Rozdział 33

353 61 70
                                    

Miłosz

Dostałem cynk od znajomego, że chyba widział Karolinę. Rzuciłem wszystko i przyjechałem na cmentarz najszybciej, jak tylko się dało. Bałem się, że to fałszywy alarm albo że przybyłem za późno, jednak gdy dostrzegłem na parkingu Bellę, wszelkie moje wątpliwości się rozwiały.

Od pół godziny stałem i wpatrywałem się w twarze przechodzących ludzi. Może to nie był dobry moment ani miejsce, ale nie zamierzałem przepuścić takiej szansy, bo kolejna mogła nigdy się nie trafić. W zeszłym roku napisała do mnie znajoma, że widziała Karolinę na rynku. Byłem wtedy w Warszawie. Okazja przepadła, druga nadarzyła się dopiero teraz.

Kumpel powiedział, że nie jest pewny, czy to ona, bo wygląda całkiem inaczej niż kiedyś. Zbagatelizowałem jego słowa – do momentu, kiedy opadła mi szczęka na widok dziewczyny, która stanęła w miejscu i utkwiła we mnie spojrzenie. Zdumionymi oczami gapiłem się ostentacyjnie na chude nogi w czarnych rajstopach, tak zupełnie inne od tych, które znałem. Wciąż nie byłem pewny, czy to naprawdę ona. Karolina nigdy nie zafarbowałaby włosów, ale dziewczyna przede mną wciąż stała i patrzyła na mnie jej błękitnymi oczami. Tylko one potwierdzały jej tożsamość. A także fakt, że znała moje imię...

– Miłosz – powiedziała bardzo cicho.

– Miłosz – potwierdziłem. – Przeszłaś na modeling? – zadrwiłem, wodząc po niej wściekłym wzrokiem. Przez prawie cztery lata każdego dnia zastanawiałem się, dlaczego przepadła. Zmiana miejsca pracy ojca w żadnym wypadku nie tłumaczyła usuniętych kont z portali społecznościowych i nieaktualnego numeru telefonu! Brałem pod uwagę, że mogła zachorować, ale teraz wiedziałem, że nie. Zbyt dobrze wyglądała, mimo że chyba niedawno płakała. Ciekawe, na czyim pogrzebie była. – Czy tylko nie smakuje ci amerykańskie jedzenie? – dodałem zniecierpliwiony, gdy długo próbowała się zebrać do odpowiedzi. Odbiłem się od swojego auta, o które się opierałem, i podszedłem do niej.

– To kiepski moment na spotkanie – warknął facet, którego nie zaszczyciłem nawet spojrzeniem. Nie mógł być kimś ważnym. To mnie łączyło z Karoliną coś wielkiego, mimo że to jego palce zaciskały się teraz na jej talii.

– Rzuciłaś mnie dla niego. – Lekceważąco kiwnąłem głową na typa.

– Nie, Miłosz. Z Teo tylko się przyjaźnimy. Nie rzuciłam cię dla nikogo. Po prostu tak wyszło – wytłumaczyła.

– Dlaczego to zrobiłaś? – warknąłem. Nie przestawałem mierzyć jej wściekłym wzrokiem.

– To nie czas ani miejsce.

– Zmusiłaś mnie do tego. Dla ciebie nigdy nie byłoby czasu ani miejsca. Zamierzałaś się w ogóle przywitać po przylocie?

– Zadzwonię do ciebie i się umówimy. Teraz muszę jechać.

– Wróciłaś na stałe?

– Nie wiem jeszcze.

– A wiesz, że jestem zaręczony?

– Tak – przyznała. To mnie zadowoliło.

– A więc egoistycznie śledzisz moje losy w Internecie, ale sama nie dajesz nic w zamian – podsumowałem.

– Zadzwonię. – Zrobiła krok w przód i chciała mnie wyminąć. Złapałem ją za łokieć, żeby zatrzymać w miejscu, ale poczułem uścisk na nadgarstku. Zaskoczony spojrzałem krzywo na towarzyszącego jej faceta.

– Powiedziała, że zadzwoni – warknął.

– Teo, chodź. – Karolina położyła dłoń na jego ręce, by mnie puścił. Gdybyśmy nie byli na cmentarzu, mogłoby się to skończyć inaczej, bo krew we mnie zawrzała. Ten cały Teo może i był szerszy w barach, ale brakowało mu do mnie dobrych dziesięciu centymetrów. Mogłem mu napluć na głowę.

– Masz czas do marca. Jedno twoje słowo i odwołam całe wesele – oświadczyłem. Rozwaliłem tą deklaracją stojącego obok faceta, bo aż zakrztusił się śliną.

– O Boże... – sapnęła. – Teo, daj mi chwilę. Idź do auta albo coś – poleciła, ale typ ani drgnął. – Teo – ponagliła, patrząc wymownie na jego ramię, bo wciąż ją obejmował. W końcu nachylił się do ucha Karoliny i coś szepnął, a następnie ją puścił, choć widać było, że bardzo niechętnie. Patrzył na mnie złowrogo, marszcząc brwi i zaciskając szczęki.

– Kochanie – powiedziałem z premedytacją i wyciągnąłem do niej rękę.

– Daj mi trzy minuty – przeprosiła kolegę, który dalej mordował mnie wzrokiem, i ruszyła, ignorując moją dłoń. Podążyłem za nią, otwierając auto pilotem.

– Wskakuj.

– Spieszę się, Miłosz. Właśnie pochowałam przyjaciółkę i naprawdę nie mam teraz głowy...

– Przykro mi – odparłem automatycznie i dość oschle. Nie było mi przykro. Żadna z naszych wspólnych znajomych nie umarła. Jakoś nie byłem w stanie zrozumieć, że Karolina mogła przywiązać się do kogoś nowego. – Powiedz mi tylko jedno słowo, a na resztę poczekam. Każ mi tylko odwołać natychmiast ślub.

Nie pożałujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz