☠️ Zabójstwo ☠️

74 4 1
                                    


Nie tylko banda tamtych kretynów wyszła na zewnątrz. Ludzie, jak głupi wychodzili jeden za drugim śpiewając, krzycząc, wrzeszcząc, pijąc i paląc przy okazji. Idealny bal, który zawsze kończy się tak samo. Gdy Schi i reszta nauczycieli wyjeżdżając zostawiają nam samowolę każdy robi co chce, a wtedy ten bal zamienia się w imprezę do białego rana i to chyba jedyna rzecz, która nie zmieniła się w tym roku.

Nie mogłem słuchać tych kretyńskich śmiechów, więc postanowiłem udać się na wieże widokową, która w tym momencie była moim wybawieniem. Tak, więc ruszyłem prosto do niej omijając naćpanych i pijanych uczniów Denvord Academy, która raz w roku pozwala nam się zabawić w taki oto sposób.

Wieża widokowa była moim ulubionym miejscem w tej szkole. Mało kto tutaj zaglądał. W zasadzie to nikt. Odkryłem ją w wieku trzynastu lat i często tu przychodziłem mając gorszy okres w swoim życiu, albo gdy chciałem pobyć sam ze sobą. Mogłem więc i tym razem posiedzieć w spokoju wpatrując się w gwiazdy na niebie.

O to ta wieża była umieszczona od tylnej strony szkoły, więc ogromny budynek zasłaniał ją z przodu, dzięki czemu nie było mnie widać. Z tej perspektywy był obraz na zapadającą się drogę, która prowadziła do bardzo niebezpiecznego lasu. Oparłem się więc o barierkę i patrzyłem na świecące w blasku nocy gwiazdy.

Tutaj było cicho. Żadne głosy nie dochodziły przez grube ściany budynku. Mogłem w ciszy posiedzieć sam, tak jak tego chciałem. Ten bal... ten bal różnił się zbyt bardzo od pozostałych.

Nigdy wcześniej nie czułem się tak... nawet nie potrafię opisać tego odczucia, bo było zbyt skomplikowane, albo po prostu nie dopuszczałem tego do swoich myśli.

W głowie ciągle tkwiła tylko Isabel Stucker, która doprowadzała mnie do szału.

Wszystkie moje myśli były skupione właśnie na niej. Na obrazku tańczącej blondynki w pięknej czerwonej sukni. Wyglądała obłędnie, a ja nigdy nie powiem tego na żywo, bo muszę trzymać poziom. Zapewne siedziała teraz przy stole ze swoimi przyjaciółmi i świetnie się bawiła, żeby za kilka dni wyruszyć z nami na kolejne poszukiwania morderców. Bo była tylko przybłędą, której pozwoliłem zostać na rozkaz Sertena Schi. I tak musiało zostać, bez względu na moje mieszane uczucia co do niej. 

Ciągle wmawiałem sobie, że moje dziwne odczucia w tej chwili zaraz miną i wszystko wróci do porządku dziennego. Wszystko będzie tak jak dawniej. Ale ta nieszczęsna Isabel Strucker nadal tkwiła w mojej głowie bezustannie o sobie przypominając. Widziałem ją, gdy zamykałem oczy. Stała pośrodku nicości wpatrując się we mnie swoimi oczami, jak fale na morzu odbijające blaskiem od słońca. Gdy je otwierałem też ją widziałem. Tym razem pośrodku pól, gdzie stała patrząc na mnie ciemnymi już oczyma przez nocną porę. Dlaczego wciąż o niej myślałem?

Z moich refleksji wyrwał mnie czyjś krzyk. Nie mógł dochodzić sprzed placu przy drzwiach wyjściowych, bo tamte głosy tutaj nie dochodziły przez grube ściany budynku, które hamowały głos. Ten głos dochodził właśnie stąd. Był prawdopodobnie pode mną na trawie.

Wyjrzałem więc zza barierki, aby mieć pewność, że ktoś tu jest. Wtedy dostrzegłem dwie sylwetki.  Z tej odległości ciężko było wywnioskować kim były, ale ten krzyk, który usłyszałem miał sobie coś z głosu Strucker. Byłem więc prawie pewien, że to ona z nikim innym, jak Eleną, która ciągnie ją do gorszej części lasu, gdzie spotkać można wszystko co złe. Bez wahania ruszyłem po schodach w dół, jak najszybciej. W tej chwili myślałem tylko o tym, aby minąć tłum pieprzonych uczniów zajętych sobą i wybiec, jak najprędzej na ratunek Strucker, która prawdopodobnie zmierzała wolnymi krokami w głąb lasu zmuszona przez Elenę Cesar.

The fight of our livesWhere stories live. Discover now