Obudziłem się z ogromnym bólem głowy i od razu zażyłem tabletkę, aby móc wrócić do spania. Zegar wybił właśnie pierwszą godzinę, a ja przeczuwałem, że sen do mnie nie wróci. Ból stopniowo spadał, a ja cieszyłem się, że nie odczuwam tego palącego się ognia w mózgu, który mnie napadł podczas snu. I jak przypuszczałem sen ponownie nie przychodził. Kręciłem się z boku na bok, rozkopywałem kołdrę, zmieniałem położenie poduszki, a nawet dwa razy wstałem, aby poprawić prześcieradło, które spadało. Ale sen postanowił uprzykrzyć mi życie. I skoro nie miałem, jak zasnąć postanowiłem pójść do sali i popatrzeć na wszystkie dokumenty zebrane przez ostatnie miesiące.
Sprawa z mordercami nie mogła od tak się zakończyć. Nie mogła od tak ucichnąć, jakby ostatnie wydarzenia nic nie znaczyły i można było sobie o nich zapomnieć. Ubrałem szkolną bluzę i założyłem dresy, po czym wyszedłem z pokoju nawet nie zbyt cicho, ponieważ po drodze miałem nie miłe spotkanie z gitarą Clarka, którą postawił obok drzwi. Krzyknąłem dość głośno, tak mi się przynajmniej wydawało, ale Clark dalej spał. Mógłbym się martwić, gdyby się obudził, a to, ze spał oznaczało, że był zdrowy.
I kolejny raz widziałem ten opustoszały korytarz. Jestem pewny, że ten widok widziałem więcej razy w tym roku, niż przez wszystkie lata swojej edukacji w Denvord Academy. Spokojnym krokiem szedłem w stronę sali, w której mieliśmy wszystkie nasze dokumenty zebrane przez ostatnie miesiące. Było ich o wiele więcej, niż się spodziewałem, ale warto je trzymać, bo może kiedyś będą nam potrzebne. Będąc blisko określonego miejsca poczułem zapach dymu. Byłem pewny, że gdzieś w pobliżu coś się zapaliło. Niemal sprintem ruszyłem za coraz intensywniejszym zapachem. I gdy dotarłem na miejsce... zamarłem.
Sala, w której mieliśmy wszystko. Cała naszą sprawę stanęła w płomieniach ognia. Wbiegłem do środka i zdębiałem, gdy przy tablicy korkowej stał... Serten Schi. Ten sam człowiek, który uczył mnie, że trzeba iść za celami w życiu i spełniać marzenia. Dążyć do perfekcyjności za wszelką cenę nie myśląc o innych. Ten sam człowiek, który uczył mnie, że mam zawsze być zgodny ze swoimi życiowymi zasadami. Teraz stał zrywając z jednej z tablic wszystkie zdjęcia.
Nie myślałem wtedy racjonalnie. Nie chciałem nawet tak myśleć. To było zbyt duże przegięcie, abym mógł to zostawić i odejść. To były miesiące mojej pracy. Mojej i reszty. Ryzykowaliśmy życiem, aby zdobyć te informacje. Nie robiliśmy tego dla zabawy. Schi sam zlecił nam to zadanie, a my postanowiliśmy je wykonać do samego końca. Teraz patrzyłem, jak kilka miesięcy naszej pracy stanęło w ogniu przez tego samego człowieka, który prosił nas, abyśmy się tym zajęli.
Złość zagotowała się we mnie w jednej sekundzie. Nie myślałem o konsekwencjach, jakie mnie czekają. Chodziło o zemstę. O zemstę za to, co zrobił mi Schi w tak obłudny sposób, jak ten. Podszedłem do niego i z całej siły przywaliłem w tył głowy. Zachwiał się, a potem upadł nieświadomy tego, co się wydarzyło.
— JESTEŚ Z SIEBIE ZADOWOLONY? — wrzasnąłem, gdy podnosząc się podtrzymywał się laską — CIESZYSZ SIĘ Z TEGO, ŻE ZABRAŁEŚ MI MIESIĄCE MOJEJ PRACY, W KTÓRĄ WŁOŻYŁEM CAŁE SWOJE ŻYCIE?
Nie dbałem o to, czy moje krzyki, wrzaski, agresje i wandalizm, który pokazywałem ktoś usłyszy. Schi przegiął i nie miał pojęcia w jak wielką złość mnie wprawił.
— PRZEZ TE WSZYSTKIE PIERDOLONE LATA UWAŻAŁEM CIĘ ZA WZÓR DO NAŚLADOWANIA. CIESZYŁEM SIĘ, ŻE POWIERZASZ MI TE WSZYSTKIE SPRAWY, A JA WYGRYWAJĄC JE MIAŁEM ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE JESTEM NIEPOKONANY. ALE DOPIERO Z CZASEM ODKRYŁEM, JAK WIELKIM TCHÓRZEM JESTEŚ. GDYBY NIE MY LEŻAŁBYŚ NA DNIE, A WSZELKIE POCHWAŁY, KTÓRE ZBIERASZ NALEŻĄ SIĘ NAM, A NIE TOBIE, BO TO MY NARAŻAMY WŁASNE ŻYCIE, ABY ZWYCIĘŻYĆ. A TERAZ BEZCZELNIE NISZCZYSZ WSZYSTKO, NA CO PRACOWALIŚMY MIESIĄCAMI — krzyknąłem z jadem w ustach. Wysyczałem każde słowo z taką samą pogardą do niego, gdyż nie zasługiwał już na szacunek.
YOU ARE READING
The fight of our lives
Teen Fiction"A piekielna gra toczyła się dalej..." Marcus Lainer od dwunastego roku życia uczęszcza do Denvord Academy, zwanej powszechnie szkołą zabójców. Od dziecka w jego głowy tliły się mordercze zapędy, więc Denvord Academy była idealnym miejscem dla niego...