Rozdział 49

483 65 37
                                    

Na sen ;) :*


Karolina

Nasz pobyt w Zakopanem był jak miesiąc miodowy. Podczas pierwszego tygodnia obeszliśmy miasto wzdłuż i wszerz. Trzymaliśmy się za ręce i całowaliśmy co krok. Niekiedy miałam wrażenie, że przechodziliśmy z knajpy do knajpy. Dużo jedliśmy. Teo znał praktycznie wszystkich restauratorów. Niektórzy nie chcieli wystawiać nam rachunków. Zostawialiśmy za to spory napiwek, który miał pokryć koszty. Wieczorami pieściliśmy się i próbowaliśmy różnych rzeczy, w których nie przeszkadzał mój okres. 

Za to w drugim tygodniu nadrobiliśmy wszystko. Kochaliśmy się często i długo. Jeden dzień mieliśmy taki, że prawie nie wychodziliśmy z łóżka. Byłam bezapelacyjnie zakochana po uszy. Teo zorganizował mi także święta. Na stół wjechało dwanaście potraw, które sam przygotował. Wymieniliśmy się prezentami. Kupiłam mu jego własną bluzę. Od dłuższego czasu nosił je na okrągło. Tyle że korzystał z tych z mojej szafy. Absolutnie mi to nie przeszkadzało, a nawet się podobało, ale nie wiedziałam, co innego mu podarować. Sama nie przywiązywałam wagi do przedmiotów, dlatego miałam problem z tym, by wybrać coś znaczącego. Natomiast od Teo dostałam naszyjnik, który założył mi, gdy spałam. Był piękny, ale ten rodzaj prezentu mi się nie spodobał, bo miałam duży problem, by go przyjąć. Czułam się przez to nieswojo za każdym razem, gdy spoglądałam w lustro lub poczułam go na szyi. Taką już miałam wadę. Nie mogłam nic na to poradzić. Próbowałam chociaż nie dać tego po sobie poznać, żeby nie sprawić Teo przykrości. 

Nowy Rok świętowaliśmy, tańcząc od rana. Teo zupełnie sobie nie radził i poprosił, żebym przed weselem nauczyła go, jak nie deptać po swoich stopach. Bujaliśmy się zatem w miejscu zarówno do wolnych, jak i szybkich piosenek. Najlepiej czułam się w jego ramionach, nie potrzebowałam obrotów. 

Gdy wróciliśmy do Wrocławia, czułam się jak nowo narodzona. Powiedziałam panu Zbyszkowi, że rezygnuję z mieszkania. Miałam dwumiesięczny okres wypowiedzenia. Swoją norkę na wyłączność posiadałam zatem mniej więcej do połowy marca. Uzgodniliśmy jednak z Teo, że wprowadzę się do niego od razu. Kazał mi obiecać, że jak się pokłócimy, to nie będę szukać drogi ucieczki. Zapewnił, że jeśli będę czuła potrzebę, by pobyć sama, to on będzie tym, który się ewakuuje. Zasady zasadami. Obiecałam mu to, ale wiedziałam, że jeśli coś pójdzie nie tak, to ja się wyniosę. To nie ulegało wątpliwościom, jednak nie tworzyłam żadnych czarnych scenariuszy. Wszystko układało się idealnie. Byliśmy szczęśliwi.

*

Dziś jechaliśmy na wizytę do chirurga plastycznego, a ja się nie stresowałam. Byłam podekscytowana, że w końcu zabiorę się do tego, czym powinnam się zająć dawno temu.

Zdenerwowanie poczułam, dopiero gdy Teo zaparkował przed ekskluzywnie wyglądającą kliniką. Zapatrzyłam się. Teo zdążył obejść samochód, otworzyć moje drzwi i podać mi dłoń, a ja wciąż nie reagowałam

– Boisz się?

– Cen – przyznałam.

– Czyli boisz się na własne życzenie – wymądrzał się. Zdążyłam mu wcześniej zrobić wykład na temat tego, że ma się nie wtrącać finansowo do mojej operacji. Zgodził się, choć w trakcie mojego monologu nawywracał się tyle oczami co nigdy dotychczas. Obiecałam mu wstrzymać się z kredytem do czasu, aż poznamy pełny kosztorys, bo jak twierdził, spodziewał się dostać miłą zniżkę od kolegi chirurga. – Nie bój się na zapas – szepnął, nim przeszliśmy przez drzwi, które rozsunęły się przed nami. 

Znaleźliśmy się w jasnym, przestronnym holu ze złotymi, lecz gustownymi dodatkami – choć istniało duże prawdopodobieństwo, że się nie znałam. Na środku za kontuarem stała elegancka recepcjonistka. Po bokach rozstawione były wyglądające na drogie stoliki, otoczone prawdopodobnie jeszcze droższymi krzesłami. Przy dwóch siedziały długonogie kobiety, które z pewnością miały zrobiony sztuczny biust. Ich sposób siedzenia jednoznacznie wskazywał na to, że czekały na konsultacje po niedawno odbytej operacji.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now