☠️ Wspomnienia ☠️

349 16 15
                                    

Siedziałem w pokoju czytając książkę pt. "Nikczemni". Pewnego razu poszedłem do sklepu i ten egzemplarz mnie zaintrygował. Naprawdę sensowna książka wpadająca w ucho, ale dorzuciłbym tam kilka niechybnych smaczków z doświadczenia zabójcy.

Od kiedy pamiętam interesowało mnie pojęcie śmierć. Miałem sześć lat, gdy po raz pierwszy obejrzałem horror będąc samemu w domu. Rodzice często wyjeżdżali na spotkania biznesowe, dlatego całe życie spędzałem sam. Nie miałem przyjaciół. Szkoła podstawowa była dla mnie udręką. Wszyscy włącznie z nauczycielami mieli wąskie obeznanie w świecie, w którym żyjemy. W podręcznikach mieściły się rzeczy, które nie spowodowałby wybuchu, czy innej eksplozji. Czasem miałem nieodparte wrażenie, że to wszystko przez takich ludzi, jak ja. Pewnych siebie idących po trupach do celu. Nie jeden z nich już przegrał, ale nie ja.

Opuściłem rodzinny dom, gdy miałem niespełna dwanaście lat. Rodzice mnie nienawidzili. Obwiniali za niepowodzenia w życiu. Nazywali błędem życiowym. Uważali, że dla takich jak ja nie ma miejsca na tym świecie. Widzieli we mnie potwora, choć byłem dzieckiem z wielkimi marzeniami. Chciałem jedynie zmienić świat na lepsze.

Po śmierci babci wysłali mnie do ośrodka dla psychicznie chorych na trzy  lata. Rodzinie powiedzieli, że jestem bardzo chory i potrzebuję pomocy. Ośrodek w południowej części Stanów Zjednoczonych zostawił blizny do końca życia. Takich, jak ja traktowali, jak obłąkanych. Mówili na nas dzieci szatana. Odprawili codzienne modlitwy przywiązując nas do stołków. Było to pierwsze miejsce, które spaliłem razem z załogą. Nie miałem wyrzutów sumienia. Zostawili w moim umyśle bolesne wspomnienia.

Gdy wróciłem ojciec myślał, że jestem, jak nowo narodzony. Jednak pomimo tego bólu, jakiego tam doświadczyłem moje marzenia zostały nienaruszone. Moja wizja na świat została dokładnie taka sama, jak przedtem. Ojciec nie potrafił się z tym pogodzić. Był światowej klasy politykiem, miał wpływy w państwie, dlatego nie mógł pozwolić sobie na hańbę. Nie mógł pozwolić sobie na wstyd, a ja według niego nim byłem. Gardził mną od dnia, gdy powiedziałem mu, że stworzyłem własną truciznę. Uważał, że jestem obłąkany. Nie umiał dostrzec prawdziwej natury tego piękna, o którym mówiłem.

Gdy w domu rozpętała się awantura odszedłem, a raczej trzasnąłem drzwiami i nigdy więcej się tam nie pokazałem. Był wtedy mroźny grudzień, a ja siedziałem w salonie oglądając film. Wściekły ojciec wparował do salonu z krzykiem.

— CO TO JEST DO CHOLERY JASNEJ?! — rzucił we mnie zeszytem, w którym miałem swoje rysunki. Lubiłem rysować to o czym myślę. Sprawiało mi to radość i oczyszczało umysł z niepotrzebnych informacji.

— Rysunki. Nie widać?

— Odstrzelone głowy leżące obok ciał nazywasz rysunkiem? — zadrwił kpiąco patrząc mi prosto w oczy. Nie miałem ochoty tłumaczyć mu sensu tego obrazka. Był moim wytworem wyobraźni. Siedząc w domu, bądź w szkole nudziłem się, więc rysowałem, żeby umilić sobie czas.

— Musisz się czepiać o każdą najmniejszą rzecz? To głupie rysunki, po co drążyć temat. Gdyby narysował to każdy inny dzieciak nie robiłbyś z tego afery.

— Masz rację, każdy inny dzieciak, ale nie ty Marcus. Wysłaliśmy cię z mamą do ośrodka, żeby ci tam pomogli. Powiedzieli, że jesteś, jak nowo narodzony. Wracasz, a dalej jest to samo. Pomyślałeś choć raz, o tym, jak czuje się twoja matka?

Nie miałem ochoty go słuchać. Zawsze było to samo. Kłótnie o byle rzeczy. Nie chciałem zabić babci. Nie miałem pojęcia, że spróbuje tej trucizny. Miałem w planach ją wylać, ale nie zdążyłem. To nie moja wina, że ona umarła.

— Nie muszę się starać, bo nigdy nie będę idealny w twoich oczach. Traktujesz mnie, jak potwora. Widzisz we mnie zło. Każdego dnia powtarzasz, że nie o takim synu marzyłeś. Nie będę na siłę się zmieniał, bo ty tego chcesz — stwierdziłem z obojętną miną. Działał mi powoli na nerwy, ale nie chciałem rozpętywać burzy.

— Chcę ci pomóc Marcus — podszedł do mnie kładąc rękę na moim ramieniu — Jesteś moim synem bez względu na to co siedzi w twojej głowie. Wiem, że nie potrafisz z tym walczyć, ale my z mamą ci pomożemy. Pójdziesz na kolejną terapię, aż wreszcie wszystko co siedzi w twojej głowie przeminie nieodwracalnie.

— Ta, kolejna terapia. Co jeszcze wymyślisz? Zamkniesz mnie znowu w ośrodku? Proszę bardzo. Pobędę kolejne kilka lat i wrócę taki sam. Zrozum, że nic nie zmieni mojego podejścia do tego świata. Zrozum wreszcie, że jestem inny.

Zabrał rękę i patrzył na mnie, jak na bestię. Tylko to we mnie widział. Przeklinał każdy dzień, który musiał ze mną spędzić. On był szanowanym politykiem z władzą w państwie i nie mógł sobie pozwolić na posiadanie syna szaleńca. To przez niego taki się stałem. To przez niego zacząłem nienawidzić ludzi, że zacząłem pragnąć ich śmierci. 

— Blizny na ciele są dzięki tobie. Muszę na mnie patrzeć i przypominać sobie, ile krzywdy mi wyrządzono przez ciebie. Nie jesteś moim ojcem, tylko facetem, który doprowadził mnie do stanu depresyjnego. Przez ciebie nigdzie się nie pokażę, bo całe ciało pokryte mam bliznami. Chyba nie powiesz, że ci przykro. To raczej nie w twoim stylu. A to jest mój ulubiony obrazek — przekręciłem kartkę na kolejną stronę, gdzie leżałem pokryty krwią, a na górze widniał napis " Zabiłem się przez ciebie tato".

Uśmiechnąłem się, a on strzelił mi ręką prosto w twarz. Czułem, jak piecze mnie twarz. Czułem, jak krew spływa do ust. Czułem smak swojej własnej krwi. Podniosłem głowę nadal się śmiejąc.

— JESTEŚ MOIM NAJWIĘKSZYM BŁĘDEM. ŻAŁUJĘ, ŻE CIĘ ODRATOWALI ZARAZ PO PORODZIE — wysyczał przez zaciśnięte zęby — JESTEŚ DZIEŁEM SZATANA.

— Lepsze to, niż życie pośród obłudnych manipulatorów, takich jak ty. Boisz się, że świat się dowie, że wysłałeś syna do ośrodka psychiatrycznego i to nic nie dało?

— WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU. NIE CHCE CIĘ TU WIĘCEJ WIDZIEĆ. NIE INTERESUJE MNIE TO, GDZIE PÓJDZIESZ. TUTAJ NIE MA POWROTU DLA CIEBIE.

— Nie możesz Denis. Nie rób mu tego. To jeszcze dziecko — odezwała się z kuchni mama. Była słaba, tak samo, jak on. Oboje byli słabi i nie pojmowali tego świata. Mając dwanaście lat widziałem więcej, niż oni w swoim wieku.

— Lepsze życie na ulicy, niż powrót do ośrodka, gdzie torturują.

— Marcus kochanie... — chciała mnie przytulić, ale odepchnąłem jej rękę. Była dokładnie taka sama, jak ojciec.

— Nie waż się tak do mnie mówić kobieto. Teraz wzięło ci się na kochanie? Wcześniej było jesteś tyranem, który uprzykrza nam życie. Daje wam wolną rękę, bo nie zamierzam tutaj zostać.

— I bardzo dobrze. Jak umrzesz z głodu będę zadowolony, że dostałeś to na co zasłużyłeś.

— Wiem, że tego chcesz. Ale, gdy zobaczymy się następnym razem, to ja będę miał władzę.

Potem znalazłem szkołę, a bardziej to szkoła znalazła mnie. Początek tej przygody nie był łatwy, ale wystarczyło kilka tygodni, abym stanął na szczycie Denvord Academy. Szkoły, o której marzyłem. Miejsca, które stało się moim domem i niebezpieczną przystanią. 

                          

                           **********

Pierwszy rozdział, który zaczyna się niewinne i jeszcze nie jesteśmy w stanie pojąć czym będzie ta historia. Ja sama jeszcze nie wiem, jak ona się potoczy.
Do następnego misiaczki!

The fight of our livesWhere stories live. Discover now