Rozdział 1

674 64 32
                                    

TEO

Trzy lata później

Telefon leżący na łazienkowym blacie zadzwonił trzeci raz z rzędu. To zmusiło mnie do zakończenia prysznica. Wyszedłem i wytarłem jedynie twarz oraz dłonie, by szybko sprawdzić, kto tak usilnie próbował się ze mną skontaktować. Gdy zobaczyłem imię dziewczyny, z którą spotykałem się od jakiegoś czasu, westchnąłem. Niedbale przejechałem ręcznikiem po głowie, by wchłonął większość wody, i przewiesiłem go sobie przez kark. Niechętnie wybrałem numer Oliwii i od razu włączyłem głośnomówiący, by mieć wolne ręce. Już wiedziałem, że ta dziewczyna nie była dla mnie. Zbyt nachalna, zbyt zaborcza, zbyt ograniczająca.

A może to ze mną było coś nie tak, bo nie chciałem gnić na kanapie z piwem i pilotem w ręku. Do piwa nic nie miałem, ale lubiłem wypić je ze znajomymi po porządnym sponiewieraniu ciała aktywnością fizyczną. No dobra... w ogóle wolałem znajomych. Nie miałem podejścia do kobiet. Nie potrafiłem odnaleźć się w roli romantyka. Nie stać mnie było na czułości ani nawet chodzenie za rękę. Nie lubiłem tego. Przyjaciółki potrafiłem komplementować, przytulać czy pocieszać, ale kandydatki na swoje dziewczyny już nie...

Miałem ponad trzy i pół dychy na karku, z czego ostatnie piętnaście lat spędziłem, ciężko pracując. Niedawno trochę odpuściłem, by zacząć korzystać z życia. Potrzebowałem kobiety, z którą mógłbym dzielić różne pasje, a nie jedynie łóżko. Z każdym miesiącem czułem też coraz większe parcie na dziecko, ale nie chciałem go mieć z pierwszą lepszą. Dlatego absolutnie nie zamierzałem robić nic na siłę. Żadnych pochopnych decyzji, mimo tego ciśnienia. To stanowiło mój duży problem, bo jak na złość wszystkie kobiety mnie irytowały. Chciały czułości, romantycznych gestów, publicznego okazywania uczuć. Nie było mnie na to stać!

– Czemu nie odbierałeś!? – zaatakowała mnie od razu, gdy tylko oddzwoniłem. Przewróciłem oczami i spojrzałem w lustrze na spływające po mojej klacie krople. Chyba nieźle wyglądałem jak na trzydziestosześciolatka. Nie mogłem nazwać się napakowanym, ale wyraźnie widziałem zarysy mięśni. Całkiem motywujący efekt uboczny treningów, na które regularnie chodziłem z chłopakami w celach rozrywkowych.

– Coś się stało? – zapytałem spokojnie, choć raczej dało się wyczuć w moim głosie irytację.

– Yyy... Dzwoniłam, bo chciałam cię usłyszeć. Tak po prostu. Jesteśmy razem, więc zwyczajnie oczekuję, że na przyszłość będziesz odbierał ode mnie telefon za pierwszym razem.

– Oliwia, spotykamy się – sprostowałem. Szlag. Nie lubiłem takich sytuacji. Wyraźnie zaznaczyłem na początku, że nie będziemy parą, dopóki oboje nie postanowimy inaczej.

– To, że ty nie chcesz nazywać rzeczy po imieniu, nie znaczy, że ja nie będę. Ty i ja jesteśmy razem, bo wszystko na to wskazuje, a już na pewno ostatnie cztery miesiące! Myślę, że już czas, żebyś nazywał mnie swoją dziewczyną, a nie koleżanką, tak jak tą... – Urwała, udając, że nie pamięta imienia mojej przyjaciółki, o którą była zazdrosna.

– Karolcia – podpowiedziałem, celowo ją tym prowokując.

– To jak już przy niej jesteśmy, to może wytłumaczysz mi coś... Jaka jest różnica między mną a nią, skoro obie jesteśmy koleżankami?

– Zasadnicza różnica jest taka, że Karolcia jest moją przyjaciółką, a nie tylko koleżanką. – Postawiłem sprawę jasno, doskonale wiedząc, że był to cios poniżej pasa. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Bardzo ceniłem Karolinę i mimowolnie broniłem jej honoru. Uratowała mi kiedyś tyłek zupełnie bezinteresownie. Byłem jej za to dozgonnie wdzięczny. Zaprzyjaźniliśmy się szybko. Teraz nie miała dla mnie zbyt wiele czasu, bo mieszkała w Poznaniu. Dwójka jej dzieci była dość absorbująca, ale wiedziałem, że zawsze możemy na siebie liczyć.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now