Rozdział 57

390 62 42
                                    

Wiem, że mnie nienawidzicie po poprzednim rozdziale🙈 

Ale może chcecie następny? :)

Rozdział 55

Teo

09:48 Teo: Myszko, popsuł mi się głośnik w telefonie. Muszę pilnie pojechać do Krakowa. Wrócę na operację. Poradzisz sobie beze mnie?

Z bólem serca drżącym palcem wcisnąłem „wyślij". Nigdy nie byłem bardziej załamany. Nie dziwiłem się, miałem do tego pełne prawo. Moje życie się kończyło. Zostało mi tak niewiele czasu i nie mogłem spędzić go z jedyną osobą, z którą pragnąłem. Miałem tyle do załatwienia, ale dzisiaj nie byłbym w stanie zrobić niczego produktywnego. Chciałem położyć się na poduszce, na której moja mała spała przez kilka lat. Przed wyjściem z domu wziąłem klucze do jej starego mieszkania i właśnie tam zamierzałem pojechać. Potrzebowałem się pogrążyć. Nie pozostało mi już nic. Za niedługo miałem patrzeć na cierpienie mojego skarba. Karolina ostatecznie urodzi dzieci Miłosza, a nie moje. To tak cholernie bolało...

Oprzytomniałem, widząc przed sobą kolizję, w której uczestniczyła Bella. Zacząłem myśleć racjonalnie. Nic poważnego. Lekka stłuczka. Zero pogotowia. Dwa radiowozy i laweta. Podjechałem, zahamowałem z piskiem opon i wyleciałem z wozu jak z procy. Nigdzie nie widziałem Karoliny. Ciśnienie wystrzeliło mi w kosmos.

– Co się stało? Gdzie jest Karolina? Gdzie dziewczyna z tego auta? – zacząłem się wydzierać. W pierwszej chwili nie byłem w stanie pojąć, co do mnie mówili, ale w końcu odetchnąłem głęboko i postarałem się skupić. Uciekła z miejsca wypadku. Szkoda z jej winy. To nieważne. Dlaczego uciekła? Wyjąłem telefon, ale zaraz ktoś podał mi jej torebkę. Zostawiła ją. Zdobyłem się na załatwienie formalności. Zapłaciłem laweciarzowi, by odstawił auto pod dom. Przyjąłem mandat, próbując na próżno wytłumaczyć, że moja mała nie była pod wpływem alkoholu. W głowie miałem tylko jedno – złe wyniki badań.

Ale przecież tylko pojechała oddać krew do analizy. Nie mogła jeszcze ich odebrać. Dlaczego poszkodowany powiedział, że była zrozpaczona? Co się stało?

Niech robią, co chcą.

Machnąłem na to wszystko ręką i opuściłem miejsce zdarzenia. Chwilę główkowałem, gdzie pojechać najpierw. Po sprawdzeniu domu udałem się na cmentarz. Tylko dlatego, że wiedziałem, iż nie miała kluczy od starego mieszkania...

Zaparkowałem i biegiem pokonałem kilkaset metrów. Przystanąłem, gdy z daleka dostrzegłem ją leżącą na ziemi. To był najbardziej wstrząsający widok w moim życiu. W oczach stanęły mi łzy, ukryłem twarz w dłoniach i kucnąłem. Stało się coś złego, a ja miałem ją jeszcze dobić. Byłem kompletnie załamany, zdruzgotany, słaby...

Zebrałem się w końcu i wstałem. Bardzo powoli ruszyłem w jej kierunku.

Bez słowa usiadłem na zimnej ziemi koło mojej ukochanej. Wzdrygnęła się, ale nie sprawdziła, kto jest obok. Może mnie czuła. Podniosłem ją delikatnie i położyłem na sobie. Na ułamek sekundy otworzyła oczy, ale zaraz zacisnęła powieki oraz zęby. Wczepiła się we mnie, jakby to mogło mnie w jakikolwiek sposób zatrzymać przy niej. Zacząłem nas bujać. Moje łzy kapały na jej twarz, której już i tak było wszystko jedno. Wiedziała. Musiała słyszeć moją rozmowę z Agą.

Nie miałem pojęcia, jak długo tak milczeliśmy. Byłem w pełni świadomy, że to nasze ostatnie chwile, i chciałem, by trwały wiecznie, mimo że to tak strasznie bolało. Przynajmniej wciąż miałem ją w swoich ramionach.

– Um-rze-my... ra-ze... razem, mój Teo. – Udało jej się wyszeptać. Zdusiłem szloch, zaciskając z całej siły szczęki. Przełknąłem ciężką gulę. Przetarłem twarz Karoliny i uniosłem, a potem się ku niej nachyliłem. Zamknąłem jej usta w desperackim pocałunku. Oboje próbowaliśmy złapać oddech przez zatkane nosy. Czułem jej łzy na języku. Byliśmy sobie przeznaczeni. Dlaczego wszechświat postanowił tak bezlitośnie ją skrzywdzić?

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now