Epilog

894 87 54
                                    

Kochani... Jakby ktoś potrzebował do życia innego zakończenia to nie zabijajcie mnie - mogę jakieś na szybko wyklepać 😜

3 lata później

Wyszłam z restauracji, która kiedyś należała do Teo. Miałam do niej ogromny sentyment, dlatego czasem tu zaglądałam. Westchnęłam i ruszyłam do swojego SUV-a. Musiałam przyspieszyć ruchy, bo córeczka czekała na mnie w żłobku. Miałam stąd kawał drogi, bo placówka była koło domu, a mieszkałam w Smolcu.

W końcu udało mi się przebić przez korki.

Otworzyłam drzwi żłobkowej sali i kucnęłam. Dora z impetem wleciała w moje ramiona. Miała prawie dwa latka. Była najbardziej kochaną i cudowną istotą na świecie. Poświeciłabym dla niej absolutnie wszystko, tak samo jak dla jej taty...

– Zabieram cię dzisiaj na basen, moja mała. – Podniosłam ją i zamknęłam w ciasnym uścisku. Musiałam zdusić w sobie nieoczekiwanie napływające łzy. Tak bardzo ją kochałam, że mogłabym ją zjeść.

– Cześć, Karola – przywitała mnie koleżanka z czasów gimnazjum, która była opiekunką Dorotki.

– Hej. Jak mój cukiereczek dzisiaj? – Chciałam wiedzieć. Potem jeszcze zaatakowałam ją pytaniami: czy jadła, czy spała, czy tęskniła za mną, czy płakała. Byłam pewnie najgorszym przypadkiem nadgorliwej mamy, ale nie umiałam inaczej. Musiałam wiedzieć o każdym szczególe.

– Wszystko było dobrze. – Zbyła mnie ze śmiechem, na co zmrużyłam oczy, by wyciągnąć więcej szczegółów. – Naprawdę! Dorotka jest najbardziej współpracującym dzieckiem w grupie. Wszystko zjada, śpi i bardzo tęskni, ale nie płacze. – Zdała szybką relację. Odchyliłam główkę córki, żeby spojrzeć na nią z udawanym oburzeniem. Jak to nie płakała za mamusią?! Zaśmiałam się z samej siebie. – A ty co, na meczu Miłosza byłaś? – Koleżanka wskazała głową na koszulkę, którą miałam na sobie. Moją pierś zdobiła wielka dwójka.

– Nie, nie. – Uśmiechnęłam się. – To tylko... mały podstęp wobec męża. Opowiem ci następnym razem.

– Okej. To miłego weekendu i do poniedziałku.

– Wzajemnie, buziaki, pa – pożegnałam się i wyszłam. W drodze do auta natrętnie całowałam córkę po całej buzi. Niechętnie wsadziłam ją do fotelika i pojechałam do hotelu, pod którym czekał już mój mąż. Zaparkowałam kawałek od wejścia, żeby dać mu czas... W końcu wysiadłam, podeszłam do maski i oparłam się o nią. Zagryzłam wargę i czekałam, aż mężczyzna zauważy, co dziś na siebie włożyłam. Z niewinnym uśmiechem wodziłam palcem po nadrukowanej na koszulce cyfrze. Dwójka... Pragnęłam zobaczyć na jego twarzy szeroki uśmiech. Zaśmiałam się na cały głos, gdy wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem, a następnie ruszył do mnie pędem. Zdążyłam zrobić tylko kilka kroków w jego stronę. Wlałam się w jego silne ramiona i dałam upust wstrzymywanym łzom.

– Jesteśmy w drugiej ciąży? – dopytał. Chciał wiedzieć, czy na pewno dobrze zrozumiał nadruk na T-shircie.

– Mhm... – potwierdziłam, czując już, jak unoszę się w powietrzu. – I chyba będziemy dużo płakać. – Zaśmiałam się przez łzy. Moje hormony buzowały, a ja kochałam ten stan.

– Oszalałem! Jestem cholernym szczęściarzem. Tak się cieszę – wołał i już okręcał mnie na parkingu.

– Wiesz, że sprawiłeś, że jestem najszczęśliwszą kobietą w całym wszechświecie?

– Takie miałem marzenie, moja mała. – Znowu mnie rozczulił. – Kocham cię tak bardzo, że mógłbym cię zjeść. Ale... najpierw przystawka. – Postawił mnie na ziemi i potarł dłonie. – Gdzie... jest... moja... królewna? – zapytał konspiracyjnym szeptem, otwierając tylne drzwi auta. Wsadził głowę do środka i po chwili słuchałam już chichotu Dorotki. Teo całował córkę, łaskocząc ją z premedytacją swoim zarostem. Uwielbiała to. Ja też, dlatego stałam i z szerokim uśmiechem patrzyłam na plecy męża... Bardzo rozbudował swoje ciało w więzieniu. Śledziłam jego mięśnie, które napinały się pod koszulką, gdy wyjmował Dorotkę.

Wciąż nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Niespełna siedem lat temu byłam pewna, że moje życie się skończyło. Straciłam wszystko, co kochałam, nie chciałam niczego innego. Kompletnie się nie spodziewałam, że w ogóle istniało dla mnie coś nowego, ale istniało. Miałam to, ceniłam i nie zamierzałam stracić.

– Coś czuję, że mama pokaże nam dzisiaj, jak się pływa. – Teo szepnął córce do ucha, ale na tyle głośno, żebym wyraźnie usłyszała, a następnie puścił do mnie oko.

– Chodźmy więc – odparłam pewnie. To nie był nasz wspólny pierwszy raz na basenie, ale po raz pierwszy zamierzałam dziś pływać.  

Nie pożałujeszWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu