Rozdział 28

407 63 30
                                    

Karol

– Zostaw mnie! – darłam się i szamotałam, ale facet był niewzruszony. Bez najmniejszego problemu wsadził mnie na tylne siedzenie auta i zatrzasnął drzwi. Od razu spróbowałam je otworzyć, tylko że w środku nie było klamki. Na przód także nie mogłam przejść, bo uniemożliwiała to krata. Przestraszyłam się. Mimo że przerośnięty gość ruszył po kilku sekundach, mętlik w mojej głowie trwał wieczność. – Wypuść mnie! Chcę natychmiast wysiąść!

– Karolina, tak? – Spokojny ton mężczyzny zdezorientował mnie. Kiwnęłam głową, napotykając jego wzrok w lusterku. – Jeszcze nie wiem, o co chodzi, ale teraz odwiozę cię bezpiecznie do domu, w związku z czym potrzebuję adresu. – Podniósł głos, kiedy minął nas radiowóz na sygnale. Ten widok nieco mnie uspokoił, choć szalałam z niepokoju o Teo, który zamiast użyć swoich bicepsów do samoobrony, dawał się prać. – Nic mu nie będzie – zapewnił facet, którego imienia nie zapamiętałam. Byłam zbyt zszokowana, gdy je słyszałam.

– Jestem świadkiem pobicia! Chcę tam wrócić i zeznać, co widziałam. Dlaczego mnie zabrałeś?! – awanturowałam się.

– Może twój chłopak nie chciał, żeby jego ukochana spędziła noc w areszcie?

– O Boże... – Złapałam się za usta. – Przecież zostaliśmy napadnięci. Nie mogą go zamknąć – tłumaczyłam, choć niepotrzebnie, bo co ochroniarz mógł zdziałać.

– Nie martw się. Będzie dobrze. Teodor wie, co robić. To nie jego pierwszy raz, ostatni też nie.

– Że co? – wypaliłam. To wszystko nie mieściło mi się w głowie.

– Podasz mi ten adres? – Facet odwrócił się do mnie i dopiero wtedy zauważyłam, że staliśmy na poboczu.

Pozwoliłam się odwieźć, co innego mogłam zrobić. Wypytywałam go o wcześniejsze słowa, ale nie był skory do odpowiedzi. Chyba zdał sobie sprawę, że już i tak za dużo powiedział.

– Jak tam? – Po chwili odebrał telefon. – Tak... Prawie... Okej... – odpowiadał półsłówkami, co było strasznie irytujące, bo za cholerę nie dało się wywnioskować, czy sprawa dotyczyła Teo. Ale była trzecia w nocy, kto normalny telefonuje o tej godzinie? – Nie wiem, może sam jej zapytasz – Na dźwięk tych słów zbliżyłam się do kraty. – Dobra... okej... nie czekajcie na mnie, dojadę... tak. – Nie było mi dane usłyszeć głosu Teo. Mężczyzna zakończył połączenie.

– Rozmawiałeś z Teodorem?

– Zostawiłaś telefon na ladzie. Rano ktoś ci podwiezie – potwierdził, a ja poczułam żal.

– Nie chciał ze mną rozmawiać? – wymamrotałam.

– Ma teraz co robić – wytłumaczył, ale poczucie zawodu nie zniknęło...

***

Szalałam z nerwów. Przez wiele godzin nie zmrużyłam oka i gdy obudziłam się po jedenastej, nie wiedziałam, co zrobić – jechać do jego domu, restauracji czy na policję? Bardzo chciałam mieć chociaż swój telefon.

Ogarnęłam się szybko. O śniadaniu nawet nie byłam w stanie myśleć, choć burczało mi w brzuchu. Okazało się, że z tego wszystkiego zapomniałam nawet o swoim kompleksie, bo gdy usłyszałam pukanie, rzuciłam się do drzwi – i nie założyłam wcześniej bluzy.

– Cześć – przywitał się facet, który mnie odwiózł.

– Cześć? – powtórzyłam ostrożnie i posłałam mu pytające spojrzenie. Bałam się tego, co miał mi do powiedzenia.

– Przywiozłem twój telefon. – Wyciągnął do mnie rękę z komórką, na którą od razu się rzuciłam. Grr... rozładowana.

– Co z Teo?

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now