Rozdział 20

375 57 10
                                    

Do mojego wyjazdu został tydzień i już wiedziałem, że zostawię swoją ekipę z nierozwiązanymi problemami. Trudno. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, jak choćby tego, że miałem jedynie dwie ręce, a doba liczyła dwadzieścia cztery godziny...
Pracowałem od świtu do wieczora, by przed zakończeniem dnia pomóc jeszcze Karolci w nowym mieszkaniu. Trzeba było podreperować sporo rzeczy, rozpakować cały jej dobytek, a dzieci nie pomagały. Od razu brały mnie w obroty, tak że wracałem wykończony, a obowiązki tylko narastały. W ciągu dnia często urywałem się z pracy, by pokazać Karolci miasto, a w szczególności urzędy, w których pomagałem jej wypełniać różne wnioski.
Przez ostatni tydzień nie widziałem się z nikim innym. Ba, nawet nie miałem czasu, by przekręcić do Karola. Szybko postanowiłem to naprawić. Zamknąłem laptopa i odchyliłem się w fotelu, a następnie odsłuchałem nagranie z jej poczty głosowej. To skłoniło mnie do zakończenia pracy wcześniej.
Rozdzieliłem obowiązki wśród pracowników, zdradzając przy okazji, że do naszej ekipy dołączy nowa osoba, z którą odbyłem rozmowę przedwczoraj. Ucieszyli się, bo brakowało rąk do pracy.
Gdy jechałem do Karola, odebrałem telefon od kumpla, który poinformował mnie, że złapał ospę. Zdziwiłem się, bo myślałem, że to choroba dziecięca i nawet nie wpadłem na to, że właśnie wykpił się z wyjazdu na żagle. Ale to zrobił. Życzyłem mu zdrowia, a on mi w zamian powodzenia, bym znalazł kogoś na jego miejsce.
Podjechałem pod dom Karola i wysiadłem. Zgarnąłem jeszcze kiszonki, które kupiłem po drodze. Pięć minut później byłem lekko przestraszony, bo ani nie otworzyła drzwi, ani nie odebrała telefonu. Bałem się, że coś się stało, dlatego kilka razy mocniej zapukałem. Może trochę mocniej niż mocniej, bo aż wyszedł pan Zbigniew, właściciel posesji. Przedstawiłem się, szybko wyjaśniłem swoje obawy i zapytałem, czy ma zapasowy klucz. Nie kryłem złości, gdy sprzeciwił się, by go użyć. Zasugerował wezwanie policji, jeśli Karolina nie odezwie się przez kilka godzin. Przez kilka godzin? Przez tyle czasu to już odszedłbym od zmysłów.
17:32 Ja: Karol, odezwij się, bo wyważę drzwi
17:32 Karol: Nie wyważaj, nie mogę rozmawiać
17:32 Ja: Zadzwoń, jak będziesz mogła
Z niewyobrażalną ulgą wsiadłem do auta i pojechałem prosto do Karolci.
Chryste, że też nie myliło mi się, co której mówiłem...
Droga przez zakorkowany Wrocław zajęła czterdzieści minut i podczas jazdy prowadziłem liczne rozmowy, ale w końcu zaparkowałem. Drzwi do klatki schodowej otworzyłem kluczem, który dała mi Karolcia, ale na górze już zapukałem.
– Wchodź! – Usłyszałem, więc wszedłem jak do siebie i niemal natychmiast zostałem zaatakowany przez parkę rozbójników. Patrycję wziąłem na ręce, a gdy ruszyłem do salonu, Patryk przyczepił się do mojej nogi.
– Cześć, co na kolację? – zapytałem, widząc Karolcię walczącą w tak jakby zdemolowanej kuchni.
– Nic nie mów – warknęła. – Nic mi dzisiaj nie wychodzi – pożaliła się, wskazując na coś nożem. Podszedłem bliżej.
– Ukatrupiłaś tę rybę – przyznałem ze śmiechem. – Daj to. – Odstawiłem małą i przechwyciłem nóż, by dokończyć filetowanie dorsza. – Czarna, podwójna, mocna, szefie – poleciłem pięciolatkowi, by nasypał kawy do kubka.
– Się robi – odpowiedział jak zawsze i przystąpił do zadania.
– A dla mamy zimne piwko.
– A kto się nami zajmie?
– A to wami trzeba się zajmować? – Zrobiłem zdziwioną minę, rozbawiając tym Patryka. – Myślałem, że jesteś już duży.
– Jestem duży! – oburzył się.
– No nie wiem. Duże chłopaki po przedszkolu pomagają mamie i sprzątają swój pokój.
– To ja nie jestem duży.
– Mały cwaniak. – Poczochrałem jego bujne włosy. – Małe chłopaki też sprzątają swój pokój. Zasuwaj, to później zagram z tobą w memory.
– Taaak!!! – krzyknął i pobiegł, a za nim ruszyła dwuletnia Patrycja, która gadała tylko po swojemu.
– Mówiłam, że cię kocham? – zapytała zadowolona Karolcia.
– Nie za często. – Puściłem jej oko i odwróciłem się do blatu, by dokończyć to, co zacząłem.
– To mówię teraz.
– Czyli może doczekam się tej kawy. – Zerknąłem na nią przez ramię i posłałem proszący uśmiech.
– Magiczne słowo?
– Ja ciebie też kocham.
– Sprzedana! – Parsknęła i skocznym krokiem podeszła do czajnika.
Urzędując w kuchni, wymieniliśmy się opowieściami z minionego dnia, a potem wszyscy zjedliśmy kolację. Karolcia wykąpała Patrycję, a ja Patryka, z którym następnie przegrałem w memory.
– Dobra, kumplu, ja spadam, bo po takiej wygranej musisz być bardzo zmęczony.
– Ale ja nie jestem zmęczony – zapewnił, łapiąc mnie za udo.
– Ale jutro będziesz, jak nie pójdziesz spać, i wtedy nie ograsz swoich kumpli w przedszkolu! – Widać zagiąłem go, bo potulnie przyłożył głowę do poduszki i życzył mi dobrej nocy.
Posiedziałem jeszcze tylko chwilę z Karolcią, bo Karola wciąż nie oddzwoniła. Nie odbierała też telefonu, gdy próbowałem się z nią skontaktować, dlatego desperacko chciałem jeszcze zahaczyć o jej dom.
Zdenerwowałem się, kiedy ponownie jej nie zastałem.
O 20:45 napisałem SMS-a i poszedłem usiąść do auta.
Ja: Karol, co z tobą?
20:55 Ja: Wyważam.
21:05 Ja: Wyważyłem drzwi. Nie ma Cię w domu. Jadę na policję.
Skłamałem, ale byłem bliski, by to wszystko zrobić. Po pięciu minutach zamierzałem odczekać jeszcze tylko dziesięć i wprowadzić w życie te radykalne metody. 
*
Jakieś pukanie wyrwało mnie z objęć Morfeusza, ale byłem zbyt senny, by to sprawdzić. Tylko przekręciłem się na drugi bok i... wtedy otworzyłem oczy. Nie miałem miejsca na takie manewry, bo znajdowałem się w aucie. Momentalnie się rozbudziłem i spojrzałem przez okno. Było kompletnie ciemno. Otwierając drzwi, zerknąłem na telefon i zobaczyłem, że dochodziła północ.
– Karol?! – Sam nie wiedziałem, czy to pytanie, czy stwierdzenie. Miałem tyle pytań.
– Kogo tym razem porównałeś do dyni, że wyrzucili cię z własnego domu?
– Karol! – warknąłem zdenerwowany, ignorując żart. – Gdzie byłaś, jak cię nie było? Czemu nie odbierałaś?
– Byłam w urzędzie. Nie mogłam rozmawiać.
– Nie okłamuj mnie! – ryknąłem trochę za głośno jak na cichą noc, ale wkurzyła mnie tym tekstem. – Nie znoszę kłamstwa. Nie ufasz mi, to powiedz, ale nie kłam w żywe oczy, że byłaś w urzędzie o siedemnastej trzydzieści, bo żaden urząd we Wrocławiu nie jest otwarty o pieprzonej siedemnastej trzydzieści. – Oburzyłem się, a ona aż się cofnęła. – Przepraszam, młoda. – Uniosłem ręce w geście poddania i wysiadłem. – Po prostu mnie nastraszyłaś. Może nie znamy się za długo... – sam już nie wiedziałem ile, ze trzy miesiące, może cztery... – ale mam wrażenie, że znamy się od zawsze.
– Przepraszam, Teo – wymamrotała. – Nie... nie zdawałam sobie sprawy...
– Że się przejmę? Że cię lubię? Że mi zależy? – Przerwałem jej. Znów się zdenerwowałem. Westchnąłem, widząc jej przerażenie, i zgarnąłem ją płynnym ruchem w swoje ramiona. – Przepraszam. Chyba wyrwałaś mnie z mocnego snu i jestem głodny.
– Byłam na badaniach...
– Jesteś chora? – wyrzuciłem szybciej, niż pomyślałem, jednak jeszcze szybciej na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
– Nie – odparła. – To znaczy wyników jeszcze nie dostałam, ale mam nadzieję, że nie. Profilaktyka.
– Czemu nie oddzwoniłaś?
– Nie wiem, nie chciałam ci przeszkadzać. Nie odzywałeś się prawie tydzień. Nie wiedziałam, co myśleć. To znaczy wiem, że jesteś teraz zajęty. Praca, Karolcia i...
– Młoda... – Przerwałem jej. Wypuściłem ją z uścisku, by spojrzeć w oczy, ale było zbyt ciemno... i zimno. Cała się trzęsła. Dopiero teraz zauważyłem, że miała na sobie kusą jak na nią koszulkę. Szybko wyjąłem kluczyk ze stacyjki i zamknąłem auto. Objąłem tego mojego dziwnego Karola i zaprowadziłem do domu. Nie wracałem już do tego tematu. Zrobiłem nam herbaty i długo rozmawialiśmy o minionym tygodniu, a ja przez cały ten czas przypatrywałem się szczupłym, choć wyrzeźbionym ramionom dziewczyny, które były bardzo niecodziennym widokiem. W zasadzie mógłbym długo tak na nie spoglądać, ale musiałem się zbierać.
Potem pojechałem do siebie, bo rano obiecałem Karolci pomoc przy, cholera, nie pamiętałem przy czym...

***
Odliczałem dni do wyjazdu. Oczekiwałem, że wyśpię się porządnie chociaż jednej nocy, bo po dzisiejszych kilku godzinach snu ciężko było mi utrzymać powieki.
– Kawaaaaa... – powiedziałem, udając zombie, gdy Karolcia otworzyła drzwi. Położyłem się spać o drugiej, a o piątej byłem już na giełdzie. Teraz dochodziła dziewiąta... rano, a ja czułem się, jakby była dziewiąta, ale wieczorem.
– Chodź, biedactwo. – Pociągnęła mnie do kuchni. – Nakarmię cię i przytulę.
– Daj mi tylko kawy, powiedz, co zrobić i uciekam, bo szczerze mówiąc, nie wiem, w co włożyć ręce.
– Ciii... – Przytuliła mnie. – To nieważne, Teo. Świat się nie zawali, jak czegoś nie zrobisz – przypomniała mi, by nie przejmować się nadto. Jednak łatwo mówić, trudniej zrobić...
Usiadłem tylko na moment, który się przeciągnął, bo czekałem, aż kawa będzie zdatna do picia. Chyba dopiero po pierwszym łyku zauważyłem, że Karolcia ubrana była w cienki, czarny, koronkowy... seksowny szlafroczek. Aż się zastanowiłem, czy od początku miała go na sobie, czy przebrała się dopiero teraz. Ale skoro nigdzie nie wychodziła, to chyba jednak już w nim otworzyła mi drzwi.
– Dzieci w żłobkach i przedszkolach?
– No a jak! – Zaśmiała się. Chyba jak każda matka, którą znałem, ceniła instytucje opiekujące się dziećmi. – Proszę. – Postawiła przede mną płatki czekoladowe z mlekiem.
– Jesteś najlepsza! – Ucieszyłem się jak dzieciak. Tylko u niej smakowały mi takie rzeczy. Wciągnąłem to śniadanie tak szybko, że sam się zdziwiłem, widząc dno miski. Usatysfakcjonowany rozparłem się na kanapie. Po chwili poczułem dłonie Karolci na moim karku i aż jęknąłem, chociaż ten masaż nie mógł równać się z Karolowym.
– Zamknij oczy i się odpręż – poleciła. Nie musiała. Już dawno przymknąłem powieki. Ale nie zasnąłem. Paznokcie sunące po moim torsie jakby nie pozwalały mi na relaks. Jednak Karol dobrze wiedział, gdzie wbić te swoje zdolne palce, by sprawić niesamowitą ulgę spiętym mięśniom.
– Dzięki, Karolcia. Jestem jak nowy. Dawaj tę robotę. – Wstałem i rozciągnąłem się, wydając przy tym z siebie ryk jak u lwa.
– Mówiłam, że cię kocham? – Uszczęśliwiła mnie.
– Ostatnio całkiem często. – Przeskoczyłem przez kanapę, objąłem kark Karolci i pocałowałem ją w czubek głowy. – To...
– Chyba... – weszła mi w słowo, więc dałem jej pierwszeństwo – nie tak jak przyjaciela – dokończyła. Kilka sekund trwało, nim dotarło do mnie znaczenie jej słów. Odchrząknąłem, a po chwili znowu. Zamurowało mnie. Zamurowało mnie na tyle, że Karolcia jakimś cudem niezauważalnie zdążyła umieścić język w moich ustach. Mocno odrętwiały odpowiedziałem na tę czułość, choć raczej automatycznie, bo głowę zabitą miałem milionem myśli. Jak? Od kiedy? Serio? Czy to sen? Co się dzieje? Dlaczego dotykam piersi mojej Karolci...?

Nie pożałujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz