☠️ Ona zawsze pozostanie szczurem ☠️

96 11 1
                                    


Cały piątek przeznaczyłem na wdrożenie się w sprawę. To była naprawdę gówniana akcja. Żadnych potencjalnych świadków, żadnych podejrzanych osób. Nic... Jakby te dzieci zabijały się same. Kto to mógł być. Warto na razie odhaczyć tych ze szkoły. Trzeba skupić się na mordercach, którzy mogliby mieć w tym jakiś interes. Na pewno jest wielu, którzy nienawidzą Schi. Są też ci, których rodzeństwo zostało zabite ze względu na popełnienie szkolnej zbrodni. Powodów było wiele, ale żaden nie pasował mi do tej sprawy.

Ktoś był psycholem, a bardziej oni byli psycholami. Rzekoma dwójka zabójców. A może było ich więcej. Żadnych dowodów. Same ofiary kłute sześć razy z dokładną długością noża w tych samych miejscach. Dokładność zawsze ceniona.

Przed przyjściem reszty jeszcze raz dokładnie wszystko przejrzałem. Zabrałem tablicę z ofiarami do domu, żeby móc się jej lepiej przyjrzeć.

— Przyniosłam ci jedzenie Marcus.

Do pokoju weszła Sui z talerzem tostów. Byłem je wdzięczny, że je zrobiła po padałem z głodu. Popatrzyła na tablicę z zaciekawieniem.

— Nowa sprawa? — spytała spoglądając na kartki wyłożone na podłodze.

— Beznadziejna ta sprawa. Żadnych punktów odniesienia — stwierdziłem z rezygnacją — Nie wiem, czemu Schi powierzył ją akurat mnie.

— Bo uważa cię za lepszego od siebie. Nie mówi tego głośno, ale jest z ciebie dumny, tak samo, jak ja. A ta sprawa na pewno nie jest, aż taka trudna do rozwiązania. Skup się na celach, a nie na całokształcie tego. Wtedy znajdziesz odpowiedź.

Sui patrzyła na świat przez różowe okulary. Od kiedy z nią zamieszkałem kochała dodatki domowe, żywe kwiaty i kolorowe ubrania, Była przeciwieństwem swojego brata Sertena dla którego śmierć to zarazem życie. Miała też ogromny dar przekonywania i namawiania. To ona nakłoniła mnie do jedzenia warzyw, choć niegdyś ich nie znosiłem.

Usiadła obok mnie spoglądając na kartki, a potem zatrzymała wzrok na mojej szramie na policzku.

— Kto cię tak urządził?

— Schi... Powiedziałem mu, że niezamienie Strucker z Intesem, bo ma pełne prawo brać udział w złapaniu ludzi, którzy zabili mu przyjaciela. W zamian dostałem to.

Chyba to ją nieco zabolało, bo choć uśmiechnęła się w moją stronę miałem wrażenie, że w oczach ma łzy. To chyba najgorszy widok. Płacząca Sui, to nie Sui. Miała uczucia, ale przy mnie starała się ich nie pokazywać, abym nie przejął ich od niej.

— Nic się nie stało. Naprawdę. To nic takiego. Ja zjem, posiedzę nad tym jeszcze chwilę i zaczekam, aż wszyscy przyjdą — powiedziałem.

— Dobrze... Pamiętaj o jutrzejszym bankiecie. Smoking masz na dole.

— Pamiętam — powiedziałem posyłając jej uśmiech. Jej sylwetka zniknęła za drzwiami.

Zjadłem i przysiadłem do sprawy jeszcze raz. Musiało być coś, co mogło popchnąć mnie choćby do przodu... choć ten jeden procent na sto. Ofiary w wieku dwunastu lat. Chłopcy i dziewczynki. To bez wyjątku. Dzieci bogatych przestępczych rodzin, które miały do nas trafić w dniu ukończenia dwunastu lat. Wszyscy nieżywi. Zabici w ten sam sposób, nożem.

Był też wyjątek. Peter Erneck... Miał siedemnaście lat. Chodził do naszej szkoły, więc musiał coś wiedzieć skoro poniósł śmierć z rąk tego samego zabójcy. Ciało Ernecka już dawno zabrali, ale może Intes będzie wiedział z kim się zadawał i kto mógłby mu to zrobić.

The fight of our livesWhere stories live. Discover now