☠️ Piąty błąd ☠️ isabel

46 5 0
                                    

Przyległ do mnie tak niespodziewanie, agresywnie i brutalnie, a ja całkowicie straciłam głowę.

Dla niego...

Bo był moim grzechem.

Cholerny Marcus Lainer.

To było, jak grom z jasnego miejsca. To było, jak wzburzona fala na morzu i strach przed śmiercią pośrodku ciemnego lasu. On był moją śmiercią. Moim upadkiem, gdy ściskał moją szyje na tyle mocno, że ledwo mogłam oddychać. Dlaczego nie przestałam bawić się w jego grę?

Bo tego nie chciałam. Bo podobał mi się fakt, że jest tak blisko mnie. Za blisko, bym mogła racjonalnie myśleć. Za blisko bym chciała go odepchnąć i odejść.

Czułam, jak serce przyspiesza nieubłaganie z każdym jego dotykiem. Poczułam smak jego lodowatych, jak skała ust i wpatrywałam się w ciemne oczy, które skrywały tak wiele mroku. Bo to właśnie on nim był. Mrokiem za którym podążałam na ślepo nie wiedząc co mnie czeka.

Czy żałowałam?

Nie... i to tak bardzo mnie bolało, bo powinnam żałować każdej interakcji z nim, ale nie umiałam, bo zbyt bardzo chciałam znaleźć się blisko niego.

Ostrzegano mnie przed nim. Mówiono, jak okrutnym człowiekiem jest i czego dokonał w tak młodym wieku. Mając zaledwie dwanaście lat stanął na szczycie idąc po trupach do celu.

Bo Marcus Lainr nie był dobrym człowiekiem.

Był zabójcą, przestępcą, mordercą i każdym synonimem tych słów.

A ja głupia i naiwna pragnęłam więcej smaku jego ust i tego mrocznego spojrzenia, którym mnie obdarował. Wtopiłam swoje dłonie w jego miękkie włosy przy, których mogłabym zasnąć, a potem obudzić się ze świadomością, jak wielki błąd popełniłam.

Tylko, że to nie był mój pierwszy błąd.

Karciłam się w myślach, że właśnie tego chciałam. Tak bardzo pragnęłam jego dotyku i smaku, tych ust. I choć wiedziałam, że jego intencje nie są szczere, bo są zabawą to nie chciałam tego przerywać. Chciałam napawać się tą chwilą tak długo, jak było mi to dane.

Bo było mi dane całować najgroźniejszego faceta chodzącego po ulicach Nowego Jorku, który nie zaznał goryczy porażki.

Bo byłam naiwną Isabel Strucker, która się zakochała w nieodpowiednim dla siebie chłopaku. I mogłam go kochać i nienawidzić, a i tak zrobiłabym dla niego wszystko, bo był moim upadkiem, na który skazałam się sama.

Tak bardzo cierpiałam...

To tak bardzo bolało w środku, gdy dalej mnie całował, a ja tego nie przerwałam, bo nie umiałam.

Jego zapach mnie hipnotyzował. Jego usta sprawiły, że traciłam czucie w nogach. Jego dotyk przeszywał całe moje ciało, gdy płonęłam. Płonęłam z każdym brutalniejszym ruchem warg jego ust i nie potrafiłam być już sobą.

W tamtym momencie, gdy wplótł dłoń w moje włosy, ściskał moją szyje, napierał na mnie ciałem i brutalnie wpijał się w moje usta wiedziałam, że przegrałam to starcie. Wiedziałam, że należę do niego, bo tego właśnie chciał.

Skrzywdził mnie kolejny raz. Nie zrobił tego tak jak zwykle, zrobił to w okrutniejszy sposób, który miałam zapamiętać do końca życia. I udało mu się. Brutalnie i obrzydliwie pokazał mi, że upadłam na tyle nisko, że już nikt mi nie pomoże.

Marcus Baker niczym żywy posąg wywoływał we mnie tyle emocji. Tyle uczuć w tak krótkim czasie, a ja nienawidziłam siebie, za to co sobie robiłam w tym momencie. Brałam udział w jego pieprzonej grze z pełną świadomością wiedząc, że przegrywam.

A on śmiał się w środku zadowolony tym, że miał mnie na wyłączność. Wystarczył jeden ruch, a ja byłam tuż obok i podejmowałam decyzje, które chciał, żebym podjęła. Rozpalał ogień w moim sercu czekając, aż złamie się na dobre, by mógł porzucić mnie, jak psa z cynicznym uśmiechem na twarzy, że kolejny raz dałam się nabrać.

Był upadłym aniołem, który upadł dawno temu, a teraz ciągnął na dno mnie, aby pokazać mi, że jego władza jest niedościgniona i tylko on sprawi, że oddam mu swoje uczucia.

Każdy dotyk.

Każde zbliżenie.

Nieprzerwany pocałunek.

To był mój grzech i moja nicość, w którą wpadłam przez niego.

Był moim piekłem, moim koszmarem i moim upadkiem. Był wszystkim, a ja wiedziałam, że popełniłam błąd, bo nie tak miałam to rozegrać. Nie tak, miało się to potoczyć. Nie miałam go pragnąć, tylko trzymać się od niego z daleka, ale nawet tego nie potrafiłam uczynić, bo robił ze mną co chciał, jakbym była zabawką.

A pocałunek trwał dalej. I moje życie trwało dalej. I moja zguba trwała dalej.

Ale ja nie trwałam dalej.

Był taki, jakim go pisano. Nic nie czującym zabójcą, który robił z ludźmi co chciał. Byłam jego ofiarną. Pieprzonym pionkiem w grze, którego potrzebował do zabawy. Śmieciem, którym mógł się pobawić, wiedząc, że się nie sprzeciwię, bo nie byłam w stanie.

Wykorzystał moją słabość do niego, aby zamknąć mi usta. Any sprawić, że nie powiem o Elenie, a on dalej będzie na szczycie bez strachu przed egzekucją, bo miał mnie w garści.

A potem oderwał się ode mnie śmiejąc mi się prosto w twarz. I gdy zostawił mnie samą w ciemności czułam, jak wszystko co czułam znika.

I upadłam na kolana z bezsilności pierwszy i nie ostatni raz przez niego. I od tej chwili upadałam za każdym razem, gdy go zobaczyłam, bo sprawił, że znienawidziłam siebie. 


***********

Hejka. Powracam do was, jak co weekend i przesyłam równie emocjonujący rozdział. Bo przecież perspektywa pocałunku ze strony Isabel, też musi być. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że rozdział jest krótki. Więc do zobaczenia i widzimy się za tydzień misiaki!!!

The fight of our livesWhere stories live. Discover now