Rozdział 3

457 63 3
                                    

Teo

Nie zachowałem się jak stalker. Ruszyłem za Bellą dlatego, że wyjazd z parkingu był tylko jeden. Poza tym nie mogłem odmówić sobie widoku czarnej strzały w ruchu. Karolina zjechała w pierwszą zatoczkę autobusową. Minąłem ją i patrzyłem w lusterko, dopóki nie zniknęła mi z pola widzenia. Kusiło mnie, by zawrócić. Zamiast tego, gdy stanąłem na pasach, wybrałem na przyczepionym do kierownicy telefonie numer znajomego z Warszawy, którego córka miała dzisiaj piąte urodziny.

– No cześć, mordeczko – przywitał się. Jego głos rozbrzmiał w kasku z wbudowanym intercomem, dzięki któremu mogłem rozmawiać podczas jazdy.

– Jak się masz, staruszku? – Zaśmiałem się, wiedząc, że mój kumpel starzeje się o rok w dniu urodzin Zosi, a nie swoich.

– Kolejny rok... – odparł melancholijnie. – Odmłodzę się we wrześniu na Mazurach! – dodał z typowym dla siebie zapałem. Postanowiłem nie ciągnąć tematu naszego przyszłego wyjazdu, bo w tle usłyszałem, że mimo późnej pory kinder party w jego domu wciąż trwało.

– No i to mi się podoba, młody! Złóż Zosi życzenia od wujaszka i pozdrów Baśkę.

– Tak zrobię. Widzimy się na zlocie, po którym Baśka przestanie cię tak gorąco pozdrawiać – zażartował, dając tym samym znać, że poszalejemy. Mieliśmy umowę, że choćby skały srały, raz w roku zbieramy ekipę i jedziemy na żagle.

– To nie będzie takie proste. Ona mnie uwielbia. – Wyszczerzyłem się, chociaż nie mógł tego zobaczyć. – A powiedz jeszcze tylko, jak wyniki teściowej? – Przypomniałem sobie w ostatniej chwili, że czekała na rezultat biopsji tarczycy.

– Dobrze, to jakieś niegroźne torbiele.

– To dobrze, to bardzo dobrze, stary. Cieszę się.

– Dobry z ciebie kumpel, Teo. Dzięki.

– Do zobaczenia, mordko. Rozłącz się, bo ujarzmiam Bestię. – Gdy usłyszałem dźwięk zakończonego połączenia, zawróciłem przed samym wyjazdem ze Smolca. Jednak nie mogłem się powstrzymać – musiałem sprawdzić, czy ta smutna dziewczyna nie potrzebuje pomocy. Wciąż tam stała. Podjechałem tak, by zatrzymać się za Bellą. Tym samym zająłem miejsce na środku zatoczki autobusowej. Trudno.

Zsiadłem, zdjąłem kask oraz rękawice i podszedłem bliżej... Ja pieprzę... Spodziewałem się, że coś nie tak z Bellą i dziewczyna czeka na lawetę, ale... chyba nie. Cholera, najwyraźniej miała jakiś poważniejszy problem. Byłem wzrokowcem. Widziałem przez szybę jej ból. Z reguły nie miałem problemu z zagadywaniem do ludzi, nieważne czy smutnych, czy szczęśliwych. Teraz jednak nie czułem się na siłach. To było zbyt intymne. Wycofałem się. Stanąłem przy motorze i walczyłem z mętlikiem, który wciąż narastał w mojej głowie. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Nie mogłem tak po prostu wkroczyć w jej prywatną rozpacz, ale jak miałem udawać, że niczego nie widziałem? Za często się teraz mówi o samobójstwach wśród młodzieży. Musiałem zainterweniować. To było silniejsze ode mnie.

Podszedłem do wozu od strony kierowcy. Chciałem zakryć oczy, by dać jej jakiś komfort, że niby nic nie widzę, ale jednocześnie musiałem patrzeć na to, co robię. Złapałem za klamkę Belli i zanim zdążyłem się rozmyślić, otworzyłem drzwi. Karolina pisnęła z przerażenia. Zapomniałem wziąć to pod uwagę.

– Cholera. Przepraszam. – Uniosłem ręce i popełniłem poważny błąd, bo spojrzałem w jej wielkie zapłakane oczy. Wszedłem z buciorami w jej prywatną strefę, widziałem to. Zrobiło mi się gorąco ze zdenerwowania. Nie miałem pojęcia, na czym polegał jej problem i nie chciałem tak jej zostawić. Przyłożyłem wolną dłoń do czoła i pomasowałem skroń, by pobudzić swój mózg do życia. – Nie chciałem cię przestraszyć... Przypadkiem... przypadkiem... zauważyłem... Bellę – zacząłem się jąkać. – Nie pozwolę ci prowadzić w tym stanie.

– Nic... mi... nie... jest – wyłkała i pociągnęła głośno nosem.

– Przesuń się, odwiozę...

– Boże! Zostaw mnie samą! – krzyknęła niespodziewanie, jakby naraz odzyskała werwę.

– Nie – wypaliłem pewnie. Musiałem jej pomóc, odwieźć ją bezpiecznie do domu. Nie mogła prowadzić! Zauważyłem, że nieświadomie bawiłem się wilgotnymi od spoconych dłoni kluczykami i nie potrafiłem przestać.

– Nie? – zdziwiła się. – Jak to... – pociągnęła znów nosem – ...nie?

– Po prostu... nie. – Otworzyłem szerzej drzwi i przykucnąłem. Położyłem obok dziewczyny kluczki, by przestać się nimi nerwowo bawić. Spojrzałem na nią spokojnie. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, wyraźnie zdumiona. Przynajmniej przestała płakać. – Posłuchaj. Nie znamy się, ale nawet ślepy by zauważył, że nie powinnaś być teraz sama, a już na pewno nie powinnaś prowadzić.

– Jakbyś nie widział, to właśnie dlatego nie prowadzę – zakpiła. – Zostaw mnie.

– Jestem tylko obcym gościem, którego nigdy więcej nie zobaczysz, więc pozwól sobie pomóc. Dla mnie to nic wielkiego, a ty cała się trzęsiesz.

– Boże! – Oburzyła się. – Serio nic mi nie jest. Dziękuję za troskę, ale... – Sięgnęła do klamki. Chyba naprawdę myślała, że mnie ot tak spławi. – Chcę zostać sama! – dodała podniesionym głosem.

Westchnąłem. Może przesadzałem, a ona histeryzowała tak tylko dlatego, że w sklepie nie było ulubionych lodów.

– Dobra, ale pamiętaj, nie ma takich problemów, których nie da się rozwiązać, młoda. Głowa do góry, będzie dobrze. – Wstałem, a ona momentalnie zatrzasnęła drzwi i ruszyła z piskiem opon.

Nie pozostało mi nic innego jak czekać...

Nie pożałujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz