Rozdział 40

434 61 17
                                    

Dzień doberek wszystkim 😍

Karol

Pojechałam do Teo zaraz po tym, jak odwiozłam ciotkę na lotnisko. Przepełniała mnie odwaga, bo pół nocy słuchałam wywodów Kaśki, jak bardzo ślepa jestem, skoro nie widzę, że facet mnie ubóstwia. Wiedziałam, że tak jest, ale nie wierzyłam, że ubóstwia mnie jak mężczyzna kobietę. Bardziej jak przyjaciel przyjaciółkę.

Oczywiście część mnie żywiła nadzieję, że jest inaczej, i to nie od momentu pocałunku, ale już znacznie wcześniej. Naprawdę często zastanawiałam się, czy on... czy my flirtujemy, czy żartujemy. Druga część mnie za bardzo się bała, że takie zachowanie to jednak tylko sposób bycia Teo. Że jedynie się bawi.

„Nie mogę obiecać, że po świętach nie otrzymasz telegramu" – to wyszeptał ciotce. Wygadała się dopiero przed odlotem. Chodziło o przesłanie wiadomości, jeśli – a raczej kiedy – nasza przyjaźń wejdzie w następny etap. Według niej wszystko zależało ode mnie, a ja sama byłam zależna... od swojej głowy.

Podjechałam pod nowoczesny apartamentowiec w centrum Wrocławia. Zatrzymałam się przy ulicy. Nie chciałam prosić Teo, by otworzył parking podziemny, bo wtedy nie mogłabym już stchórzyć. A skłaniałam się ku temu, że jednak nie zdobędę się na odwagę. Siedziałam w aucie już trzydzieści trzy minuty i układałam sobie w głowie możliwe scenariusze. Byłam zmęczona i poirytowana, bo brałam pod uwagę coraz głupsze rzeczy, na przykład by pocałować go w usta na wejściu. Dobrze wiedziałam, że nie byłam do tego zdolna, a i tak katowałam się takimi pomysłami.

Włączyłam zapłon, bo już postanowiłam przełożyć konfrontację z Teo na inny termin, ale po chwili zgasiłam go i jednak wyszłam z auta – jak się okazało tylko po to, by przy bramie zawrócić i usiąść w Belli z powrotem na dziesięć minut. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze trwałyby moje rozterki, gdyby odpowiedzi na moje pytania nie przyszły do mnie same.

Gapiłam się z otwartą buzią na Teo i jego dziewczynę, którą znałam jako byłą nie-dziewczynę. Nie było opcji, bym się myliła. Wyglądali teraz dokładnie tak samo jak wtedy, gdy spotkałam ich dawno temu.

Serce mi pękło. Miałam nadzieję, że to nie jest to, na co wygląda, ale... Fakt, że była dziewiąta rano, mówił sam za siebie. Poleciały pierwsze łzy.

Przeszłam na tył samochodu, gdzie skryły mnie przyciemniane szyby.

No oczywiście... – pomyślałam, widząc, że zatrzymali się przy porsche. No bo czym niby miałaby jeździć tak doskonała kobieta... Przewróciłam oczami. Gdzie ja miałam głowę? Teodor, trzydziestosześcioletni właściciel dwóch restauracji, który mógłby mieć każdą, miałby wybrać młodą, zakompleksioną dziewczynę zamiast pełnej wdzięku poważnej kobiety z klasą?

Zabawił się tobą, a myślał pewnie, że z tobą.

Nie gniewaj się na niego.

Cały Teo.

Lepszy taki przyjaciel niż żaden.

Śledziłam wzrokiem, z jaką gracją kobieta usiadła za kierownicę. Na nogach miała wysokie szpilki, w których ja nie umiałabym nawet stać. Gentleman zamknął jej drzwi, a ona otworzyła okno. Zauważyłam, jak podał jej banana, na co pokręciła głową ze śmiechem. Słysząc ryk silnika, odsunęłam się nieco od szyby. Wolałam dmuchać na zimne i teraz z całych sił trzymałam kciuki i modliłam się, by Teo mnie nie zauważył. Możliwe, że ktoś na górze mnie wysłuchał, bo wracał do domu z głową pochyloną nad telefonem.

– Nie zrobiłeś tego – wymamrotałam, słysząc dźwięk nadchodzącej wiadomości. A jednak zrobił. Był na tyle perfidny, że kończąc upojną noc, pisał do mnie...

Nie pożałujeszDove le storie prendono vita. Scoprilo ora