Rozdział LVII

6K 252 26
                                    


Widział wyraźnie ten moment, gdy Weasley stanął jej na drodze, kiedy wracała po rozmowie z Potterem. Gdyby Blaise w porę nie zareagował, Draco sam by tam ruszył, widząc jak ten rudy szczur, ściskał mocno nadgarstek Hermiony. Nienawidził tego śmiecia ze wszystkich sił i każdy pretekst, by obić mu tę piegowatą mordę, byłby dla niego dobry.

A Potter też nie był lepszy. Pieprzony Wybraniec, dość marnie zakamuflował się eliksirem wielosokowym, zmieniając się w jakiegoś ohydnego, rudego mugola. Draco rozpoznał go niemal od razu. Zresztą nie było trudno się domyślić - przecież Weasley poza braćmi, nie miał zbyt wielu przyjaciół, których mógłby przyprowadzić na imprezę. Poza tym, Potter od pierwszej chwili mordował wzrokiem Zabiniego, który z uwagą i uśmiechem, słuchał czegoś, co non stop paplała do niego rozemocjonowana imprezą Ginny Weasley.

Znów skupił wzrok na swojej narzeczonej.

Hermiona wyglądała dziś pięknie. Nie tylko teraz, gdy miała na sobie jedwabną, krótką i idealnie opinającą jej kształty sukienkę, ale przez cały ten dzień. Wiedział, że namówienie jej by poszła na mecz w koszulce z jego nazwiskiem było sporym przegięciem - i mocnym odniesieniem do jego wieloletnich fantazji - ale nie mógł się przed tym powstrzymać, gdy nadarzyła się taka dobra okazja.

Od chwili, gdy ojciec powiedział mu, że jego matka i Hermiona zupełnie spontanicznie pojechały z Almą i Ginny na zakupy do Paryża, zaczął się poważnie o nie martwić. A gdy po ledwie kilku godzinach, został wezwany przed oblicze Czarnego Pana, by dowiedzieć się o nagłej śmierci Rowla, mógł się przekonać na własnej skórze, że jego niepokój nie był bezpodstawny.

To jasne, że cholernie cieszył się, że ten zwyrodnialec został wreszcie zgładzony. Nie cieszył się jednak z tego - kto - jak podejrzewał - tego dokonał. Zarówno jego matka, jak i Granger wciąż były dla niego całym światem i myśl, że któraś z nich stanęła do ostatniej konfrontacji z tym popieprzonym psychopatą, dosłownie mroziła mu krew. Miał tylko nadzieję, że nie brały w tym udziału wspólnie.

Jego ojciec chodził z zaciśniętym wyrazem twarzy, pobladły i nerwowy. On też wiedział, że to nie przypadek, że ich kobiety zniknęły z domu, akurat w dzień dokonania tego morderstwa. Obaj byli zmartwieni, zwłaszcza, że na miejscu zbrodni, śmierciożercy znaleźli zaklęty nóż i sporo obcej krwi.

Stan zdrowia matki po ich powrocie i ta ściema z przeziębieniem, jasno wskazywała na to, co tak naprawdę się wydarzyło. Draco jednak zauważył, że jego ojciec nie zamierzał drążyć tematu. Dlatego postanowił też tego nie robić, a już zwłaszcza po wybuchu łez i przeprosin ze strony Hermiony. Najważniejsze, że zarówno ona, jak i matka, znów były w domu, a on mógł mieć je na oku, samemu dbając o ich bezpieczeństwo.

Sowa z informacją, że mimo napięcia i stresu, dobrze wypadł w czasie nowych naborów do drużyn Quidditcha, była jak grom z jasnego nieba i potok słodkiej melasy, zalewającej jego wnętrzności. Ziściło się jego marzenie. Jego plany, cele, oczekiwania... To wszystko było teraz o wiele bliższe realizacji. W liście od trenera Srok dowiedział się, że kilka innych drużyn również było zainteresowanych powołaniem go do swojego drugiego składu. Jednak szukający zespołu z Montrose od przyszłego sezonu odchodził na sportową emeryturę i to sprawiało, że Draco od razu dostał szansę na zagranie w głównej ekipie. Od dziecka pragnął tego, jak niczego innego...

Do czasu, aż jako nastolatek zapragnął Hermiony Granger.

Patrzył, jak w towarzystwie Zabiniego, przemierza sale, idąc w jego stronę. Sprężyste loki podskakiwały w rytm jej kroków, a sukienka odbijała refleksy setek świateł, którymi udekorowana była sala. Jej nogi w tych wysokich szpilkach zdawały się nie mieć końca, a dekolt wprawiłby w podniecenie nawet najbardziej opanowanego mężczyznę świata.

Była piękna.

I była jego. A przynajmniej wszyscy tak o tym myśleli.

Zastanawiał się ciągle, o czym tak naprawdę ona teraz myślała? Dlaczego od kilku tygodni sprawiała wrażenie, jakby zaczęło jej naprawdę zależeć? Jakby jakimś cudem uwierzyła w to, że istnieje jakaś szansa, na ich wizję razem. Na wspólną przyszłość.

Sam jeszcze nie rozgryzł, jak się z tym wszystkim czuje.

Hermiona opadła obok niego na skórzaną kanapę i szybko porwała kieliszek ze swoim winem, który skończyła w dwóch potężnych łykach.

- Wszystko w porządku? - spytał cicho.

- W jak najlepszy - odpowiedziała, spoglądając na niego i wyraźnie zmuszając się do uśmiechu.

Draco rozejrzał się po reszcie zebranych przy ich stoliku, ale okazało się, że nikt nie zwracał na nich uwagi. Tracey, Terence i Gianna byli razem na parkiecie, a Graham i Marcus rozmawiali między sobą. Blaise usiadł obok Ginny, ale oboje milczeli, wyraźnie zatopieni w swoich myślach. Wcześniej zauważył, że ruda nawet nieźle się bawiła, do czasu, aż również nie rozpoznała, kogo jej głupi brat przyprowadził na tę imprezę.

Malfoy wiedział, że zaproszenie ich to błąd, ale nie mógł sobie tego darować. To było małostkowe i mocno wskazywało na to, że tak do końca wcale się nie zmienił. Jednak fakt, że to on osiągnął taki sukces, a na dodatek nadal miał przy swoim boku Hermionę, miał być solą na rany tego głupiego, rudego kretyna. Weasley miał to oglądać i cierpieć za to, jak się zachowywał i co mówił, gdy stykali się ze sobą, od kiedy był zaręczony z Hermioną. To miał być policzek za to wszystko i chyba się udało, bowiem Weasley właśnie wychodził z imprezy, aż czerwony ze wściekłości.

Hermiona już nie należała do Weaselya i Draco naprawdę chciał, by ten szczur się o tym przekonał. I by to wyraźnie zapamiętał.

Znów kątem oka spojrzał na swoją narzeczoną, zastanawiając się, jak rozpocząć z nią rozmowę, gdy nagle do stołu podbiegły z powrotem Gianna i Tracey, pragnąć wyciągnąć wszystkich na parkiet.

Hermiona i Ginny wreszcie dały się namówić, a Draco, Marcus i Graham zapewnili, że również do nich dołączą, jak tylko skończą pić swoje drinki. Blaise nadal się nie odzywał.

Draco wyraźnie wyczuł, że kumpel koniecznie potrzebuje o czymś z nim pogadać.

- Co tam? - spytał, gdy Zabini przysiadł się bliżej i szybko uzupełnił ich szkło, najlepszą ognistą whisky.

- Potter wyglądał dziś lepiej niż zwykle - mruknął cicho. - Prawie nie miałem ochoty puścić na jego widok pawia, jak to zwykle ma miejsce.

Draco parsknął w swoją szklankę. Widać było wyraźnie, że Blaise był raczej zblazowany.

- On nawet jako rudzielec, nadal wyglądał jak idiota.

Blaise uniósł lekko kąciki ust w cieniu uśmiechu.

- To prawda. Wiesz może, czego chciał od Hermiony?

- Nie, ale mam zamiar się szybko dowiedzieć - odpowiedział szybko Draco, rozglądając się czujnie dookoła. Na szczęście Marcus i Graham, nadal byli pogrążeni w żywiołowej rozmowie. Lepiej by nikt nie usłyszał, o czym rozmawiali on i Blaise.

- Ginny naprawdę cieszyła się, że jest ta impreza. Ta cała mistyfikacja z Paryżem, widać w pewien sposób, mocno nią potrząsnęła - Blaise westchnął, wyraźnie znużony. - Widziałem, że miała ochotę się dziś dobrze bawić i wyluzować.

- I chyba właśnie to robi - Draco wskazał na dziewczynę, która z uśmiechem wywijała na parkiecie.

- Dopiero po kilku chwilach go rozpoznała - Blaise skrzywił się pod nosem. - Od tego momentu starała się siedzieć, jak najdalej i jak najmniej mnie dotykać, jakbym był czymś skażony.

- Rozważnie. Ten dureń mógłby nie opanować emocji, gdyby nagle zobaczył was blisko ze sobą. Szybko mógł się zdekonspirować. Pewnie to przewidziała - próbował wytłumaczyć mu Draco.

- Widziałem, jak ciągle na niego zerkała z poczuciem winy, jakby naprawdę robiła właśnie coś złego - Zabini wciąż miał ponury wyraz twarzy.

- Ona ratuje swoją skórę, nie może przez to czuć się winna. Nawet jeśli ten popapraniec patrzy na to wszystko niczym wściekły hipogryf - Draco nie mógł się nie irytować.

Doskonale wiedział, że Weasley będzie się wściekał, gdy to on zaręczy się z Hermioną i że pomimo braku wyjścia z tej sytuacji, nie będzie dla niej żadnym wsparciem. Liczył jednak, że Potter nie powtórzy błędów swojego głupiego przyjaciela, ale chyba było to czcze życzenie.

- A już zaczynaliśmy się lepiej dogadywać - Blaise z dezaprobatą pokręcił głową.

- Jeszcze się dogadacie, zobaczysz - Draco uśmiechnął się do niego pocieszająco.

Zabini spojrzał na niego, po czym na jego ustach pojawił się cień rozbawienia.

- Nie sądzę, bym mógł mieć twoje szczęście.

- Możesz sprecyzować, co masz na myśli? - Draco mimowolnie się spiął, rzucając krótkie spojrzenie w stronę wciąż bawiącej się na parkiecie z przyjaciółkami Hermiony.

- Nie mów, że nie zauważyłeś, jak ona ostatnio na ciebie patrzy - Blaise po raz pierwszy dzisiejszego wieczoru, szczerze się uśmiechnął.

Draco sięgnął po whisky, mając nadzieję, że się teraz nie zarumieni. Na Salazara! Był prawie dorosłym mężczyzną, a nie jakimś wstydliwym chłopaczkiem...

- Zbliżyliście się do siebie, prawda? - dociekał Blaise.

- Trochę - mruknął w odpowiedzi Draco.

- Jak trochę? - drążył temat Zabini.

Draco chrząknął, jakby zaschło mu w gardle.

- Całowaliśmy się kilka razy...

- Kilka, to znaczy ile?

- Nie wiem - Draco posłał mu spojrzenie z ukosa. - Kilka, to kilka!

Blaise zachichotał, wyraźnie zadowolony z tego, czego się właśnie dowiedział.

Draco chciał mu powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie w tym momencie cztery dziewczyny znów podbiegły do stolika.

- Chodźcie! Zaraz zagrają nowy hit Fatalnych Jędz! - zakrzyknęła Tracey, łapiąc Grahama za ręce.

Gianna szarpała Marcusa, a Hermiona z uśmiechem wyciągnęła dłoń do Draco. Ujął ją szybko i wstał. Nie miał zamiaru odmawiać jej tańca. Ani niczego innego, czego by od niego zechciała.

Odruchowo obydwoje spojrzeli na Ginny i Blaise'a. Ruda uśmiechnęła się delikatnie i również wyciągnęła dłoń do swojego przyszłego narzeczonego.

- Sprawdzimy, czy lekcje Baryszkowa na coś się przydają? - spytała, patrząc Zabiniemu prosto w oczy.

Obserwował, ją przez kilka sekund, jak gdyby chciał się przekonać czy mówiła poważnie, czy tylko żartowała. Hermiona spięła się wyraźnie przy boku Draco, patrząc na wyraz nadziei w oczach swojej przyjaciółki. Dłoń Ginny zaczęła powoli opadać, ale na szczęście w ostatniej chwili Blaise w końcu ją ujął i pośpiesznie wstał.

- Chętnie. Im więcej treningu, tym mniejsza będzie to katastrofa na naszym przyjęciu - powiedział z uśmiechem, splatając ich palce razem. Ginny uśmiechnęła się do niego promiennie i pociągnęła go za sobą.

Wszyscy w dobrych humorach wyruszyli na parkiet, gdzie zabawa rozgorzała na dobre.


💍💍💍


Hermiona potknęła się i o mały włos by nie upadła, gdyby Draco nie złapał jej za łokieć. Obydwoje wybuchnęli salwą śmiechu.

- Ten ostatni kieliszek wina, chyba był przesadą - przyznała, otrzepując sukienkę z sadzy i zdejmując szpilki, tak by poczuć się bardziej stabilnie.

- A nie mówiłem ci, że tak będzie? - zażartował, oplatając ją ramieniem w talii i pilnując, by nie rozbiła sobie głowy na schodach.

- Mówiłeś? Chyba nie pamiętam - uśmiechnęła się do niego, również na wpół go obejmując. Lubił czuć ją tak blisko siebie, nawet jeśli wciąż nie wiedział, dlaczego ostatnio sama inicjowała pomiędzy nimi taką bliskość.

- Bo zacznę myśleć, że specjalnie mnie nie słuchasz - droczył się, gdy wspinali się razem na górę.

- Słucham! - zawołała z oburzeniem Hermiona. - Ale nie zawszę cię słyszę - dodała z przekorą.

Znów się roześmiał. On też pozwolił sobie wypić dziś jedną whisky więcej, niż początkowo zamierzał, jako że już wkrótce z powodu planów treningów będzie zmuszony do zarzucenia takich używek.

Gdy weszli na korytarz, prowadzący do ich komnat, Draco poczuł, jak napięcie mimowolnie napływa do jego ciała. Jak powinien się z nią pożegnać? Czyja to była kolej na inicjowanie pocałunku na dobranoc? A może nie powinien się tym przejmować, tylko zrobić to spontanicznie?

Alkohol przyjemnie szumiał mu we krwi, ale wiedział, że musi zachować samokontrolę. Nie mógł zrobić niczego, co uraziłoby lub odstraszyło od niego Hermionę.

Zatrzymali się, gdy doszli do drzwi jej pokoju. Zdjął ramię z jej talii i odsunął się tak, by móc stanąć przodem do niej. Nawet zarumieniona, wstawiona i rozczochrana po kilku godzinach intensywnego tańca - wciąż była piękna.

- Skoro jesteśmy już w domu, gdzie nikt nas nie będzie mógł podsłuchać, powiesz mi czego chciał Potter, że ryzykował pojawienie się na imprezie? - zapytał, patrząc na nią uważnie.

O dziwo nagle wydała mu się jakby rozczarowana. Chyba naprawdę nie miała ochoty na tę rozmowę. Nie mógł jednak tego odpuścić. Naprawdę musiał wiedzieć, co dwójka tych skończonych kretynów znów zaplanowała, skoro dobrowolnie pojawili się na przyjęciu, gdzie łatwo mogli wpaść w pułapkę wrogów.

- Miałeś rację sądząc, że chłopcy bez głosu rozsądku w pobliżu, trochę zaczynają wariować - Hermiona westchnęła ciężko. - Harry boi się, że ktoś próbuje przeciągać ludzi z Zakonu na stronę Śmierciożerców.

Draco prychnął z niesmakiem.

- Masz na myśli, że uważa, że to my to robimy, prawda? Ja, mój ojciec, Zabb...- Starał się poskromić swoją irytację, ale to nie było łatwe. Ci dwaj durnie chyba faktycznie nie zdawali sobie sprawy z tego, że jego głównym celem była ochrona Hermiony. Wszystko co robił - robił dla niej i jej bezpieczeństwa.

Hermiona wzruszyła tylko ramionami. Nie musiała mówić nic więcej. Nie potrzebował jej potwierdzenia, kiedy wnioski były tak oczywiste.

- Nie mogę uwierzyć, że los tej wojny spoczywa w rękach takiego idioty! - Draco nerwowym ruchem przeczesał włosy palcami, a Hermiona jęknęła cicho, ale nie wiedział czy to z powodu frustracji zachowaniem przyjaciół, czy dlatego, że miała już naprawdę dość tej rozmowy.

- Wyjaśnię to z nim dosadnie, jak tylko wrócimy z Włoch - podkreśliła z mocą.

- A co powiedział ci Weasley, że tak cię zdenerwował? - Znów spojrzał jej prosto w oczy. Musiał to wiedzieć.

- Chciał tylko ze mną zatańczyć - mruknęła, zakładając ręce na piersi.

- Dlaczego mu odmówiłaś? - spytał, nadal nie mogąc oderwać od niej spojrzenia. Była lekko zarumieniona, a jej oczy błyszczały.

- Bo chciał tego tylko po to, by wywołać sensację albo cię zdenerwować - wyjaśniła oględnie, chyba wciąż trochę zirytowana zachowaniem swojego byłego chłopaka.

Draco zastanowił się czy powinien jej powiedzieć, co tak naprawdę czuł. Szybko jednak uznał, że zasłużyła na prawdę - a przynajmniej na jej część. Nie chciał, by pomyślała, że jest dla niego obojętna - bo nie była. Cholernie mocno nie była.

- Nie musi z tobą tańczyć, by mnie zdenerwować. - Starał się zapanować nad głosem, ale i tak zabrzmiał dziwnie ochryple.

Hermiona patrzyła na niego uważnie swoimi cudownymi, wielkimi oczami, gdy zbliżył się do niej i lekko pochylił.

- Wystarczy, że w ogóle się do ciebie odzywa. Nawet to, że tylko patrzy w twoją stronę, wyprowadza mnie z równowagi... - wyszeptał, pochylając się nad nią jeszcze mocniej.

Znów jęknęła cicho, a zaraz później złapała za tył jego głowy i zmusiła ich usta do spotkania. Nie wahał się nawet chwili, zamykając ją w swoich ramionach i przyciskając do siebie najmocniej jak mógł, bez zrobienia jej krzywdy.

Jej miękkie usta poruszały się przy jego, a jej zapach dosłownie go oszałamiał. Była taka ciepła, taka doskonale do niego dopasowana, że miał wrażenie, że nawet jeśliby za chwile świat dookoła miał spłonąć do gołej ziemi, on i tak nie mógłby przestać jej całować.

Jednak po kilku minutach w końcu przerwali na chwilę pocałunek, by móc zaczerpnąć oddechu. Hermiona wciąż trzymała dłoń na jego karku, przyciągając go blisko siebie, jakby bała się, że zaraz gdzieś jej ucieknie. To jak mocno zaangażowana była w tę ich chwilę bliskości, sprawiało że już teraz był cholernie podniecony. Zazwyczaj starałby się uniknąć tego, by mogła się zorientować w takiej sytuacji, ale być może ta jedna dodatkowa whisky nadała mu więcej odwagi. Wcisnął ją mocniej w drzwi jej komnaty i zaczął całować jej gładką szyję. Cudownie było czuć pod ustami to, jak szybko pulsowało jej tętno. Świadomość, że to on wprawiał ją w przyśpieszone bicie serca, była bardzo satysfakcjonująca.

Wplótł palce w jej włosy, a ona delikatnie ciągnęła za jego blond kosmyki. Nadal obdarzał namiętnymi pocałunkami jej szyję, w myślach rozważając co powiedziałaby na to, gdyby zostawił tam jakieś ślady.

Jęknął głośniej, gdy Hermiona nagle przycisnęła do niego swoje biodra. Była taka gorąca! Przez chwilę spanikował, sądząc, że gdy tak wyraźnie poczuje jego podniecenie, spłoszy się i ucieknie. Jednak ona zamiast tego przycisnęła się mocniej do niego i otarła sugestywnie, sprawiając, że prawie kolana mu się ugięły.

Co ta mała diablica wyprawiała? Czy nie bała się go tak prowokować, pomimo swojego braku doświadczenia?

Starał się trochę uspokoić i opanować chęć złapania jej w pasie, i uniesienia wyżej, by mogła opleść go swoimi niesamowicie długimi nogami. Odważył się jednak położyć dłoń na jej odsłoniętym z powodu długości sukienki udzie, czym wyrwał z jej gardła kolejny jęk i kolejne mocniejsze przyciśnięcie jej bioder do jego coraz mocniej pulsującej erekcji.

Włosy pod jego palcami były miękkie niczym jedwab, w który była ubrana. Jej skóra pachniała tak znajomo, a jednocześnie przywodziła na myśl niezgłębione zagadki, których rozwiązanie chciałby móc poznać, jak najszybciej.

Skubnął ustami miejsce tuż za jej uchem, a ona znów jęknęła gardłowo. To było doskonałe.
Przesunął dłoń nieco wyżej, wiedząc, że jeśli zrobi coś co jej się nie spodoba, na pewno nie będzie się krępowała dać mu o tym znać.

Paliła go jednak myśl o tym - co będzie jeśli go nie zatrzyma? Do czego dojdzie? Na jak wiele mu pozwoli? I czy wystarczy mu na to wszystko samokontroli?

To było jak łagodne nacięcie sztyletem. Pieczenie, które zaczęło się pod jego pierścieniem rodowym, ale szybko rozprzestrzeniło się po całym jego ciele.

- O cholera! - warknął, odrywając usta od jej skóry.

- Co się stało? - spytała, dysząc lekko, mocno zarumieniona.

- To być może nic... - zaczął tłumaczyć, gdy nagle nad ich głowami rozległ się skowyczący, przejmujący dźwięk.

Zaklął raz jeszcze. Naprawdę nie tego się spodziewał po dalszej części tego wieczoru.

Trzymając mocno jej rękę, pobiegli razem do gabinetu jego ojca, bowiem to tam znajdował się kominek z największą ilością otwartych połączeń Fiuu. Draco wiedział, że w przypadku tego, co właśnie się wydarzyło, to właśnie tam miało być miejsce rodzinnej zbiórki.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Where stories live. Discover now