☠️ Czwarty błąd ☠️

83 10 1
                                    


Nie mogłem zasnąć. Całą noc wpatrywałem się w okno podziwiając pełnie księżyca. Ręka co jakiś czas wywoływała nieprzyjemny dreszcz, który szybko znikał. Myślałem, ale za bardzo nie wiedziałem nawet o czym. Zastanawiałem się, czy to co dzieje się teraz nie przyniesie odwrotnego zakończenia.

Schi wymiękł, choć o tym nie wspomniał. Nie mógł przyznać mi racji, a ja nie nawrzucałem mu, że się boi. Zawsze trzymał wszystko w środku, zresztą ja tak samo. Nie mówiłem nic, nie pokazywałem uczuć. Byłem z kamienia. Opancerzony. Nikt nie mógł dostać się do mojego wnętrza, bo na to nie pozwalałem.

W pewnym momencie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Strasznie skrzypiały za każdym razem, gdy wchodziła, bądź wychodziła pielęgniarka. Olałem to, bo myślałem, że to znowu ona. Przyszła sprawdzić, czy wszystko dobrze z Clarkiem. Zaglądała do nas co godzinę, więc nawet, gdybym spróbował zasnąć, nie udałoby mi się przez pryzmat tych cholernie tłuczących się drzwi.

Ale to nie była ona...

W drzwiach ukazała się blondynka. Miała spięte włosy w koński ogon i wychodne ubranie na sobie. Przypuszczam, że to nie była jej piżama, bo raczej nikt nie sypia w jeansach i bluzie z kapturem. Zdziwiłem się jej widokiem. Może to tylko moje halucynacje. Ale nie, dziewczyna ruszyła pewnym krokiem w moją stronę nie zatrzymując się ani przez chwilę. W ręku trzymała książkę. Moją książkę. Skąd do diabła miała moją książkę w ręku. W dodatku tą ulubioną, której jeszcze nie doczytałem. To było co najmniej dziwne, bo  przy moim łóżku rozgościła się właśnie...

Isabel Strucker...

— Co ty tu robisz? — rzuciłem beznamiętnie. Jej widoku mi tylko brakowało w całej tej sytuacji, która mi się przytrafiła — I dlaczego masz ze sobą moją książkę?

— Shelly powiedziała, że pewnie chciałbyś ją dokończyć będąc tutaj i powiedziała, że skoro już się do ciebie wybieram to, żebym ci ją zaniosła — wymamrotała. W jej głosie usłyszałem nadzieję. Pewnie przyszła tu z nadzieją, że powitam ją z otwartymi ramiona i podziękuję, że się zjawiła. Lecz nie tym razem i na pewno nie jej. Łączy nas zaledwie wspólna misja i to wszystko.

— Nie musiałaś. Jakbyś nie zauważyła jest noc, więc nie mam jak jej czytać, a po drugie nie lubię nieproszonych gości. Masz znowu pecha Strucker.

Położyła książkę na stoliku i usiadła na krześle mieszczącym się obok łóżka. W co ona grała, co chciała uzyskać będąc tutaj. Od początku dawałem jej znać, że między nami niczego nie będzie, nawet tej przyjaźni i więzi, którą mam zresztą osób z drużyny. Ich znam od dzieciaka. Od dwunastego roku życia. Ją znam... Jej tak naprawdę nie znam.

— Masz zamiar tu siedzieć?

— Mam zamiar poczekać, aż wreszcie zrozumiesz, jakim dupkiem jesteś Marcus — stwierdziła.

— Nie będę cię przepraszał, jeśli tego oczekujesz.

— Nie oczekuje tego... Nie oczekuje od ciebie nic w zamian, bo wiem, że mi tego nie dasz z powodu swojej wyidealizowanej osobowości — powiedziała z nutą łamiącego się głosu. Czyżby jej na mnie zależało? Nawet jeśli tak było to miała jeszcze większego pecha. Była szczurką, a ja nie mogę pozwolić sobie na hańbę. Za to jednak większym problemem było to, że ja nie kochałem. Miłość to rzecz ulatniająca się. Coś w co wierzą ludzie, ale nie ja. Dla mnie uczucia nie istnieją. To tylko słowa wymyślone przez naukowców, którzy uważali, że dzięki temu ludzie się połączą wierząc w marny przesąd o miłości od pierwszego wejrzenia, czy bratnich duszach kończąc na przeznaczeniu dwóch osób.

The fight of our livesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz