Rozdział 21

381 63 24
                                    

Karol

Odkąd Karolcia zamieszkała we Wrocławiu, Teo praktycznie przestał się do mnie odzywać – z wyjątkiem tej jednej nocy, gdy znalazłam go śpiącego w aucie pod moim domem. Nie mogła mi się podobać ta niska częstotliwość spotkań. Szczególnie że ona to Karolcia, a ja Karol... Byłam bliska, by znowu sięgnąć dna. W zasadzie miałam pewność, że jeśli wyniki okażą się złe, nie podniosę się drugi raz.

Tamtego dnia, gdy nie odpowiadałam na telefony Teo, właśnie o tym myślałam. Pływałam wtedy. Dłużej niż normalnie, bo prawie do północy. Po badaniach byłam zestresowana i potrzebowałam wody bardziej niż zwykle.

Teraz ponownie wychodziłam z zalewu. Miałam wielką nadzieję, że gdy dojdę do auta, znajdę jakiekolwiek powiadomienie od Teo o próbie kontaktu, niestety zawiodłam się. I to tak bardzo, że dłużej nie mogłam tego znieść. Obiecałam sobie, że jutro z rana pojadę do jego restauracji.

Dobrze, że nie wiedziałam, gdzie mieszka, bo miałam w sobie tyle zapału, że mogłabym okazać się zdolna do odwiedzenia go natychmiast... A godzina dwudziesta trzecia raczej nie była odpowiednią porą.

***

Dochodziła dziewiąta, gdy w końcu udało mi się znaleźć miejsce do zaparkowania. Miałam do przejścia cały rynek i nie spieszyłam się. Obserwowałam ludzi, kolorowe kamieniczki, ogródki otwierających się knajpek, a nawet kostkę brukową, którą uważałam za uroczą. Gdy w końcu stanęłam przed szyldem „Tutaj", nie wahałam się. Weszłam, ocierając się w przedsionku o dwa drzewka, które stały w kolorowych donicach po obu stronach korytarza. Były nowe i podobały mi się. Poczułam się jak prawdziwa amazonka. Nie ta, którą stałam się po amputacji piersi, ale ta z mitologii greckiej – wojownicza kobieta, która właśnie robiła coś odważnego.

Tylko wchodzisz do restauracji kolegi, kretynko. A te kwiaty to nie dżungla.

I tak oto mój wewnętrzny monolog sprawił, że poczułam zdenerwowanie. Udało mi się jednak przekroczyć przedsionek i stanąć przed ladą. W tym miejscu nie było już odwrotu, bo skoro ja widziałam wszystkich, to i wszyscy widzieli mnie. Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych zielonych oczu, ale zamiast nich dostrzegłam jedynie dobrze ubranych ludzi. Poczułam się jak brudne, zaniedbane dziecko. Stałam przygarbiona w tych swoich łachmanach. Byłam gorsza...

Zakompleksiona desperatka! – obrażał mnie mój własny umysł.

Nie! – broniłam się. To tylko syndrom „połowy kobiety". Dość częste zjawisko u amazonek, bo tylko one wiedzą, jak to jest stracić atrybut kobiecości.

– Siema, Karol – przywitał się jeden z kelnerów. – Wszystko gra?

– Hej. Tak, dziękuję. A u ciebie?

– No a jak. – Uśmiechnął się. – Przyszłaś na śniadanie?

– Właściwie to chciałam tylko przywitać się z Teo.

– Dzisiaj urzęduje na Psiaku. Nie odbiera telefonu?

– Yyy... – zająknęłam się. – W sumie to nie dzwoniłam do niego. Po prostu przechodziłam obok – wybrnęłam jakoś. Na szczęście ktoś zawołał mojego rozmówcę i chłopak musiał uciekać do pracy, więc też szybko zniknęłam. Idąc do auta, zastanawiałam się, czy jechać na Psiaka, czy odpuścić. Byłam zmęczona. Miałam masę pracy i na samą myśl o tym ogarniał mnie jakiś nieprzyjemny lęk. Musiałam zmusić się do uporządkowania zaległości, dlatego gdy odpalałam samochód, wiedziałam już, gdzie się udam. Ruszyłam, ale kiedy na ekranie telefonu pokazało się imię Teo, wjechałam na miejsce przeznaczone dla inwalidów.

Nie pożałujeszWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu