Rozdział 61

414 67 21
                                    

Miłosz

Kiedy dostałem od Karoliny telefon z prośbą o spotkanie, rzuciłem wszystko. Nie poszedłem na mecz. Na stałe mieszkałem w Warszawie, podpisałem tu kontrakt z klubem. We Wrocławiu też miałem dom i kiedy tylko mogłem, jeździłem tam. Wrocław wolałem tylko ze względu na Karolinę. Gdybym nigdy jej nie poznał, byłoby mi wszystko jedno. Ale poznałem. I chciałem odzyskać. Nie umiałem z niej zrezygnować. Była jedyną osobą, która potrafiła sobie ze mną poradzić i potrzebowałem jej. Nikogo innego nie umiałem do siebie dopuścić. Nie przeszkadzało mi to. Byłem trudnym człowiekiem – nawet dla siebie. Nie rozumiałem własnego umysłu. Nie męczyło mnie to jednak, gdy miałem Karolinę. Dlatego chciałem ją przy sobie. Byłem jak dzieciak, który chce i już. Zdawałem sobie z tego sprawę. Taki już miałem charakter i tylko jedna osoba na świecie potrafiła to zrozumieć.

4 lata temu

– Chodź do mnie, mój gburku. – Zachichotała. Złapała za szarfę spuszczoną z sufitu sali gimnastycznej i zaczęła się po niej wspinać.

– Nie mów tak do mnie – burknąłem. Wiedziała, że nie lubiłem tego, jaki byłem.

– Będę, bo kocham cię właśnie takiego. – Śmiała się, wykonując skomplikowane figury w powietrzu. – Jesteś wyjątkowy, zdolny, cudowny i kochany, nawet jeśli wyglądasz na gburka.

– Nie przyjdę – sprzeciwiłem się i zacząłem kozłować w miejscu.

– A jak spadnę?

– Nie spadniesz.

– To patrz – powiedziała przy samym suficie. Szarfę miała obwiązaną dookoła brzucha. Wiedziałem, co zamierzała zrobić. Wywołać we mnie silne emocje. I udało się jej. Puściła ręce i sturlała się w dół wraz z materiałem, który przy każdym obrocie ciała się rozwijał. Dobiegłem do niej w kilku długich krokach, nim zatrzymała się tuż nad ziemią. Serce prawie mi wypadło na ten widok, mimo że wiedziałem, że kontrolowała sytuację.

– Jednak przyszedłeś. – Puściła mi oko i od dołu patrzyła, jak dyszałem. Miałem poważny problem z wyrażaniem emocji i panowaniem nad nimi, a ona nie chciała dać mi spokoju. – Czułeś, jak się przestraszyłeś? Kochasz mnie. Masz takie serducho, że głowa mała. Musisz tylko w to uwierzyć. – Przytrzymała się moich bioder i wyszła z szarfy. Stanęła przede mną i dosłownie wspięła się po moim ciele jak małpka. Usiadła bokiem na moim ramieniu i się pochyliła. – Powiedz, jak bardzo mnie kochasz – zażądała i pocałowała mnie. Sięgnąłem ręką, by objąć jej plecy. Jednym płynnym ruchem przerzuciłem ją ze swojego barku na miednicę i wpiłem się w jej usta. Oderwałem się od niej, gdy tylko zacząłem rosnąć. Karolina zagryzła wargę w uśmiechu i wygięła tułów do tyłu. Pochyliłem się, bo byłem za wysoki, żeby dłońmi sięgnęła do podłogi. Stanęła na rękach, a stopy oparła o moje barki. Lubiliśmy tak się bawić swoimi ciałami. Potem zaczęliśmy razem ćwiczyć. Na pierwszy rzut poszły pompki z Karoliną na plecach, dopóki nie zaczęła całować przy tym mojego karku. – Powiedz.

– Karolina... – warknąłem. – Nie rób mi tak, bo źle się to skończy.

– Na pewno nie dla mnie, Miłoszu. Może ty siebie nie znasz, ale ja ciebie tak. Nie zrobisz mi krzywdy, bo mnie kochasz. – Pocałowała ponownie mój kark. Wystawiała mnie na próbę. Karolina była bardzo wierząca. Chodziłem z nią do kościoła, mimo że kompletnie nie ogarniałem, dlaczego myślała, że w niebie jest jakiś długowłosy facet. Tłumaczyła mi to milion razy, ale ta kwestia nie docierała do mnie w żaden możliwy sposób. Przecież chodziliśmy po ziemi. Nigdy nie widziałem niczego, o czym mówił ksiądz. Nie wierzyłem mu, ale Karolinie tak. Powiedziała mi, że musi koniecznie poczekać z seksem do ślubu, więc przyjąłem to do wiadomości. Byłem facetem zero-jedynkowym. Poza tym słabo szło mi łapanie żartów, metafor, ironii czy sarkazmu. Takie całowanie było dla mnie natomiast jednoznaczne. Chciałem się na nią rzucić, rozerwać jej ubrania i posiąść. – Jeśli nie zmieniłaś zdania, to przestań natychmiast. Nie rozumiem twojego zachowania. Nie bawi mnie to. Nie ręczę za siebie.

– Ja za ciebie ręczę. – Wysunęła obok mnie głowę i pocałowała w nos. – Trzynaście. Jeszcze siedem i gramy.

– Kocham cię jak piłkę – wyznałem, gdy skończyłem serię pompek. Karolina zeszła z moich pleców, zaczęła klaskać i chichocząc. Zawsze to robiła. To był mój stały tekst, a ona go uwielbiała. Wiedziała, że nigdy w życiu nie potrafiłbym zrezygnować z koszykówki. I z niej...

– Nie proszę, żebyś się uśmiechnął, ale może mógłbyś chociaż odrobineczkę, tak tyci tyci, unieść kąciki ust.

– Po co? – zapytałem, udając, że nie zrozumiałem, że ze mnie drwiła. Jeszcze niedawno naprawdę nie załapałbym tego, ale Karola uczyła mnie, co oznaczają jej poszczególne miny, zmiany w głosie i zachowaniu, których wcześniej nie rozumiałem. Na przykład to, że teraz przewróciła oczami i zaczęła się śmiać.

– Mój gburek – powiedziała miłym głosem i przytuliła się do mnie.

– Karolina – burknąłem. – Wkurzasz mnie celowo, nazywając gburkiem, i przytulasz w tym samym czasie. Czy naprawdę nie widzisz w tym sprzeczności? –Chciałem, żeby mi to wytłumaczyła, bo serio... no przecież to było dziwne.

– Kiedyś będziesz to lubić.

– Nie sądzę.

– To będziesz miał ze mną przechlapane! – Zaczęła się śmiać. Znów te przeciwieństwa. Wściekłem się. Mówiła jedno, robiła drugie.

– Dlaczego będę mieć przechlapane? Przecież mnie kochasz. Jesteśmy szczęśliwi. Dlaczego chcesz to zmienić?

– Jesteś szczęśliwy? – Uśmiechnęła się.

– Tak.

– I nie przeszkadza ci, że piłka leży na podłodze napisem do dołu? – Kiwnęła głową w lewo. Spojrzałem tam i poszedłem ją poprawić, by napis był u góry. Ogólnie panowałem nad swoim dziwactwem, ale teraz nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że poczuję zupełną satysfakcję, dopiero kiedy piłka będzie leżeć napisem do góry, a błękitne oczy Karoliny znajdą się w zasięgu mojego wzroku.

– Teraz jestem cholernie szczęśliwy. – Zmusiłem się do sztucznego uśmiechu, żeby to udowodnić.

Teraz

Zobaczyłem na podjeździe Bellę. Byłem dumny z siebie, że wpadłem na pomysł, by założyć swoją klubową bokserkę z dwójką na przodzie. Karolina miała do niej słabość. Podszedłem i otworzyłem drzwi auta, bo sama tego nie zrobiła. Jej błękitne oczy wbiły się we mnie. Usta zaciskała w wąską linię. Kojarzyłem tę minę, ale nie pamiętałem, co oznaczała. Nie mogłem się jednak do tego przyznać, bo znowu wyjechałaby mi z tekstem, że jej nie znam.

– Cześć – przywitałem się.

– Cześć, Miłosz.

– Chodźmy do środka. – Złapałem jej łokieć, czekając, aż wysiądzie.

– Uważaj na swoje emocje, bo jestem po operacji. – Ubodło mnie, że od razu wytknęła mi problemy z panowaniem nad sobą.

– Jakiej operacji?

– Piersi.

– Aha. – Puściłem ją. – Boli cię?

– Nie tak jak serce. – Zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. To chyba oznaczało, że było jej przykro. A może to złość? Nie pamiętałem, ale mogłem nauczyć się czytać jej niewerbalną mowę od nowa.

– To dlatego, że mnie kochasz?

– To dlatego, że kocham was obu, ale mogę mieć jednego. Drugiego natomiast muszę zranić.

– Przyjechałaś do mnie. – Ucieszyłem się, choć moje usta nawet nie drgnęły, by to okazać. – Dlaczego nie wysiadasz?

– Miłosz, nie zmieniłam zdania.

– Dlaczego szepczesz? On tu jest? Boisz się go?

– Chyba liczę, że mniej cię będzie boleć, jeśli nie powiem tego głośno. Wychodzę za mąż za Teo. Nic tego nie zmieni. – Wkurzyła mnie. Wszystko zaczęło się we mnie gotować. Spuściłem wzrok na swoje dłonie. Ruszałem nimi mimowolnie, dopóki Karolina ich nie przytrzymała. Potem wysiadła i stanęła naprzeciwko mnie. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, momentalnie się uspokoiłem.

– Wycofaj oskarżenie. 

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now