☠️ Nowy świat ☠️ 12 lat

126 16 1
                                    

Stałem przed ogromnymi wrotami do nowego świata. Do społeczności, w jakiej chciałem żyć.

Mieszkałem u Sui już kilka miesięcy. Dała mi prawdziwy dom i pozostawiła tą samą tożsamość. Przybrałem miano jej syna i odpowiadało mi to. W świecie, którym rozpocząłem życie byłem kojarzony, jako ten, który w wieku siedmiu lat zabił swoją babcię. Dziwiło mnie to, że wiedzieli o tym wydarzeniu. Ojciec zrobił wszystko, żeby je zatuszować, aby jego dobre imię nie upadło. Razem ze swoją nową mamą chodziłem na bankiety, bale, czy tego typu przyjęcia. Podobało mi się, gdy przedstawiała mnie swoim znajomym i opowiadała, że jestem jej darem z nieba.

Nowy Świat...

Tak nazwałem swój nowy początek. Życie w przepychu między wszystkimi najniebezpieczniejszymi jednostkami chodzącymi po tej planecie. Bogaci ludzie prowadzący nielegalną działalność, gdzie śmierć była normalnym zdarzeniem. Wszyscy mieli wspólny cel osiągnąć równowagę na tym świecie. Dołączyłem do niego, jako dwunastolatek pod opieką Sui Schi, siostry dyrektora Denvord Academy.

Uwielbiałem w Sui to, że pytała o moje plany na przyszłości i te na teraźniejszość. Uwielbiała, gdy siadaliśmy przy kominku, a ja opowiadałem jej historię, gdy byłem dzieciakiem patrzącym inaczej na świat. Moje wyobrażenia były dla niej czymś wyjątkowym. Od samego początku powtarzała mi, że świat należy do mnie, ale muszę dobrze i sprawnie dotrzeć do władzy. Widziała we mnie wyzwoliciela narodu, a mnie się to podobało.

Dlatego zdecydowała się na zapisanie mnie do szkoły jej brata. Serten Schi, bardzo podobny do Sui był dyrektorem szkoły dla zabójców od kilkudziesięciu lat. Miał na karku sporo lat, ale wyglądał dosyć młodo. Ta szkoła miała przynieść mi chwałę i uwielbienie, a tego pragnąłem z całego serca.

To ten czas. Sui pchnęła mnie lekko do przodu, abym wszedł do środka. Zrobiłem to, a ona poszła tuż za mną. Szkoła była ogromna. Na ścianach wisiały portrety największych zabójców w historii ludzkości. Wystrój miała starodawny, o wiele inny, niż dom, w którym mieszkałem od kilku miesięcy.

— Pamiętasz co ci mówiłam? — zapytała, gdy dochodziliśmy do gabinetu jej brata.

— Owszem

— Pod żadnym pozorem się nie poddawaj. Ten świat należy do ciebie Marcusie. Pokaż im, że nie mają prawa traktować cię, jak śmiecia. Pokaż im, kto tak naprawdę ma władzę nad nimi.

To była już nasza siódma rozmowa od tygodnia. Sui każdego dnia przypominała mi, że mam się nie poddawać. Pokazać im, że jestem silniejszy. Mam sprawić, że będą się mnie bać. Zobaczymy na ile się to sprawdzi.

— Tak, tak pamiętam. Nie mogę im pokazać słabości.

— Dasz sobie radę — powiedziała otwierając drzwi do gabinetu dyrektora. Nieco się przeraziłem. Zacząłem szukać w głowie odpowiedzi na to co się dzieje, ale znalazłem tylko chęć pokazania innym, że świat trzeba naprawić, a to wiąże się z dokonaniem nieuniknionych morderstw.

Sui odeszła, a ja siedziałem naprzeciwko Sertena Schi. Miałem nieodparte wrażenie, że nie jest zadowolony z mojego przybycia, ale zwyczajnie zawsze taką miał.

— Lainer... Marcus Lainer najinteligentniejszy dzieciak, jaki zawitał do Denvord Academy. Twoja reputacja budzi podziw, ale w większości przypadków jesteś znienawidzony i naznaczony do końca życia za swoje czyny. Po co więc tutaj przyszedłeś?

Wziąłem głęboki oddech i zacząłem mówić wszystko co wpadło mi do głowy.

— Nie miałem łatwego dzieciństwa. Nikt nigdy ze mną nie rozmawiał. Mieli mnie za dziwaka, albo za potwora, kto jak mówił. Postrzegałem świat w innych barwach, niż reszta mojego społeczeństwa. Interesowała mnie chemia, fizyka i biologia, ale te z dziedzin zakazanych. Nie lubiłem godzinami grzebać w Internecie, żeby coś znaleźć, ale tylko w taki sposób mogłem się kształcić. Jestem tutaj, bo chcę pozbyć się wszystkich, którzy na to zasłużyli i doprowadzić do równowagi astralnej.

— Intrygujące, ale mało przekonujące — prychnął Schi — Jesteś wyrzutkiem Lainer. Dzieckiem nie kochanym przez rodziców. Zabiłeś babcię. Powiedz mi, po co trzymałeś truciznę w domu, w dodatku w kubku na herbatę?

Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co zdarzyło się kilka lat temu. Nie chciałem zabić babci, a przynajmniej taką wersję zakodowałem sobie w głowie.

— Odpowiem za ciebie... Czekałeś, aż ktoś wypije zawartość kubka, aby sprawdzić, czy trucizna działa. Chciałeś się dowiedzieć, czy potrafisz tworzyć zakazane substancje, aby wykorzystać je do własnych potrzeb.

— Miałem bzika. Za wszelką cenę chciałem zrobić coś zakazanego. Nie zabijam ludzi od tak dla frajdy. Ojciec wypalił piętno na moim życiu, ale Sui je zgasiła dając mi dom. Wcześniej...

— Wiem o tobie wszystko Lainer. Nie potrzebuję słuchać tych żałosnych historyjek z życia wziętych. Razem z Sui szukaliśmy cię, po tym, jak dowiedzieliśmy się, że zabiłeś babcię. Że tworzysz własne przepisy pozbawiające ludzi życia. Wśród ludzi byłeś zwyczajnym chorym chłopcem, bo taką bajkę sprzedał im twój ojciec. Wśród nas jesteś popychadłem mającym reputację, która do niczego ci się nie przyda. Wszystkich nas zaintrygowała twoja osoba, ale wszyscy tutaj cię nienawidzą, bo zabijałeś dla zabawy, a oni dla nauki. To, że Sui dała ci dom, zabiera cię na uroczystości nie oznacza, że tutaj będziesz kochany tak samo, jak tam. Zapamiętaj sobie to wchodząc jutro do klasy.

Popatrzył gniewnym spojrzeniem. Zamarłem na chwilę. To lodowate spojrzenie wybiło mnie z transu.

— Jesteś zerem Lainer, dzieckiem nad którym będą się znęcać! — krzyknął zostawiając laską ślad na mojej dłoni. Zapiekła mnie skóra na, której od razu pojawił się czerwony ślad. Wlepiłem w niego wzrok niewzruszony, ponieważ widywałem gorsze obrazki na swoim ciele. 

— Sam musisz odkryć, jak funkcjonuje ten łańcuch pokarmowy. 

The fight of our livesWhere stories live. Discover now