Rozdział 58

398 64 38
                                    

Uwaga: To trzeci rozdział dodany w krótkim przedziale czasowym. Pilnujcie kolejności ;)

Karolina

– Nic nie rozumiem... – wymamrotałam bardzo powoli. W mojej głowie pojawiła się nadzieja. Tak wielka, że jeśli zaraz Teo mi ją zabierze, to umrę natychmiast. – Powiedz, że nie umierasz – poprosiłam ostrożnie. Łzy nie przestawały spływać po policzkach. Sekundy, w trakcie których czekałam na odpowiedź, wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Zdążyłam założyć tak wiele możliwych odpowiedzi.

– Umieram na samą myśl, że cię stracę.

– Teodor... – wydusiłam z sercem w gardle. Z całej siły zaciskałam wszystkie mięśnie, żeby nie posypać się jak domek z kart. – Czemu miałbyś mnie stracić? – Przełknęłam ślinę i oblizałam usta. Dotknęłam jego skroni i uniosłam ostrożnie głowę. Wyglądał, jakby usilnie myślał. Ja robiłam to samo. Nie miałam pojęcia, co było grane.

– Dlaczego byłaś na cmentarzu? Dlaczego tak rozpaczasz?

– Bo jesteś śmiertelnie chory?

– Nie jestem – odparł ostrożnie. Nie wiedziałam, czy już mogłam się cieszyć, albo chociaż przestać płakać... Patrzyłam na grobową minę Teo i próbowałam ruszyć otępiałym mózgiem.

– Słyszałam twoją rozmowę z lekarką.

– Agnieszka jest moją prawniczką. – Kolejna dawka nadziei wdarła się w moje żyły. Zastygłam.

– A Ania?

– Co Ania?

– Znaliście się wcześniej?

– Nie.

– To czemu cię zapytała, czy powiesz mi coś niedługo?

– Nie jestem pewny, ale wydawało mi się wtedy, że chciała, abym ci wyznał, co do ciebie czuję.

– A skąd ona niby to wiedziała?

– To dowód na to, że nawet ślepy dostrzegał, jak bardzo cię kocham. Przepraszam, jeśli to źle zabrzmiało, ale o nic innego nie mogło jej chodzić.

– Jesteś zupełnie zdrowy?

– Boże, mała, musiałaś coś bardzo źle zrozumieć. Jestem zupełnie zdrowy, ale mam poważne kłopoty z prawem.

– Jesteś zdrowy. – Zakryłam dłonią usta. Chciałam sprawdzić, czy naprawdę to powiedziałam.

– Słyszałaś, co mówiłem?

– Jesteś zdrowy. – Zaczęłam mrugać, by się obudzić. Moje wargi wygięły się w szerokim i niepohamowanym uśmiechu. Bóg istniał! Dałabym się zabić za to, co właśnie mi ofiarował. Mój Teo wciąż był mój i miałam szansę się z nim zestarzeć.

– Miłosz zgłosił pobicie i wniósł przeciwko mnie oskarżenie...

– Kochaj mnie. – Rzuciłam się na Teo. Zaczęłam całować każdy milimetr jego twarzy. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem w całym wszechświecie. Rozcierałam łzy szczęścia na jego policzkach. Całowałam go na oślep... On jednak nie reagował. Przestraszyłam się i raptownie zaczęłam pytać: – Nie kłamiesz? Jesteś zupełnie zdrowy? – Potrzebowałam natychmiastowego potwierdzenia.

– Jestem, mała – odparł bez entuzjazmu, co obudziło we mnie nieprzyjemne podejrzenia.

– Ale ona powiedziała, że jeśli rak będzie wyjątkowo złośliwy...

– Jeśli Miłosz będzie wyjątkowo złośliwy – poprawił mnie. – Jeżeli się uprze, a oboje wiemy, że zna ludzi i ma środki, to sprawa szybko się skończy. Źle dla mnie – wymamrotał. Nie byłam w stanie teraz tego zrozumieć. Jedno nie tak wcale groźne uderzenie nie mogło mieć przecież aż takich konsekwencji. Zresztą liczył się tylko fakt, że Teo był zdrowy. Zarzuciłam mu ręce na kark i zaczęłam całować jego usta, które wciąż nie chciały współpracować. – Potrzebuję cię. Muszę cię poczuć. Kochaj się ze mną, Teo – poprosiłam.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now