Rozdział 15

376 64 7
                                    

Karol

Przez kolejne dwa tygodnie Teo nie dał mi o sobie zapomnieć. Dzwonił, składał nieoczekiwane wizyty i wyciągał z domu. Ponownie odwiedziliśmy Kamilę, trzykrotnie zjedliśmy śniadanie w jego restauracji, a także deser u konkurencji. Kilka razy pomogłam mu w obowiązkach, gdy jedna z kelnerek zachorowała. Świetnie się przy tym bawiłam. Ten człowiek był pozytywnie niereformowalny. Zaczepiał ludzi na ulicy. W sklepowej kolejce przyłączył się do rozmowy dwóch chłopaków, a na parkingu zaoferował pomoc kobiecie, której dziecko darło się, leżąc na betonie. 

Wszystko mi się w nim podobało. 

Długo się dziwiłam, dlaczego nikt z jego znajomych nie odbierał nas w dwuznaczny sposób. Wydawało mi się, że przyjaźń damsko-męska nie była zbyt powszechna, ale pewnego dnia to zrozumiałam. Każdy, kto znał Teo, wiedział, że nie dopuszczał „swoich dziewczyn" do prawdziwego życia. Rzadko zapoznawał je z towarzystwem. Chciał sam najpierw dobrze poznać kobietę, aby potem nie doszło do sytuacji, że musiałby się za nią wstydzić. Kiedyś jedna uchlała się na umór na imprezie. Inna zmęczyła na rowerze. Jeszcze kolejna chciała ciągle trzymać go za rękę, a on tego nie lubił. Cóż, ja nie widziałam w tym nic dziwnego, ale to właśnie był problem Teo z kobietami, o którym mi wcześniej mówił. Wśród znajomych uchodził po prostu za wolnego strzelca. W zasadzie cieszyłam się, bo potrzebowałam go jeszcze trochę jako przyjaciela, żeby stanąć na nogi. Bałam się, że któraś go usidli i wtedy przestanie do mnie przychodzić. 

Pierwszy raz od wielu lat spacerowałam po rynku, piłam szampana na ławce, oglądając fontannę, i jeździłam hulajnogą elektryczną. Jedynie pięć minut, bo tyle mieliśmy do auta, kiedy zobaczyliśmy sprzęt przy ulicy, ale liczyły się fakty – jeździłam hulajnogą! Byłam na tyle uzależniona od spędzania z nim czasu, że przełożyłam nockę z Anią na inny termin. Szkoda, że śmierci taty nie mogłam przesunąć... 

W dniu rocznicy Teo przyjechał do mnie z samego rana. Naprawdę doceniałam, że chciał udzielić mi wsparcia, ale ten czas należał do mojego taty. Przeprosiłam go i poprosiłam, by mi nie towarzyszył. Nie chciałam ani świadków, ani przyjaciela do pocieszenia. Wiedziałam, że będzie ból i płacz i pragnęłam przeżywać to całą sobą – w samotności. Byłam to winna tacie. Już i tak miałam wyrzuty sumienia, że odkąd poznałam Teo, przychodziłam na grób bardzo rzadko. Czułam się także źle z faktem, że do tej pory nie udało mi się uzbierać pieniędzy na pomnik, na który zasługiwał. Miałam świadomość, że przysługiwała mi pomoc finansowa od państwa, ale nie byłam w stanie wypełnić dokumentów o rentę. Nie mogłam chcieć czerpać korzyści ze straty taty. Wolałam zarobić na wszystko sama. 

– Cześć. – Drgnęłam, słysząc za sobą szept. Wciągnęłam głośno powietrze. Znałam ten głos i nie bałam się go, ale było mi wstyd. 

– Cześć, Sara – odpowiedziałam przyjaciółce, nie uniosłam jednak wzroku znad miejsca pochówku, na którym leżał jeden tylko bukiet. 

– Dawno cię nie widziałam – stwierdziła, stając obok mnie. 

– Przepraszam, Sara. 

– Za co? – zdziwiła się. Czułam, że patrzy na mój profil, ale nie odwzajemniłam spojrzenia. Musiałam najpierw powiedzieć, co miałam do powiedzenia, bo gdybym na nią teraz spojrzała, rozkleiłabym się. 

– Za to, że nie widziałyśmy się dokładnie trzy lata. – Dałam jej do zrozumienia, że zdawałam sobie sprawę ze swojej nieobecności, nawet gdy spotkałyśmy się pół roku temu. 

– A teraz się widzimy? 

– Tak – powiedziałam pewnie i spojrzałam na nią. W naszych oczach natychmiastowo pokazały się szklanki. – Teraz już jestem. 

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now