy naprawdę świadomie chciał przerwać dziesięć wieków historii tej rodziny, tylko z goryczy, z powodu wyborów jakich dokonał jego ojciec? To było niesamowicie smutne!

- To Strzałka będzie bardzo zawiedziona – Hermiona mimowolnie chciała jakoś zmienić ten ponury temat, by nie musieć dłużej słuchać tej goryczy w jego głosie.

- Wyjaśnisz, co masz na myśli? – zapytał, gdy zaczęli razem się wspinać po kamiennych schodach.

- Obiecałam, że dziecko jej i Śmiałka będzie mogło służyć kiedyś, twojemu drugiemu potomkowi – wyjaśniła, nie kryjąc rozbawienia.

Ku jej lekkiemu zaskoczeniu, Draco wybuchnął szczerym śmiechem.

- Co ci przyszło do głowy, by składać jej takie obietnice? – zapytał, otwierając przed nią drzwi do głównego holu.

- Pomyślałam, że to dla ciebie bez różnicy, ile będziesz miał dzieci – odpowiedziała nonszalancko, oglądając się przez ramię i uśmiechając do niego.

Draco uniósł głowę, a Hermiona dostrzegła, że wyraz jego twarzy od razu się zmienił, gdy na jego usta wypłynął zawadiacki uśmieszek.

- Będziemy mieć dokładnie tyle dzieci, ile sobie zażyczysz kochanie! – oświadczył głośno, podchodząc do niej i owijając swoje ramię wokół jej talii.

Hermiona od razu odwróciła głowę, chcąc sprawdzić dlaczego nagle zaczął się tak zachowywać i zobaczyła, że Astoria i Daphne stoją razem w okolicy głównego kominka w holu. Najwyraźniej , starsza siostra Greengrass , dopiero co przybyła do dworu.


W oczach Astorii od razu znów błysnęły łzy, więc Hermiona uznała, że najpewniej usłyszała całą ich rozmowę o dzieciach. Po raz pierwszy poczuła się naprawdę źle z tym, że jest poniekąd przyczyną cierpienia ślicznej arystokratki.

- Romantyczna randka w lochach? – zadrwiła na ich widok Daphne.

- Nie, byliśmy z Hermioną w rodzinnym skarbcu, by pooglądać obrączki - skłamał. - Chcemy się upewnić czy będzie nam pasowało coś z klejnotów rodowych, czy raczej musimy zamówimy u goblinów coś nowego – Draco spokojnie poprowadził ją bliżej sióstr.

- To znaczy, że macie już wyznaczoną datę ślubu? – Astoria spojrzała na nich oczyma pełnymi rozpaczy.

- Mamy, ale na razie nie chcemy jej jeszcze nikomu zdradzać, mam rację skarbie? – Draco zacieśnił swój uścisk i uśmiechnął się uroczo do Hermiony.

- Tak – odpowiedziała, również siląc się na uśmiech. Nie miała pojęcia, dlaczego Draco z rozmysłem pogłębiał cierpienie Astorii, ale wcale jej się to nie podobało.

- Kto by pomyślał, że tak świetnie się będziecie ze sobą dogadywać, po tych wszystkich latach waszych spektakularnych walk w szkole – wysyczała jadowicie Daphne.

- I kto to mówi? Czy to przypadkiem nie ty, gdzieś od trzeciego roku ciągle nazywałaś Grahama „pieprzonym snobem" lub częściej „oziębłym kutasem" na oczach całego Slytherinu? – przypominał jej z zimnym uśmieszkiem Draco.

- To było tylko drobne nieporozumienia! – warczała Daphne.

- Jak widać wam nie zaszkodziły, skoro podobno też macie już wyznaczoną datę ślubu – odpowiedział gładko blondyn.

- Ustaliliście z Grahamem datę? – zapytała wyraźnie zaskoczona Astoria.

Na oblicze Daphne natychmiast wypłynęły dwa krwiste rumieńce.

- Zrobiliśmy to dopiero wczoraj wieczorem... Postanowiłam nie wysyłać ci sowy, skoro miałyśmy się tu dziś spotkać – tłumaczyła nieco chaotycznie Daphne.

- Przepraszam, że was na chwilę zostawimy, ale musimy pójść zobaczyć propozycję bukietów na przyjęcie – wtrąciła Hermiona, nie chcąc dłużej słuchać tej wymiany zdań.

- Może mogłybyśmy pójść z wami i też je zobaczyć? – wypaliła od razu Astoria.

Hermiona już otwierała usta, by powiedzieć, że zasadniczo nie ma nic przeciwko, gdy to Draco ją ubiegł.

- Znasz zasady Greengrass. Żadnego podglądania planów przyjęć pomiędzy przyszłymi pannami młodymi. Nikt nie chce, by skradziono mu jego pomysły – Draco uśmiechnął się cynicznie.

- Nie zamierzałam tego zrobić! – oburzyła się szczerze Astoria.

- Chodźmy wreszcie, bo inaczej twoja mama urwie nam głowy za spóźnienie – poprosiła Hermiona, chcąc się wyrwać z tej nieprzyjemnej sceny oraz spod mocnego uścisku ramienia Malfoya na jej talii.

Czuła się niekomfortowo stojąc tak blisko, że praktycznie mogła poczuć na skroni jego oddech, a cała jej szata powoli przesiąkała niebiańskim zapachem jego drogich perfum.

- Do zobaczenia w trakcie kolacji, drogie panie – Draco skłonił się lekko obu dziewczynom, po czym wciąż trzymając Hermionę blisko siebie, poprowadził ją w stronę jednego z korytarzy.

- Dlaczego jej to robisz? Nie widzisz, jak ona strasznie cierpi? – zapytała cicho, gdy zniknęli z oczu sióstr Greengrass.

- Chcę żeby wreszcie przestała się łudzić. W dniu ogłoszenia prawa małżeńskiego, napisała mi list sugerując w nim, że nie muszę z niej zrezygnować ze względu na Notta. Podszedłem do niej i grzecznie wyjaśniłem, że Theodore nie ma nic wspólnego z moją decyzją. Dwie godziny później, ogłosili swój kontrakt zaręczynowym. Myślałem, że to ostatecznie rozwiązuję tę sprawę, ale najwyraźniej nadal nie – Draco skrzywił się ponuro.

- Theodore chyba wciąż nie może przeboleć, że ona nie odwzajemnia jego uczuć – dywagowała.

- On nie potrafi zrozumieć, że nie miałem na to świadomie żadnego wpływu – westchnął Draco. - Mam tylko nadzieję, że nie sprawi nam więcej kłopotów.

- Ja też – przyznała szczerze.




💍💍💍



Zaprowadził ją do jednego z pomniejszych salonów, gdzie czekali już na nich Tracey
Blaise, stojący w towarzystwie ogrodnika Alvina i jeszcze jednego mężczyzny.



- Witaj Hermiono – Blaise podszedł do niej i nie zważając na to, że Draco wciąż obejmował ją w talii, z uśmiechem ucałował ją w policzek.

- Cześć – Hermiona starała się nie speszyć na ten gest, ale mimo wszystko delikatnie się zarumieniła.

- Pani Malfoy prosiła, żeby was przeprosić, ale musi pilnie dopilnować czegoś związanego z kolacją. Dołączy do nas, jak tylko będzie mogła – poinformowała ich Tracey.

- W porządku. Napijecie się czegoś? – Draco wreszcie puścił Hermionę i podszedł do stojącego w kącie eleganckiego barku.

- Może wina? – zaproponowała Tracey, patrząc pytająco na Hermionę.

- Brzmi świetnie – Hermiona uśmiechnęła się do niej w odpowiedzi.

- Białe, czerwone? – dopytywał Draco.

Hermiona szybko zdecydowała się na białe, ale Tracy wolała czerwone.

Draco podał im kieliszki, a Davis złapała ją za rękę i szybko powiodła ją w stronę dwóch mężczyzn, dyskutujących o czymś nad jednym z bukietów.

- Oto i nasza narzeczona, która ma dokonać ostatecznego wyboru – przedstawiła Tracey. – Alvina, pewnie już znasz, a to jest pan Le Tournesol, który zajmuje się dekoracjami na przyjęcie.

- Bardzo mi miło – Hermiona uścisnęła dłoń mężczyzny, oglądając się przez ramię. Draco i Blaise właśnie wygodnie usiedli w fotelach przed kominkiem, zupełnie niezainteresowani tematem wiązanek.

Westchnęła i napiła się wina. Najwyraźniej Malfoy nie miał nic przeciwko, by ona sama dokonała tego wyboru.

- Według zaleceń pani Malfoy skomponowaliśmy dwadzieścia różnych projektów – wyjaśnił jej Alvin. – Kilka z nich opiera się na frezjach. To podobno panienki ulubiony kwiat, czy tak?

Hermiona lekko rozchyliła usta i znów spojrzała przez ramię na zagadanego z Zabinim blondyna. Skąd on mógł o tym wiedzieć? Bo chyba wiedział, skoro te kwiaty były już w jej korsarzu na nadgarstek, który dał jej na balu. Nie miała pojęcia, kto mógł mu to wygadać. Była prawie pewna, że nawet Harry i Ron tego o niej nie wiedzieli.

- Tak, kocham białe frezję.

- Skupmy się więc na nich – poradziła Tracey. – To twoje przyjęcie zaręczynowe, powinnaś mieć na nim swoje ulubione kwiaty.

Hermiona przytaknęła jej w odpowiedzi i tak z dwudziestu bukietów, szybko zawęziły swój wybór do trzynastu tych, które zawierały różne odmiany frezji.

Po kolejnym kwadransie, Hermiona patrzyła na trzy wiązanki, które najbardziej przykuły jej uwagę. Dekorator tłumaczył jej ciężkim angielskim, z wyraźnym francuskim akcentem, jakie są zalety każdej z nich.

- Sama nie wiem, wszystkie są tak samo śliczne – Hermiona naprawdę nie wiedziała, jak podjąć ostateczną decyzję.

- Draco! Blaise! Może byście nam jednak pomogli? – zawołała z pretensjami Tracey.

- Cokolwiek wybierzecie na pewno będzie idealne! – Malfoy nonszalancko machnął na nie ręką, swobodnie popijając swoją whisky.

Hermiona zazgrzytała zębami i zacisnęła pięści. O nie!

- Draco, skarbie... - wycedziła nadmiernie przesłodzonym głosem. – Proszę cię byś tu podszedł i jednak pomógł mi wybrać. To chyba nie problem, prawda?

Miała wrażenie, że Malfoy dostał dreszczy od tego jej na pozór przymilnego tonu, podszytego szczerą groźbą.

- Ooo stary! Ja bym lepiej nie ryzykował – zaśmiał się Blaise, odkładając swoją whisky i podnosząc się z fotela. Malfoy szybko poszedł w jego ślady, najwyraźniej rozumiejąc, że nie ma innego wyjścia.

Szybko obydwaj znaleźli się przy stole.

- Ostatecznie wybieramy spośród tych trzech – Tracey wskazała na wiązanki.

- Jak dla mnie wszystkie wyglądają identycznie – szepnął teatralnie Blaise.

- A nie możemy wybrać wszystkich? Trzy wiązanki to chyba nawet lepiej niż jedna – burczał Draco, z odrazą patrząc na kwiatki.

- Gdzieś ty miał oczy na wszystkich arystokratycznych przyjęciach? Zawsze jest tylko jeden motyw bukietów na stołach i dekoracjach! – krzyczała na niego Tracey.

- W porządku, zostawimy te dwa i zagłosujemy – zdecydowała Hermiona, odrzucając bukiet z frezji i goździków, który jednak najmniej jej się podobał.

- Świetna myśl – zgodziła się Tracey. – Blaise?

- Hmmm ten z zielonym dziwnym czymś.

- Oba mają zielone dziwne coś idioto! – warknął na niego Draco.

- Dobra, wystarczy. Podoba mi się ten z różami – zdecydowała Hermiona, pocierając skroń ze znużenia. To był naprawdę długi dzień.

- Zgadzam się! Jest śliczny! A ty jak myślisz Draco? – pytała Tracey.

- Myślę, że to tylko głupie kwiatki, które zwiędną góra do końca przyjęcia i zaraz później trafią na kompostownik, ale zgadzam się, że ten jest lepszy – Malfoy kwaśno uśmiechnął się do Hermiony.

- Jeden bukiet z przyjęcia zaręczynowego zawsze zostawia się pod zaklęciem zastoju, by ozdobić nim później kołyskę pierwszego dziecka! – zawołała z radością Tracey.

Hermiona i Draco solidarnie skrzywili się do siebie, czego Davis na szczęście nie zauważyła, a Blaise najwyraźniej postarał się zdusić swój chichot, widząc ich miny.

- Już jestem, już jestem! Przepraszam! – Narcyza cała zaaferowana dosłownie wbiegła do pokoju.

- Spokojnie pani Malfoy, już wybraliśmy – pocieszyła ją Tracey, pokazując wiązankę.

- Och! Tak się cieszę! To przepiękny bukiet! Wiedziałam, że będzie jednym z faworytów! – Narcyza odebrała wiązankę od Tracey i uśmiechnęła się ciepło do Hermiony.

- To ta zielona odmiana róż przesądziła – odpowiedziała jej grzecznie.

- Tak, doprawdy cudowne badyle – mruknął cierpko Draco, patrząc tęsknie w stronę swojego porzuconego drinka.

- Nie marudź Draco! Jesteś zupełnie jak twój ojciec, jeśli chodzi o organizację przyjęć! – skarciła go matka.

- Skoro tak twierdzisz – Draco posłał jej złośliwy uśmieszek.

- Co mamy kolejne na liście do załatwienia? – zapytała z entuzjazmem Tracey, a Hermiona ledwo zdusiła jęk. Miała naprawdę dość na dziś.

- Całe mnóstwo spraw, ale porozmawiamy o tym jutro, w czasie lunchu. A teraz idźcie się przygotować do kolacji. Punktualnie o siódmej, chcę was widzieć w jadalni.

- Ilu gości dziś przychodzi? – zapytał Draco, ze znużeniem pocierając kark.

- Nie dużo. Tylko około pięćdziesięciu – oznajmiła gładko Narcyza.

- To dobrze, też wolę gdy nie ma tłoku – Zabini mrugnął porozumiewawczo do Hermiony, która nie mogła się nie uśmiechnąć. Skoro pięćdziesiąt to było mało, naprawdę zaczęła się po raz pierwszy na poważnie martwić tym, ile osób będzie na tym całym przyjęciu zaręczynowym.


💍💍💍




Suknia przygotowana dla niej na kolację przez Loredanę była w kolorze kremowym. Nie miała ramiączek, była długa do kostek i pięknie się układała, dzięki rozcięciu na lewej nodze. Góra była wyszywana brylantami – a Hermiona miała tylko nadzieję, że nie są one prawdziwe. Buty, które dobrała jej Strzałka pasowały idealnie, a całości zestawu dopełniała piękna kolia z żółtymi diamentami (te na pewno były prawdziwe) z białego złota i długie kolczyki. Wszystko to, aż krzyczało o tym, jak wytworną i bogatą rodziną są Malfoyowie.

Szykując się przed lustrem, Hermiona powtarzała sobie to, co Draco powiedział o jej zdolności adaptacji do każdego środowiska. Czy naprawdę mogła, aż tak dobrze udawać, by wpasować się w arystokrację czystej krwi bez wzbudzania niczyich podejrzeń? Zaczynała mieć ku temu, coraz większe wątpliwości.

Znalazła ledwo chwilę na wpisanie w swój dziennik, że wszystko jest w porządku i że dłuższy raport zda po kolacji. Była prawie gotowa na wyznaczoną godzinę, na sam koniec zostało jej tylko założyć biżuterię. Z kolczykami poszło dość gładko, jednak zapięcie naszyjnika nie chciało z nią współpracować i nie potrafiła nawet go rozpiąć, by móc założyć błyskotkę.

Z głuchym warknięciem sięgnęła po swoją różdżkę, jednak o dziwo zaklęcie też nie chciało zadziałać. Postanowiła, że najrozsądniej będzie wezwać Strzałkę i poprosić ją o pomoc, ale nim zdążyła to zrobić, rozległo się pukanie do drzwi.

Podeszła otworzyć, wciąż siłując się z nieznośną kolią.

Stojący za drzwiami Malfoy, zamarł na chwilę na jej widok, dokładnie mierząc ją wzorkiem.

- Gotowa? – zapytał dziwnie cicho.

- Nie! – warknęła, zirytowana na przedmiot w swojej dłoni.

- Jaki masz problem?

- Nie potrafię tego rozpiąć – poskarżyła się.

Draco wyszedł głębiej na korytarz, gdzie było lepsze światło i wyciągnął dłoń po naszyjnik.

- Nic dziwnego, bo to też klejnot rodowy Malfoyów. Nie możesz go rozpiąć, bo nie jesteś jednym z nas.

- Kolczyki mogłam założyć bez problemów – zdziwiła się.

- Najpewniej matka przed przysłaniem ci tego, rzuciła na nie odpowiednie zaklęcie, ale jakimś cudem nie zadziałało na naszyjniku.

- Świetnie! W takim razie musisz mi pomóc – Hermiona odwróciła się do niego plecami i zgarnęła swoje loki, tak by nie zasłaniały mu widoku.

Dopiero po chwili dotarło do niej, że pomoc w założeniu wisiorka będzie wymagała ich dość mocnego zbliżenia się do siebie. Nie żeby po dzisiejszej lekcji tańca było to specjalne dziwne, lecz mimo wszystko, nadal nieco krępujące.

Wzięła głębszy oddech, gdy Draco przełożył ręce przez jej ramiona i ostrożnie umieścił naszyjnik w zagłębieniu jej dekoltu. Czuła jego oddech w swoich włosach, ciepło jego ciała i woń drogiej wody kolońskiej. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się, jaki wyraz mają teraz jego niesamowite oczy... Czy nie krępowało go, że stoi tak blisko niej?

- Matka i te jej pomysły – wymruczał cicho, a Hermiona ledwo nie zachwiała się na nogach, gdy ton jego głosu otarł się wprost o jej ucho.

- Boję się nosić tę biżuterię – przyznała się mu. – Co jeśli to zgubię albo uszkodzę?

- To złoto goblinów, nie możesz go uszkodzić – odpowiedział, a Hermiona poczuła, jak jego palce muskają skórę na jej karku, gdy wreszcie zapiął kolię.

Dreszcz przeciął jej ciało i w duchu zaczęła się modlić, by Malfoy tego nie zauważył. Wypuściła z dłoni swe loki, by swobodnie opadły i nagle poczuła, jak Draco przeczesuje je palcami, najwyraźniej po to, by pomóc im odpowiednio się ułożyć. Kolejna jej modlitwa dotyczyła tego, by się teraz gwałtownie nie zaczerwienić.

- Czyżbyśmy w czymś przeszkadzali? – padło dość oschłe pytanie, gdzieś z drugiego końca korytarza.

Hermiona szybko spojrzała w tę stronę. Ledwie zarejestrowała, kto tak właściwie to powiedział, gdy poczuła, jak dłonie Malfoya powędrowały na jej talię, a on przyciągnął ją do siebie tak mocno, że została dosłownie wciśnięta w jego tors.

- Ależ skąd. Mieliśmy tylko drobny problem z naszyjnikiem mojej narzeczonej – odpowiedział nad wyraz spokojnie Draco.

- Jakiś ty opiekuńczy! - zadrwił wysoki blondyn, mierząc Hermionę uważnym spojrzeniem.

- Z tego właśnie jestem znany. Powinieneś już o tym wiedzieć, Rowle.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Where stories live. Discover now