Rozdział 29

346 63 17
                                    

Krótki ten rozdział to pewnie od razu 2 chcecie, co?

Teo

– Karolina!!! – krzyknąłem. Stałem kilka kroków za nią, a jednak nie zdążyłem dobiec. Zrobiła krok w tył i osunęła się na podłogę przy ścianie. Rzuciłem się do niej. W tym samym czasie drzwi otworzyły się szerzej. Nie uniosłem nawet wzroku, tylko przykładałem dłonie do bladych policzków mojej małej i wypowiadałem jej imię.

– Omdlała. Przynieś mokry ręcznik. – Cichy, spokojny głos jakiegoś faceta na ułamek sekundy przykuł moją uwagę. Pierwszy raz w życiu widziałem gościa, a już chciałem wydłubać mu oczy. Nie miałem pojęcia, kim jest, ale przez niego moja dziewczyna leżała na podłodze, a on śmiał ze spokojem mi rozkazywać.

– Tomek... – wymamrotała Karolina.

– Kochanie, co się stało? – Nachyliłem się centralnie nad jej twarzą. Zignorowała mnie, jednocześnie wykręciła głowę, by dojrzeć mężczyznę stojącego za mną. – Kotku, powiedz coś.

– Tomek – powtórzyła i nagle uniosła się na łokciach. – Teo, przesuń się – warknęła. Złapałem ją pod pachę i odsunąłem się nieznacznie. Gdy tylko wzrok Karoli dotarł do faceta, w jej oczach pojawiły się łzy. Impulsywnie wbiłem w niego wrogie spojrzenie, ale po chwili napięte mięśnie mojej twarzy niemal zwiotczały. Mężczyzna, z obliczem naznaczonym niejedną zmarszczką, wyglądał na zrozpaczonego. Wyciągnął do Karoliny rękę. Kiedy podała mu swoją, spanikowałem. Wodziłem wzrokiem pomiędzy nimi, nie rozumiejąc, dlaczego podniósł ją i teraz wtulali się w siebie. Ojca nie miała, wujków też nie.

– Jeszcze nie... – Usłyszałem cichy szept mężczyzny, który spowodował spazmatyczny szloch mojej małej. – Ubierz się, zabiorę cię do niej – polecił.

Nie zapanowałem nad własną reakcją, gdy obserwowałem, jak potulnie kiwnęła głową, odwróciła się i chciała iść w stronę wnętrza domu – złapałem ją za nadgarstek.

– Nigdzie z tobą nie pójdzie. Natychmiast zabieram ją do szpitala – sprzeciwiłem się.

– Nic mi nie jest, Teo. Tylko zasłabłam – wymamrotała i wyszarpnęła rękę.

– Teodor? – Gość mnie zaskoczył. Rzuciłem mu szybkie spojrzenie i pozwoliłem, by Karolina odeszła. – Moja żona... – Urwał. Wyraźnie walczył z jakąś bolesną gulą w gardle. – Chciałaby cię poznać – wydusił w końcu i zacisnął usta. Ledwo się trzymał. Wszystko już było dla mnie jasne, choć nie wiedziałem jeszcze, kim jest jego żona. Mimowolnie zmarszczyłem brwi, posyłając mu współczujące spojrzenie. Położyłem dłoń na jego ramieniu, a potem zostawiłem go samego w korytarzu.

Wszedłem do sypialni Karoliny i natrafiłem na jej gołe plecy, gdyż akurat wkładała bluzkę. Ten widok wmurował mnie w podłogę. To były najpiękniejsze plecy na świecie. Widziałem je jedynie sekundę, ale miałem pewność. Moja mała była bardzo szczupła, ale kiedy unosiła ręce, mogłem dostrzec wspaniale zarysowane mięśnie.

– Karolina... – szepnąłem. Odwróciła się do mnie. Była cała zapłakana. W kilku długich krokach pokonałem dzielący nas dystans i przytuliłem ją. Desperacko dociskałem do siebie roztrzęsione ciało i gładziłem ją po głowie. Chciałem zabrać od niej cierpienie.

Kiedy zaniosła się w moich ramionach szlochem, jakoś instynktownie chwyciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją w usta. Zapłakane błękitne oczy natychmiast się rozszerzyły. Nigdy nie widziałem ich z tak bliska. Kiedy pociągnęła nosem, dotarło do mnie, co właśnie zrobiłem. Nie przeprosiłem.

– Jestem z tobą – zapewniłem cicho. Zacisnęła mocno powieki, aż w końcu westchnęła.

Złapałem jej dłoń i splotłem nasze palce, a następnie poprowadziłem ją do kuchni. Musiałem przytrzymać szklankę z wodą, bo była zbyt roztrzęsiona, by zrobić to sama.

– Dzięk...

– Ciii... – przerwałem jej. Nie chciałem, by za cokolwiek mi dziękowała. Zakochałem się w niej tak po prostu, nie oczekując niczego w zamian. – Wezmę twoją torebkę – stwierdziłem, a potem zniknąłem na moment. Włożyłem spodnie i pozbierałem jeszcze nasze telefony oraz mój portfel i wszystko w pośpiechu cisnąłem do jej torby. Wyciągnąłem do Karoliny rękę i poszliśmy do przedpokoju. W milczeniu włożyliśmy buty oraz kurtki. Zdjąłem z haczyka klucz i zamknąłem za nami drzwi. Podążyliśmy do auta faceta, który – jak się domyślałem – niedługo zostanie wdowcem.

Bez słowa usiedliśmy z tyłu, również bez słowa ruszyliśmy. Nie miałem pojęcia, dokąd mężczyzna nas wiózł i nawet się nad tym nie zastanawiałem. Skupiony byłem jedynie na gładzeniu rozsypanych na moich udach jasnych pukli.

– Tomek... – cichy głosik Karoliny przerwał trzydziestominutową ciszę. Tym samym dowiedziałem się, jak znajomy mojej małej miał na imię. Uniosła się na łokciach, nim dokończyła. – Czy ona w ogóle była w ciąży? – zapytała, przez co zdałem sobie sprawę, że musiało chodzić o jej przyjaciółkę Anię.

– Tak, ale w tamtym roku. – Rozwalił tym nawet mnie, chociaż nie byłem pewny, czy dobrze to wszystko rozumiałem. Karolina obiema rękami zakryła usta. Nie wiedziałem, co robić, jak jej pomóc. Nie mogłem znieść jej bólu. Bałem się ją dotknąć, ale moje ramiona same ją objęły.



Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now