Rozdział 12

489 65 3
                                    

Karol

– Zaparz kumplowi kawki. – Usłyszałam na dzień dobry, odbierając telefon od Teo. – Będę za piętnaście minut – dodał i się rozłączył. Przewróciłam oczami z uśmiechem i przeciągnęłam się w łóżku, by zaraz wstać. Bawił mnie jego sposób bycia. Chyba pożyczyłam od niego szczyptę tej energii. I poczułam gotowość, by zmienić swoje życie. Chwilami wyobrażałam sobie powrót do wcześniejszego środowiska. Szczególnie chodziło o Miłosza. Całą sobą pragnęłam pójść do niego i błagać o wybaczenie. Starałam się nie pozwolić kwitnąć temu pomysłowi, bo nie był możliwy. Miłosz miał swoje doskonałe życie, do którego zupełnie już nie pasowałam. Wszystko, na czym opieraliśmy nasz związek, dla mnie... nie istniało. Nie widziałam dla nas szans. 

Musiałam stworzyć sobie nową przyszłość, ale myśl o tym, że nie było w niej miejsca na miłość, skutecznie gasiła we mnie cały zapał. Tylko tego chciałam. Znów nie miałam energii. Było mi żal samej siebie. Nigdy nie zrobiłam niczego, by zasłużyć na taki los. 

Wstałam z łóżka i zanim zrobiłam kawę, ogarnęłam się jeszcze. W pierwszej kolejności oczywiście założyłam obcisły biustonosz sportowy, w którym proteza nie przemieszczała się przy każdym ruchu. Następnie wyjęłam z szafy świeżą bluzę i gdy ją na siebie wciągnęłam, resztę czynności mogłam już wykonać ze spokojem. 

Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, instynktownie się zgarbiłam. Wiedziałam, że przez ubranie nie widać moich skaz, ale to było już zakorzenione w mojej głowie. 

– Cześć, młoda – przywitał mnie Teo, gdy mu otworzyłam. Ugryzł jabłko i nagle wcisnął w moją dłoń drugi nietknięty owoc. Wszedł jak do siebie. Najwyraźniej nie potrzebował zaproszenia. Jednak wciąż utykał na chorą nogę. 

– No cześć – odpowiedziałam, ale bardziej do siebie, patrząc na jego samochód, który stał tu całą noc. Nie znałam się na motoryzacji, ale wiedziałam, że serwisanci sprzętów AGD raczej nie jeżdżą nowymi mercedesami. Głupio było mi spytać Teo, czym się zajmuje, bo wyszłoby na jaw, że wyrzuciłam jego wizytówkę, nie patrząc nawet na nią wcześniej. 

– Co to jest?! – Usłyszałam z kuchni krzyk i podreptałam tam, by zaspokoić swoją ciekawość. Teo stał z kubkiem kawy w dłoni i z uniesioną brwią wodził wzrokiem między zawartością naczynia a mną. – Błagam, powiedz, że to jakieś nieporozumienie i wcale nie nazywasz tego kawą – powiedział ostrożnie. 

– Nooo... nazywam – odpowiedziałam powoli i ruszyłam po swój kubek. Upiłam łyk. Wszystko było z nią w porządku. – Nie lubisz rozpuszczalnej? 

– Młoda, młoda... ubieraj się. Zabiorę cię na prawdziwą kawę, po której nigdy już nie tkniesz tego czegoś. – Patrzyłam w zdumieniu, jak wylewa czarny płyn do zlewu, a następnie zabiera z mojej dłoni kubek, by zrobić to samo. Byłam w takim szoku, że nawet nie wiedziałam, jak to skomentować. – Ruchy, młoda. – Poczochrał moje włosy. 

– Chyba sobie żartujesz! – oburzyłam się, ale nie udało mi się utrzymać powagi. Na widok miny Teo moje usta mimowolnie wygięły się w łuk. Pokręcił głową, dając znać, że wcale nie żartował. – Nigdzie się nie wybieram. 

– Jak sobie chcesz... Ale ja na twoim miejscu wolałbym nie pić do końca życia napoju produkowanego z odpadkowych ziaren kawy, które są niedojrzałe, przejrzałe, zgnite i robaczywe. 

– To cię zaskoczę, bo ta kawa jest robiona z najlepszych ziarenek. – Pewnie podeszłam do szafki i wyjęłam z niej opakowanie, które dostałam od koleżanki. Jej mąż był przedstawicielem handlowym i teraz cieszyłam się, że kiedyś dał mi wykład na temat najlepszej odmiany ziaren użytych do produkcji tej kawy. Podałam Teo torebkę i pewna swojej racji splotłam ręce na piersi. Liczyłam na skruchę z jego strony, bo zachował się, jakbym chciała go otruć. W moim domu wylał moją kawę. Teoretycznie było to bardzo niegrzeczne, ale... No właśnie, ale... Zrobił to w taki sposób, że dobrze się przy tym bawiłam. I on też. 

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now