☠️ Granatowe Ferrari 275 GTS z 1966☠️

123 15 3
                                    

Piątek. Piątek to weekendu początek.  Siedziałem w klasie u Seleny Dolls, która opowiadała nam o Jeffrey Dahmerze i jego sposobach morderstwa. Jestem zabójcą, ale nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, żeby zamrozić ludzkie serca, a potem je jeść. Ze wszystkich morderców stąpających po naszej planecie nigdy nie zrozumiem fenomenu na Dahmera. Jego poczynania były bezsensowne i ryzykowne. Jeśli zabijasz, rób to po cichu i z głową.

- Czy nauka o Dahmerze jest nam potrzebna? - spytałem znając odpowiedź Dolls.

Przerwała wątek o tym, jak mroził narządy swoich ofiar, a potem je zjadał.

- Marcus doskonale wiesz, że ta nauka jest niezbędna do wiedzy ogólnej. Skoro jesteś przeciwny temu przekonaj mnie, że moje przekazywanie wiedzy jest żmudne.

- Był dupkiem. Sam nie wiedział czemu zabija. Wiecznie przestraszony.

- W dodatku zabijał ich w domu, gdzie za drzwiami miał wścibskich sąsiadów - wtrąciła się Shelly. Historia morderstw to jej ulubiony przedmiot. Nie znoszę go i jestem z niego dobry, ale nie najlepszy. Za to Shelly zna odpowiedź na każde zadane pytanie.

- Trzymał narządy w lodówce, to logiczne, że śmierdziało - stwierdził Clark.

Dolls chyba miała nas dość, bo machnęła ręką i wyszła. Nie była cierpliwa. Szybko się irytowała i opuszczała klasę. W zamian za to urządzała nam dziesięcio stronicowe sprawdziany. Wiedząc, że nie wróci zaczęliśmy weekend o pół godziny wcześniej.

Nie wszyscy mieli dokąd wyjeżdżać. Szczury zazwyczaj siedziały tutaj. To był ich dom. Dach nad głową i dostatek jedzenia, którego nie mieli na ulicy. Bogacze wracali do domów i demonstrowali rodzinom czego nowego się nauczyli. Ja wracałem do cichego i spokojnego miejsca. Domu, który leżał pośród polanek z widokiem na góry. Sam jeden bez chodzącej żywej duszy.

Gdy byłem mały dom to było dla mnie bezużyteczne słowo, a rodzina tylko w podręcznikach. Gdy całe życie słuchasz, że jesteś nikim i nie nadajesz się do tego świata powoli w to wierzysz. Pojęcie rodzina nie istniało. Tylko ból łączący się ze wzrastającą siłą i nienawiścią do ludzi, którzy dali ci życie.

Kim byli? Kolejnymi przemijającymi postaciami w moim życiu.

Sui była inna. Kochała mnie takiego, jakim jestem. Nie widziała we mnie monstrum, tylko chłopaka o wielkich marzeniach. Dała mi dom i matczyną opiekę. Powiedziała mi kiedyś, że dla swoich trzeba być gotowym dać się pokroić.

Pożegnałem się ze znajomymi i poszedłem po samochód. Stał na parkingu w idealnym stanie, jak zawsze. Kochałem ten wóz. Przeżyłem w nim niezapomniane chwile. Dostałem go na czternaste urodziny. Granatowe Ferrari 275 GTS z 1966 zawsze było przy mnie. To auto stanowiło dla mnie coś więcej, niż zwykły pojazd do poruszania się. Przypominało mi chwilę, gdy zawsze stało niewzruszone na parkingu oglądając moje wyścigowe poczynania w innym samochodzie. Nie ścigałem się swoim ferrari, ponieważ zbyt bardzo je kochałem, aby je zabrudzić, czy zarysować. Do wyścigów wybierałem inne samochody. Te, których nie było mi szkoda.

Miło było znowu ujrzeć ten piękny dom. Bo tutaj dom miał wartość i nie było to tylko słowo. Sui siedziała na tarasie czytając książkę. Gdy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce.

- Jak tam w świecie dziedziców? - zapytała.

Uściskałem ją i usiadłem obok niej.

- Zabójczo. Codziennie ktoś grozi sobie nożem, okłada się pięściami na korytarzu i tak w kółko. A tak poza tym przyszła nowa.

- Co z jej reputacją?

Reputacja. Powszechnie używane słowo w szkole dla zabójców. Masz reputację, masz władzę mówili. Jednak nie w moim przypadku. Idąc tam miałem reputację. Każdy słyszał o moich dokonaniach, ale byłem dzieciakiem zwykłego polityka, a nie synkiem bandziora, który pozbawił kogoś życia. Słyszeli o mnie i gardzili mną. Bali się mnie dlatego, że robiłem to z własnej woli, nie z przymusu, czy rodzinnej tradycji.

- Nie wiem kim ona jest. Jest szczurem i pewnie długo nim pozostanie.

- Nie wierzysz w nią Marcus? - zapytała z ironią w głosie. Oczywiście, że znała odpowiedź na to pytanie.

- Doprowadziła Sticka do szału.

Sui z niedowierzenia zrobiła zszokowaną minę.

- Faktycznie jest źle. Pewnie padasz z głodu, w środku jest obiad. Ja będę się powoli zbierała.

Wstałem biorąc Sui pod rękę, aby pomóc jej wstać. Miała problemy z żebrami, więc starałem się ją odciągać od podstawowych czynności w weekendy, jak tylko mogłem.

- Długo cię nie będzie?

- Wrócę jutro wieczorem. Wyczuwam imprezę.

Posłałem jej uśmiech. Sui Schi była jedyną osobą na świecie, która potrafiła wyczytać ze mnie wszystko. Kłamanie opanowałem do perfekcji, gdy byłem w ośrodku psychiatrycznym. Nauczyłem się wtedy dwóch rzeczy. Nie pokazuj słabości i spraw, aby wierzyli we wszystko co powiesz. Z Sui było inaczej. Znała mnie na wylot i czasem doprowadzało mnie to do szału.

- Tylko mała potańcówka dla ludzi ze szkoły - odparłem.

- Nie roznieście domu. Ma stać w nienaruszonym stanie.

- Jasna sprawa szefowo.

Pomogłem przygotować się Sui do wyjazdu. Sprawdziłem, czy wszystko ma i życzyłem jej udanej podróży. Uściskałem ją na pożegnanie i zostałem sam w domu. Napisałem do Clarka i Shelly, żeby zajęli się przygotowaniem tego bałaganu. Bywam na imprezach. Sam je organizuję, ale nie biorę w nich czynnego udziału. Nie zachwycam się alkoholem i dragami. Lubię czuć się potrzebny.

Do wieczora było sporo czasu, więc mogłem odpocząć. Drzemka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Położyłem się na kanapie i zasnąłem.

**********

Chciałabym mieć Granatowe Ferrari 275 GTS z 1966. Za to Marcus może nim jeździć swobodnie po ulicach Nowego Jorku i podziwiać to piękne autko, które jest moim marzeniem. Ale skoro mnie na takie nie stać, to niech chociaż mój główny bohater takim jeździ.
Do następnego misiaczki!

The fight of our livesWhere stories live. Discover now