Rozdział 11

378 60 1
                                    

Teo

Rozpiąłem dwa górne guziki koszuli. W połowie drugiego piwa zrobiło mi się gorąco, natomiast młoda wyraźnie się rozluźniła. Zaczęła otwarciej rozmawiać, choć musiałem ciągnąć ją za język.
Dowiedziałem się, że pracuje jako dietetyk, jednak z autopsji mogłem stwierdzić, że powinna była zostać przy swoim wyuczonym zawodzie – zamiast wklepać mi maść w kostkę, wymasowała mi całą stopę, a potem drugą. Przyglądałem się jej, powstrzymując śmiech.    

Zastanawiałem się, czy robiła to nieświadomie, czy może wzięła sobie do serca rolę prywatnej fizjoterapeutki. Wyglądała zabawnie w tej wielkiej bluzie, z której wystawały małe, ale jakże sprawne dłonie. Cóż, fakt, że prawie obca dziewczyna (choć wcale tak tego nie odbierałem) masowała moje stopy, spowodował, że i mnie buzia się nie zamykała.   

Opowiedziałem jej pokrótce o swoich przyjaciołach: Krzyśku, siostrze i kilku innych, w tym imienniczce Karolinie. Gdy o niej słuchała, uśmiech nie schodził z jej ust.    
– Czyli przyjaźń damsko-męska naprawdę istnieje – skomentowała, gdy przeprosiłem ją na moment, by odebrać telefon, i to właśnie od Karolci. Potrzebowała rady w sprawie mężczyzny, którego poznała w sądzie podczas sprawy rozwodowej. Obawiała się, że jest za wcześnie na nowy związek, ale ja wcale tak nie uważałem. Z mężem nie dogadywała się od dawna. Nic do niego już nie czuła. Jeśli chciała znać moje zdanie, było ono jasne – powinna śmiało iść z tym facetem na kawę.    

– Pewnie, że tak. Przyjaźnię się z nią od sześciu lat.   

– Fajnie.   

– Szkoda, że mieszka w Poznaniu, bobym was poznał. Dwie fajne Karoliny, polubiłybyście się.

– Na pewno masz rację. – Zaśmiała się, a ja nie wiedziałem dlaczego.  

Zmieniliśmy temat i zaczęliśmy gawędzić o sporcie, a ja z zachwytem odkryłem, że była w nim biegła. Lubiła oglądać różne mecze, skoki narciarskie, sparingi i turnieje.   

– Karol, jesteś wymarłym gatunkiem! – Poderwałem się z miejsca, zupełnie jakbym odkrył Amerykę, czym ją rozbawiłem. – Musimy kiedyś iść obejrzeć coś na żywo! Gdzieś ty była w zeszłym tygodniu, jak nie miałem z kim pójść na żużel! – Wbiłem w nią oskarżycielski wzrok.  

– W AA, zapomniałeś?  

– Oddawaj piwo. – Przechwyciłem gwałtownie jej butelkę, czym spowodowałem wzburzenie trunku. Szybko upiłem napływającą piankę... I jak zaczęliśmy się śmiać, tak przez kolejną godzinę nie mogliśmy przestać.  

W którymś momencie zapatrzyłem się na ten widok. Śmiała się całą sobą, teraz dla odmiany masując moją łydkę.   

– Co ci się wtedy przydarzyło? – wypaliłem nieświadomie. Wciąż patrzyłem na nią przez pryzmat pierwszego spotkania. – Wyglądała wtedy na najsmutniejszą osobę na ziemi, dlatego tak dziwiła mnie teraz jej radość. Żałowałem, że nie powstrzymałem pytania, bo jej nastrój wyraźnie się zmienił. Najpierw zastygła w uśmiechu, ale mina szybko jej zrzedła. Po chwili znów wyglądała na najsmutniejszą osobę na ziemi. – Przepraszam. – Dźwignąłem się i położyłem dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na nią, potem powoli uniosła na mnie wzrok. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale szybko zmieniła zdanie. Nie wyglądała, jakby chciała podjąć drugą próbę. – Słuchaj, we wrześniu jedziemy dużą ekipą na Mazury pożeglować. Nie chcesz się z nami wybrać?   – wypaliłem ze świadomością, jak odważna jest to propozycja. Meldowała się nasza zgrana paczka, ale na wyjazd werbowaliśmy też dalszych znajomych. Pomyślałem, że może Karolina właśnie tego potrzebowała... jakiegoś nowego startu... Sam nie wiedziałem... Ale to był ostatni dzwonek na dodanie jej do rezerwacji.  

– Dziwny jesteś – stwierdziła po czasie. Zaskoczyła mnie tak, że aż otworzyłem usta i wybałuszyłem oczy.   

– I kto to mówi?! – Oburzyłem się, nie powstrzymałem się też od parsknięcia. – To jak? – Dźgnąłem ją palcem w kolano.  

– Chyba nie mówisz poważnie?  

– W życiu nie mówiłem poważniej – zapewniłem.   

– No, jednak cofam to, co powiedziałam. Nie jesteś dziwny, tylko kompletnie szalony.   

– Praca? – zażartowałem. Wiedziałem, że chodziło jej o fakt, że obcy gość, znacznie od niej starszy, proponuje jej wyjazd daleko za miasto, w dodatku nad wodę...  

– Taaak... dokładnie jak mówisz... praca – zakpiła, powstrzymując się od śmiechu. – Ale mam jeszcze masę innych powodów, tak że ja na pewno odpadam. 

– Szkoda, spodobałoby ci się – podjudzałem. 

– Wątpię. – Przestała w końcu masować moją nogę i sięgnęła po bandaż. – Nie lubię wody, nie umiem pływać i właściwie mam fobię, bo kiedyś prawie się utopiłam. Poza tym cierpię na chorobę morską.  

– Cóż... – Wziąłem głęboki wdech i przeczesałem włosy palcami. – To faktycznie dość mocny argument. – Zagryzłem wargę, śmiejąc się ze swojego wcześniejszego „spodobałoby ci się".  

– Tak że życzyłabym ci dobrej zabawy, ale z tą kostką nie pobawisz się za dobrze, jeśli nie uszkodziłeś jedynie torebek. Zrób jutro to prześwietlenie. Obawiam się, że lekarz zaleci półgips i dostaniesz zakaz stawania na stopie. – Potraktowała mnie współczującą miną.  

– Będzie dobrze. – Puściłem jej oczko i zabrałem nogę, by usiąść normalnie. – Dzięki, Karol. Jest jak nowa. – Zrobiłem zdumioną minę i udając, że wcale mnie nie boli, poruszałem stopą na boki.   

– Jezu, nie rób tak. Nie ignoruj tego, bo w przyszłości będziesz cierpieć na przewlekłe zwyrodnienie stawu i jedynym ratunkiem będzie kosztowna operacja! – Oburzyła się na poważnie.  

– W jak dalekiej przyszłości? – dopytałem, puszczając jej oczko, żeby sobie już odpuściła ten temat i tę powagę.  

– Może za pięć, a może za piętnaście lat, ale nie miej złudzeń, to na pewno się odezwie – stwierdziła. Była zdeterminowana, wręcz zaaferowana. Rozumiałem jej punkt widzenia jako fachowca, ale już sześć razy miałem złamaną nogę. Wiedziałem, że teraz nie było tak źle. Przeprosiłem ją na moment, by zadzwonić po taksówkę.  

– Przyjadę rano po auto i ruszę prosto na prześwietlenie – skłamałem, ale dostrzegłem na jej twarzy satysfakcję. 

Nie pożałujeszOù les histoires vivent. Découvrez maintenant