Rozdział 53

415 62 42
                                    

Karolina

Zostawiłam narzeczonego w holu, z którego prowadziło kilka korytarzy w różnych kierunkach. Miłosz skierował się do jednego z nich, nie odwracając się nawet za siebie. Podążyłam za nim. Orkiestra akurat zaczęła grać pierwszy kawałek po przerwie, ale im dalej szliśmy, tym słabiej słyszałam. Kiedy poczułam zapach chloru, przestały docierać do mnie jakiekolwiek dźwięki. Mój oddech momentalnie przyspieszył. Przystanęłam i wdychałam tę woń jak jakaś narkomanka.

– Nie chcę tam iść – szepnęłam, zatrzymując Miłosza. Prawda była jednak taka, że pragnęłam tam iść tak bardzo, jak nie mogłam.

– Co z tobą? – Skrzywił się. – Chodź. – Złapał mnie za rękę i szarpnął.

Postawiłam nogę na terenie basenu i od razu wbiłam wzrok w tory. Pierwszy raz od czterech lat zobaczyłam źródło, które było podstawą mojej przeszłości. Przeszły mnie ciarki. Niczego bardziej nie pragnęłam, niż wskoczyć do wody. Z obiema piersiami. Ze sprawną ręką. Przelecieć od słupka do ścianki i zrobić wywrotkę. A potem kolejną i kolejną.

– A więc postanowiłaś przyjąć oświadczyny przyjaciela?

– Tak – potwierdziłam, odrywając wzrok od wody. Teo z pewnością między innymi był moim przyjacielem.

Miłosz stał ramię w ramię ze mną. Podeszłam do krawędzi tam, gdzie było najgłębiej. Kucnęłam. I czułam go za plecami. Nie brałam pod uwagę żadnego zagrożenia z jego strony. – Zachorowałam – zaczęłam cicho, patrząc na dno, i zanurzyłam dłoń w wodzie.

– A jednak.

– Co to znaczy?

– Brałem pod uwagę różne scenariusze. Jednym z nich była choroba.

– Trafnie. Rak piersi – stwierdziłam bez ogródek.

– Nie rozumiem, dlaczego teraz tak po prostu mi to mówisz, a wtedy nie.

– A co byś zrobił? Przypominam, że byłeś świeżo po podpisaniu wymarzonego kontraktu.

– Oczywiście został, kurwa, z tobą. Nie wyjechałbym do Wawki. Zadbałbym o ciebie.

– No właśnie.

– Co właśnie? – Uniósł się.

– Jak dostałam wyniki badań i program leczenia, wiedziałam już, że nigdy w życiu nie odrobię straconego czasu i nie wrócę do takiej formy, by osiągnąć sukces. Przypominam, że mogłam pojechać na cholerne mistrzostwa świata, Miłosz. Aspirowałam, by pójść w ślady Otylii. Byłam dobra, pracowita i ambitna. Zrobiłabym to, ale nagle, w jednej chwili, wszystkie plany zostały przekreślone z powodu diagnozy. Nie masz pojęcia, jak to jest stracić cały sens życia i nie mieć nic nowego w zanadrzu. Jako sportowiec nie mogłam pozwolić, by ciebie spotkało to samo. Znienawidziłbyś mnie szybko. Dzisiaj nie wracałbyś z mistrzostw – wyjaśniłam mu swoje stanowisko. Nastała długa cisza. Miłosz krążył za mną po płytkach, a ja skupiałam się na jego krokach.

– Masz rację, nie wracałbym, ale jakoś nie znienawidziłem cię przez te lata. Chcę cię odzyskać.

– To niemożliwe.

– Jesteś zła, że cię wtedy nie zatrzymałem. Musisz wiedzieć, że nie potrafię sobie tego wybaczyć. Byłem tak kurewsko wściekły, nadal jestem. Jechałem ci się oświadczyć, a ty spuściłaś na mnie taką bombę. Oprzytomniałem po kilku dniach, ale zniknęłaś bez śladu. Szukałem cię i pytałem wszystkich. Groziłem Sarze. Była tak wiarygodna, mówiąc, że nie ma pojęcia, gdzie jesteś...

– Odebrałeś mi wszystkich oprócz niej.

– Przepraszam, że nagadałem takich bzdur. – Tym samym przyznał się, że rozgadał wśród znajomych, że go zdradziłam. – Byłem wściekły, rozgoryczony. Nienawidziłem cię przez jakiś czas za to, co zrobiłaś.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now