☠️Jim Beam Devil's Cut ☠️

36 2 1
                                    


Obudziłem się z ogromnym bólem głowy i od razu zażyłem tabletkę, aby móc wrócić do spania. Zegar wybił właśnie pierwszą godzinę, a ja przeczuwałem, że sen do mnie nie wróci. Ból stopniowo spadał, a ja cieszyłem się, że nie odczuwam tego palącego się ognia w mózgu, który mnie napadł podczas snu. I jak przypuszczałem sen ponownie nie przychodził. Kręciłem się z boku na bok, rozkopywałem kołdrę, zmieniałem położenie poduszki, a nawet dwa razy wstałem, aby poprawić prześcieradło, które spadało. Ale sen postanowił uprzykrzyć mi życie. I skoro nie miałem, jak zasnąć postanowiłem pójść do sali i popatrzeć na wszystkie dokumenty zebrane przez ostatnie miesiące.

Sprawa z mordercami nie mogła od tak się zakończyć. Nie mogła od tak ucichnąć, jakby ostatnie wydarzenia nic nie znaczyły i można było sobie o nich zapomnieć. Ubrałem szkolną bluzę i założyłem dresy, po czym wyszedłem z pokoju nawet nie zbyt cicho, ponieważ po drodze miałem nie miłe spotkanie z gitarą Clarka, którą postawił obok drzwi. Krzyknąłem dość głośno, tak mi się przynajmniej wydawało, ale Clark dalej spał. Mógłbym się martwić, gdyby się obudził, a to, ze spał oznaczało, że był zdrowy.

I kolejny raz widziałem ten opustoszały korytarz. Jestem pewny, że ten widok widziałem więcej razy w tym roku, niż przez wszystkie lata swojej edukacji w Denvord Academy. Spokojnym krokiem szedłem w stronę sali, w której mieliśmy wszystkie nasze dokumenty zebrane przez ostatnie miesiące. Było ich o wiele więcej, niż się spodziewałem, ale warto je trzymać, bo może kiedyś będą nam potrzebne. Będąc blisko określonego miejsca poczułem zapach dymu. Byłem pewny, że gdzieś w pobliżu coś się zapaliło. Niemal sprintem ruszyłem za coraz intensywniejszym zapachem. I gdy dotarłem na miejsce... zamarłem.

Sala, w której mieliśmy wszystko. Cała naszą sprawę stanęła w płomieniach ognia. Wbiegłem do środka i zdębiałem, gdy przy tablicy korkowej stał... Serten Schi. Ten sam człowiek, który uczył mnie, że trzeba iść za celami w życiu i spełniać marzenia. Dążyć do perfekcyjności za wszelką cenę nie myśląc o innych. Ten sam człowiek, który uczył mnie, że mam zawsze być zgodny ze swoimi życiowymi zasadami. Teraz stał zrywając z jednej z tablic wszystkie zdjęcia.

Nie myślałem wtedy racjonalnie. Nie chciałem nawet tak myśleć. To było zbyt duże przegięcie, abym mógł to zostawić i odejść. To były miesiące mojej pracy. Mojej i reszty. Ryzykowaliśmy życiem, aby zdobyć te informacje. Nie robiliśmy tego dla zabawy. Schi sam zlecił nam to zadanie, a my postanowiliśmy je wykonać do samego końca. Teraz patrzyłem, jak kilka miesięcy naszej pracy stanęło w ogniu przez tego samego człowieka, który prosił nas, abyśmy się tym zajęli.

Złość zagotowała się we mnie w jednej sekundzie. Nie myślałem o konsekwencjach, jakie mnie czekają. Chodziło o zemstę. O zemstę za to, co zrobił mi Schi w tak obłudny sposób, jak ten. Podszedłem do niego i z całej siły przywaliłem w tył głowy. Zachwiał się, a potem upadł nieświadomy tego, co się wydarzyło.

— JESTEŚ Z SIEBIE ZADOWOLONY? — wrzasnąłem, gdy podnosząc się podtrzymywał się laską — CIESZYSZ SIĘ Z TEGO, ŻE ZABRAŁEŚ MI MIESIĄCE MOJEJ PRACY, W KTÓRĄ WŁOŻYŁEM CAŁE SWOJE ŻYCIE?

Nie dbałem o to, czy moje krzyki, wrzaski, agresje i wandalizm, który pokazywałem ktoś usłyszy. Schi przegiął i nie miał pojęcia w jak wielką złość mnie wprawił.

— PRZEZ TE WSZYSTKIE PIERDOLONE LATA UWAŻAŁEM CIĘ ZA WZÓR DO NAŚLADOWANIA. CIESZYŁEM SIĘ, ŻE POWIERZASZ MI TE WSZYSTKIE SPRAWY, A JA WYGRYWAJĄC JE MIAŁEM ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE JESTEM NIEPOKONANY. ALE DOPIERO Z CZASEM ODKRYŁEM, JAK WIELKIM TCHÓRZEM JESTEŚ. GDYBY NIE MY LEŻAŁBYŚ NA DNIE, A WSZELKIE POCHWAŁY, KTÓRE ZBIERASZ NALEŻĄ SIĘ NAM, A NIE TOBIE, BO TO MY NARAŻAMY WŁASNE ŻYCIE, ABY ZWYCIĘŻYĆ. A TERAZ BEZCZELNIE NISZCZYSZ WSZYSTKO, NA CO PRACOWALIŚMY MIESIĄCAMI — krzyknąłem z jadem w ustach. Wysyczałem każde słowo z taką samą pogardą do niego, gdyż nie zasługiwał już na szacunek.

The fight of our livesWhere stories live. Discover now