☠️ Poczytaj, zbierz drużynę i załatw sprawę ☠️

97 14 1
                                    

Weekend okazał się porażką. Postanowiłem wymazać go z pamięci i skupić się na zbliżających egzaminach. Wszedłem do klasy niewyspany z podkrążonymi oczami, a na przywitanie wybiegł mi Don Cheat.

— A kogo widzą moje oczy. To ten sławny Marcus Lainer! — uścisnął mnie na powitanie.

— Ciebie też miło widzieć Don — odpowiedziałem zajmując miejsce. Don Cheat to syn koreańskich właścicieli amfetaminy. Są najlepsi na rynku, dlatego pozbywają się konkurencji. Don siedział w domu, bo mieli drobne kłopoty i pomagał w ich rozwiązaniu. Był wiecznie wyluzowany przez rodzinny towar, który zabierał z domu pod nieobecność rodziców.

— Jak w domu? — zapytałem.

— Ci od konkurencji sprzątnięci, więc już dobrze. Dostałem pochwałę od ojca, bo stwierdził, że wychodzę wreszcie na ludzi.

Wziął łyka mojej wody i od razu ją wypluł.

— Myślałem, że przyniosłeś wódkę.

— Sam sobie przynieś wódkę kretynie — prychnąłem — Przez ciebie będę musiał iść po nową wodę, bo ta nie wystarczy mi do końca dnia.

— Wybacz Panie, że pozbawiłem cię napoju bogów, którym jest woda.

Klęknął przede mną składając pokłon. Obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Brakowało mi Dona. Nieważne w jak beznadziejnej sytuacji się znajdujesz, to Don Cheat sprawi, że chwila stanie się lepsza. Imponowała mi w nim inna spostrzegawczość na otaczający świat. Zawsze próbował, tylko nastraszyć, albo dać naukę, a to kończyło się śmiercią. Gdy Don Cheat odpalił się na maksa pewne było, że ofiara nie wyjdzie z tego żywa.

To właśnie moje życie. Jestem Marcus Lainer  z paczką ludzi, którzy chcieli mnie zabić. Z czasem każde z nas poznało się na sobie i stworzyliśmy drużynę, dzięki której mieliśmy nieograniczoną władzę w szkole. Oczywiście przysługi przypadały mnie, bo odwalałem najbrudniejszą robotę, a oni jedynie po mnie sprzątali. Shelly Mindow, Lu Lortis, Clark Drenk, Don Cheat i ja. Piątka psychopatycznych dzieciaków i można do  nich dołożyć Intesa i Johna. 

☠️☠️☠️

Szedłem do gabinetu Schi. Przyszedł do mnie Kerton i zza drzwi wydarł się, że Schi chce ze mną porozmawiać. Udałem się więc na spotkanie z przeznaczeniem. Na korytarzu minąłem Elenę, której ktoś mocno przywalił, bo limo pod okiem nie wzięło się znikąd.

— Na co się gapisz Lainer — warknęła w moją stronę, gdy ją mijałem.

— Chciałbym poznać imię tego, kto cię tak pięknie urządził. Jak go spotkasz możesz przekazać, że Marcusowi Lainerowi  się podoba i może zwerbuję go do wyjazdów na misję.

Zaśmiałem się, a w zamian dostałem środkowy palec Eleny.

— Pamiętaj, że jesteś niżej w hierarchii suko.

Dwóch mnichów otworzyło mi drzwi do samego dyrektora. Bywam tu często od dnia, gdy dostałem pierwszą misję do wykonania. Byłem pięć lat młodszy, zestresowany i się bałem... Strach zawsze mi towarzyszył, ale z upływem czasu stał się moją najsilniejszą bronią.

Serten siedział przy biurku. Widząc mnie wskazał ręką fotel naprzeciwko niego.

— Miło cię widzieć Marcusie — odrzekł biorąc łyk kawy, albo jego magicznej mikstury na odmłodzenie.

Nie musiałem o nic pytać, bo wysunął teczkę z podpisem misja. Czyli szykuje się zabawa pomyślałem. Oderwanie się od ciągłego siedzenia i patrzenia na bijących się kretynów. Wreszcie adrenalinka i przypływ strachu nadchodzi.

The fight of our livesWhere stories live. Discover now