☠️ Przyjaźń ☠️ 13 lat

70 10 0
                                    


Misja się udała. Zwyciężyliśmy. Poczułem satysfakcję, że pod moją wodzą wygraliśmy starcie. To było coś. Coś niezapomnianego. Coś co będę wspominał do ostatnich dni życia.

Ale pomimo wygranej nie upijałem jej z innymi. Zazwyczaj po powrocie siedziałem sam. Czytałem, albo wpatrywałem się w gwiazdy. Lubiłem je oglądać. Mogłem patrzeć na nie godzinami i nie znudziłbym się tym widokiem. Po prostu patrząc na nie czułem, że pnę się do przodu, realizuje zamierzone cele i spełniam marzenia dzieciaka znoszącego tortury w ośrodku psychiatrycznym, który doszedł tak daleko i nie zamierza się zatrzymywać.

Reszta załogi siadała w jednym pokoju i wspominała stare czasy przy butelce whisky. Należało im się, po wyczerpującej bitwie. Mi także, ale nikt mi tego nie proponował. Pracowaliśmy razem, ale potem każdy robił swoje. A ja nie byłem jednym z nich. Nie traktowali mnie, jak swojego pomimo, że uszanowali moje miejsce w hierarchii. Mieli coś czego nie doświadczyłem ja. Mieli siebie. Mogli na siebie liczyć w kryzysowych sytuacjach. A gdy jedno z nich potrzebowało wsparcia zbiegali się do niego z pocieszaniem i miską popcornu. 

To była przyjaźń...

Miałem przyjaciela w ośrodku psychiatrycznym, ale marnie skończył. Zresztą to nie temat na teraz.

Wychodząc z gabinetu udałem się wprost do pokoju. Marzyłem o odpoczynku i dobrej dawce snu. Nie zmrużyłem oka od co najmniej trzech dni. Funkcjonowałem na kawie... albo na kilku kawach. Nie pamiętam. Gdy misja dobiegła końca mogłem wreszcie pozwolić sobie na odrobinę relaksu. Miękkie, cieplutkie łóżeczko pomyślałem. Za chwilę wejdę pod kołdrę i nie wyjdę z niej do końca dnia.

W środku siedziała drużyna z misji. Na podłodze w kręgu grali w uno. Nieźle się przy tym bawili. Shelly, Intes, John, Clark, Don i Lu. Gdy stanąłem w progu odwrócili głowy w moją stronę.

— Wezmę książkę i nie przeszkadzam — odparłem. Mogłem siedzieć z nimi w pokoju, ale ich wyrzucić, ale byłem wyczerpany i nie miałem ochoty wdawać się w niepotrzebną kłótnię.

— W zasadzie to zostań z nami — powiedziała Shelly.

— Jesteś jednym z nas Marcus. Choć wywodzisz się ze szczurów to aktualnie masz wyższy status niż my wszyscy razem wzięci — wtrącił się Clark. Popatrzyłem na ich miny szukając podstępu w ich oczach, lecz nie dostrzegłem nic prócz prawdy narysowanej na ich twarzy. Chcieli, żebym został.

— Razem jeździmy na misje. Gdyby nie ty już dawno któreś z nas by poleciało. Dzięki tobie łatwiej jest nie myśleć o śmierci, która może nas dopaść.

— Przy nas jest i zawsze będzie miejsce dla ciebie.

— My dbamy o swoich za wszelką cenę — dokończyła Lu.

Po raz pierwszy w życiu poczułem się ważny dla swoich rówieśników. Ci z podstawówki udawali, że mnie nie widzą. Próbowali pokazać, gdzie moje miejsce, ale kończyło się to tym, że uciekali na drugi koniec korytarza ze strachu, że zrobię im krzywdę.

Intencje dziedziców były szczere. Może nie chodziło o samą sympatię do mnie, możliwe, że było to coś innego. Może chcieli mieć przy sobie zabójcę, który będzie ich chronił podczas każdych niebezpiecznych spotkań, czy bójek. Jednak sama świadomość tego, że nie będę sam dodała mi pewnej otuchy. Poczułem się, jakbym ożył na nowo.

Usiadłem między Shelly, a Clarkiem i dołączyłem do gry w uno. Nie potrafiłem w to grać. Nie wiedziałem nawet, że tego typu gra karciana istnieje. Gdy oznajmiłem, że nie wiem, jak w to grać powiedzieli, że nikt z nich jej nie znał dopóki nie przyszedł do szkoły. Zasady gry okazały się być dosyć proste, więc po kilku rundach mogłem dołączyć, jako gracz, a nie obserwator. Co prawda przegrałem kilka pierwszych rozgrywek, ale szło mi coraz lepiej. To, jak zabijanie. Każda kolejna ofiara to krok do przodu. 

**********

Nowy rozdział, tym razem powracający do przeszłości. Jest dla mnie bardzo ważny, bo przypomina mi początek mojej tenisowej paczki. Od zawsze byłam typem samotnika i nie potrzebowałam znajomych, ale ludzie z tenisa sprawili, że pokochałam uczucie przyjaźni i jestem im wdzięczna za wszystko co razem przeżyliśmy przez tyle lat. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i widzimy się niebawem misiaczki!

The fight of our livesWhere stories live. Discover now