Rozdział 51

448 61 83
                                    

Dochodziła dwunasta. Od dobrego kwadransa stałam przed lustrem. Nie mogłam uwierzyć, że widoczna w nim kobieta to ja. Z całą pewnością wyglądałam na kogoś pewnego siebie, eleganckiego. Moje włosy zostały wyprostowane i sięgały teraz prawie do łopatek. Przyzwyczaiłam się już do koloru, pociemniały po chemioterapii. Wciąż byłam jasną blondynką, ale nie tak jasną jak kiedyś. Oczy miałam delikatnie podkreślone czarną kredką. Usta pozostały naturalnie malinowe, za to na policzkach pojawiło się sporo różu. Podobał mi się efekt, choć robotę robiła sukienka na grubych ramiączkach. To był milowy krok dla mnie – tak wyjść z domu. Szczególnie na wysokich obcasach, w których nie mogłam oderwać oczu od własnych nóg. Kompleksy z powodu utraty mocno atletycznej sylwetki już mi minęły. Pracowałam na nią całe życie i straciłam w kilka chwil. Teraz jednak te kościste kolana nie stanowiły dla mnie problemu, bo Teo je kochał.

O wilku mowa, pomyślałam, gdy zadzwonił dzwonkiem. Uprzedził mnie, że tak zrobi, żebym mogła się przygotować, nim mu otworzę. Chciał zobaczyć od progu pewną siebie, zadowoloną kobietę. I tak się czułam. Byłam podekscytowana, jakbym otwierała drzwi panu młodemu.

– Wow – wymamrotałam, gdy tylko go ujrzałam. Oboje patrzyliśmy na siebie szeroko otwartymi oczami, usta mieliśmy rozchylone. Wiedziałam, że włoży czarny garnitur, ale nie miałam pojęcia, że ten widok zwali mnie z nóg. Kościste kolana zaczęły się uginać, gdy patrzyłam na wystylizowany zarost i seksownie zaczesane do tyłu przydługie włosy. Boki wygolił prawie na zero. Wyglądał jak z okładki jakiegoś czasopisma.

– Wyglądasz... – zaczął.

– Nigdzie z tobą nie idę! – zawołałam, wchodząc mu w słowo. – Ktoś mi ciebie ukradnie w biały dzień. Wchodź szybko. – Sięgnęłam po dłoń Teo, rozejrzałam się po korytarzu i pociągnęłam go na siebie. Szybko zamknął mnie w swych ramionach.

– Mamy tu mały problem – warknął mi do ucha, dociskając moją miednicę.

– Chyba nie taki mały – jęknęłam, czując go wyraźnie.

– Chyba nie, bo obawiam się, że nawet jeśli zaraz coś zaradzimy, to problem będzie wracał za każdym razem, gdy na ciebie spojrzę. Jesteś zjawiskiem, moja mała.

– Podobało mi się – przyznałam. – Dopóki nie zobaczyłam ciebie. Będzie mi ciężko oderwać od ciebie wzrok, żeby choćby złożyć Sarze i Krystianowi życzenia.

– Cała moja – warknął, ściskając mój pośladek pod sukienką. – Odchylę te majteczki tylko na momencik... – ostrzegł z psotnym uśmiechem. Wtedy zauważyłam, że nie miał na zębach aparatu ortodontycznego...

***

Spóźniliśmy się do kościoła, ale udało nam się niepostrzeżenie przemknąć do środka. Wszystkie miejsca w średniej wielkości świątyni były zajęte. Stanęliśmy na samym końcu po prawej stronie i od razu zagapiłam się na policyjny mundur pana młodego. Wiedziałam, że był jakimś komendantem ABW czy CBŚ, ale nie spodziewałam się, że ubierze się służbowo na własny ślub. Dokoła nas było sporo jego kolegów po fachu, także w mundurach. Nie czułam się przez to jak w kościele. Przez całą ceremonię biłam się z myślami. Nie wiedziałam, co robić. Naprawdę nie miałam pojęcia, czy byłam jeszcze wierząca. Czy to zwykła przewrotność losu, czy Bóg rzeczywiście podarował mi najcudowniejszego mężczyznę na ziemi? Nigdy nie czułam się szczęśliwsza niż teraz. Czy powinnam modlić się i dziękować za to? Bałam się igrać z Bogiem, ale mimo to nie klękałam dzisiaj i się nie modliłam. Na ten moment byłoby to oszustwem z mojej strony. Musiałam najpierw zrobić porządny rachunek sumienia.

– Chcę wziąć kościelny – szepnął mi do ucha Teo, gdy proboszcz pozwolił Krystianowi pocałować swoją żonę. Wcześniej uzgodniliśmy, że pobierzemy się w urzędzie w kameralnym gronie.

Nie pożałujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz