Rozdział 14

368 64 5
                                    

Karol


Po półgodzinnych namowach uległam Teo, by iść z nim do siostry. Od początku bardzo podobał mi się ten pomysł, ale nie miałam śmiałości się wpraszać. Poddałam się, dopiero gdy zagroził, że przyśle do mnie Kamilę ze specjalnym zaproszeniem. 

I tak staliśmy przed jej domem, a ja się stresowałam, ale jednocześnie byłam też podekscytowana. Poznawanie ludzi kiedyś przychodziło mi z łatwością, ale odwykłam od tego. Jednak natury nie da się oszukać. Brakowało mi kontaktów międzyludzkich. Cieszyłam się więc, że Teo przerwał najgorszy okres mojego życia. 

– Nooo w końcu! Moja zupa. – Ciężarna kobieta, gdy tylko otworzyła drzwi, wbiła wzrok w garnek. – O Jezu, przepraszam, Kamila jestem – przedstawiła się natychmiast, gdy mnie dostrzegła, choć tak naprawdę nie musiała. Raz, że dzięki opowieściom Teo czułam się, jakbym ją znała, a dwa, że była bardzo do niego podobna. A raczej on do niej, bo urodził się później. – O Jezu, jakie ty masz obłędnie błękitne oczy! – pisnęła, przypatrując mi się z zachwytem.  Podziękowałam i odwdzięczyłam się komplementem związanym z uśmiechem Kamili, który łudząco przypominał uśmiech Teo. Szybko zauważyłam między nimi nie tylko wizualne podobieństwo. Kobieta niemal wciągnęła mnie do mieszkania, jednocześnie wylewając z siebie potok słów. Była serdeczna, trochę chaotyczna i bardzo autentyczna. 

Boże, klony – pomyślałam i próbowałam się nie śmiać, gdy bez ceregieli zapytała, ile mam lat, czym się zajmuję i co lubię. 

Po szybkim i intensywnym wywiadzie w przedsionku przeszliśmy do przestronnego salonu. Próbowałam ostentacyjnie nie patrzeć na ścianę obwieszoną w całości fotografiami, ale mimowolnie przykuwały mój wzrok. 

– Stary, następnym razem radzę ci porównać Kamę do arbuza. Ich nie trzeba gotować. – Usłyszałam męski głos dobiegający z innego pomieszczenia. 

– Mężuuuusiu... – zawołała nad wyraz miło Kamila. – Czy ty powiedziałeś arbuz? – dodała, chichocząc. 

– O szlag! Nie, absolutnie nie powiedziałem... – Mężczyzna urwał, gdy wszedł do pomieszczenia i natknął się na mnie. – Oo! Ty musisz być Wiktoria. Wiele o tobie... 

– To Karolina, głąbie – wcięła się Kamila. Na całe szczęście, bo już wystarczająco głupio się poczułam. 

– A to głąb. – Teo zwrócił się do mnie, wskazując palcem faceta. – A także mój najlepszy przyjaciel i mąż mojej siostry, ale aktualnie głąb pasuje najlepiej. – Puścił mi oczko i pokazał język zmieszanemu koledze. 

– Przyjmuję ten tytuł bez słowa sprzeciwu – powiedział Krzysiek pokornie. 

– Spocznij już, Krzychu. – Teo poklepał go po ramieniu. – To słynny Karol, kumplujemy się. Na pewno się nie obraziła, ale nie mogłem się powstrzymać. A z Wiktorią już koniec. 

– Ciekawe czemu? – Kamila podłapała temat. 

– Pewnie miała za długi jakiś palec u nogi – zakpił Krzysiek, rozbawiając tym Teo. – Czy może cię ograniczała? Albo nie, już wiem: pewnie jak każda zdrowa i normalna kobieta chciała czegoś więcej niż kolejnej randki z kolegą... – W ten sposób potwierdził to, co już wiedziałam, mianowicie że mój Teo to straszny babiarz. 

– Tak naprawdę to nie wiem. Powiedziała, że to nie to. – Teo zaspokoił ciekawość wszystkich zgromadzonych. 

– Czyli trafiłem. – Krzysiek uniósł pięść w geście zwycięstwa. 

– Dzięki za troskę – zakpił – ale nie musi ci być przykro. Właściwie nie jestem pewny, czy potrzebna mi kobieta, skoro zamiast użerać się z ich humorami mogę pograć z Karolem na pegasusie. – Teo objął mnie i przycisnął do swojego boku. – A do tego jeszcze robi najlepsze masaże pod słońcem – żartował w najlepsze, a ja uśmiechałam się uprzejmie, ale tak naprawdę było mi jakoś smutno. Z jednej strony cieszyłam się, że ofiarował mi zaufanie i jedyną relację, na jaką mogłam sobie pozwolić. Tylko że z drugiej jeszcze bardziej niż zwykle pragnęłam być normalna. Kumpel, no fajnie, ale ten kumpel pociągał mnie nie po kumpelsku. 

– Ty też wolisz z nim grać i masować jego próżny tyłek czy masz chłopaka? 

– Chciałbym w tym miejscu przypomnieć, jak przez lata nagabywaliście mnie, żebym ogarnął swój pracoholizm i teraz, kiedy w końcu dałem za wygraną, będę wysłuchiwać takich epitetów pod adresem swojego tyłka? – Teo nadąsał się i udawał urażonego. 

– Braciszku... mieliśmy na myśli kilka godzin pracy mniej, a nie całkowite zbijanie bąków. 

– Dobra, może zjemy, bo widzę, że gdy mój siostrzeniec jest głodny, wychodzi z ciebie jakiś nieczuły potwór. 

Usiedliśmy do stołu i dla odmiany zaczęliśmy normalną rozmowę. Kama z podekscytowaniem opowiadała o upragnionej i jak się okazało wyczekiwanej ciąży. Kochała każdy przybywający kilogram i eksponowała swój brzuch z dumą. Jej brodaty mąż wpatrzony był w nią jak w obrazek. Aż miło być świadkiem czegoś takiego. Teo to szczęściarz i w pełni zdawał sobie z tego sprawę. Nawet nie zerkał na telefon, gdy ten dzwonił już kolejny raz. Wyciszał połączenia, jakby czas z rodziną był święty. 

– Nie poznaję cię. – Kamila wbiła w brata czujny wzrok. – Wszystko z tobą w porządku? 

– No a jak – odpowiedział wesoło. 

– Przestałeś pracować przez całą dobę, okej. Pozbyłeś się węża z kieszeni, a nawet zacząłeś wydawać kasę za bardzo, okej. Ale ignorowanie telefonu... to już jest podejrzane, braciszku. Co jest? 

– Moja siostra jest w ciąży, detektywie. Korzystam więc z czasu, bo niedługo może być zbyt zajęta, żeby przyjąć swojego brata w spokojnych warunkach – odgryzł się. 

– I tak będę cię mieć na oku. – Uniosła dwa palce i wskazała nimi swoje oczy, a po chwili jego. 

– Dobra, jak nie chcesz wózka, to go oddaj. – Pokazał jej język. 

– Przecież powiedziałam, że wydawanie kasy jest okej. Jedynie te telefony mnie zastanawiają – broniła się ze śmiechem. 

– Kobiety... Jak wam dogodzić... – Teo westchnął i objął mnie ramieniem. – Dobrze, że mam ciebie, Karol. 

– Taa... do usług – sarknęłam półżartem, bo jego słowa ugodziły w moją kobiecość. Na szczęście nikt już nie pociągnął tej rozmowy. Krzysiek taktownie zmienił temat na zupełnie neutralny. Gadaliśmy przez chwilę o pogodzie, a potem o zdrowym odżywianiu, w czym, z teoretycznego punktu widzenia, byłam ekspertem. Jednak to Teo miał umiejętności, dlatego wyszła nam z tego przekomiczna wymiana zdań. Droczyliśmy się jak stare małżeństwo i dopiero otwarte buzie gospodarzy, którzy przyglądali się nam w milczeniu, uświadomiły mi, że zupełnie o nich zapomniałam. Odchrząknęłam nerwowo i nie zareagowałam już na kolejną rundę przytyków. 

– Wygrałeś – poddałam się. – Zdrowa dieta polega na dostarczaniu organizmowi dokładnie tego, na co ma ochotę w danym momencie – przytoczyłam jego najgłupszy tekst. – Będę o tym pamiętać przy następnej wizycie w McDonaldzie. Zamówię podwójny zestaw, żeby zrobić coś dobrego dla swojego zdrowia. 

– Mówiłem o racjonalnej diecie, ale niech ci będzie – ty wygrałaś. Od jutra zacznę jeść pięć posiłków dziennie, tak że po południu spodziewaj się wezwania, żeby mnie reanimować, jak padnę z głodu gdzieś na ulicy. 

– Och, biedactwo – parsknęłam, a pozostali mi zawtórowali. Chwilę później znów zaczęliśmy się spierać. Tym razem gospodarze czynnie brali udział w dyskusji i opowiadali się po mojej stronie.
– Kama, przymknij dzióbek, bo powiem Krzyśkowi, jak obgryzałaś paznokcie u stóp. – Teo zaczął się bronić, gdy siostra chciała iść po rodzinny album ze zdjęciami. 

– Miałam pięć lat! – poskarżyła się ze śmiechem. 

– Kilka lat później miałaś ich... kilka lat więcej – dogryzł jej. 

– Kochanie, pamiętam jak dziś, jak w tamtym roku pod namiotem obudziłem się z nienagannym pedicurem i zastanawiałem się do końca wakacji, jak to się stało. – Krzysiek uniósł palec, jakby zagadka właśnie została rozwiązana. 

– Stała ci się wóda, skarbie! I zastanawiałbyś się o jeden dzień dłużej, gdybyś nie przespał dwudziestu godzin ciągiem – wygarnęła mu. – Nie słuchaj ich, Karola. Twoje stopy są bezpieczne. Zapewniam wszystkich, że z tym wielkim brzuchem odstawiłam obgryzanie paznokci. 

Podobał mi się olbrzymi dystans, jaki mieli do samych siebie. Jakby ktoś zapytał mnie, kim chciałabym być, powiedziałabym, że Kamilą... Ona z pewnością nie miałaby problemu z tym cholernym jednym cyckiem.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now