☠️ To nie sen, lecz rzeczywistość ☠️

85 13 1
                                    



Czasem czujemy się, jakby czas stanął w miejscu. Zastanawiamy się, czy wydarzenia w naszej głowie są tylko snem na jawie. Szukamy odpowiedzi na to pytanie, ale jej nie znajdujemy, bo skrywa się bardzo głęboko. Potem zapominamy i żyjemy dalej, jak gdyby nic się nie stało. Jednak nie zawsze kończy się to tak samo.

Do pokoju wbiegła zdenerwowana Shelly.

- Nie uwierzycie co się stało!

- Co takiego? - spytał zaspany Clark. Dopiero się przebudziliśmy. Nigdy nie byliśmy rannymi ptaszkami w odróżnieniu do Shelly, która potrafiła nie spać całą noc, położyć się na dwie godziny i wstać bardzo wcześnie.

- Znaleziono ciało Petera, tego przyjaciela Intesa. Podobno ktoś go zabił - powiedziała.

Czyli to nie był sen na jawie. Świadomość snu, która była w mojej głowie. Tamto zdarzenie wydarzyło się naprawdę. Zakapturzona postać naprawdę zabiła Petera Ernecka. Postanowiłem zachowywać się, tak jak wcześniej.

- Pewnie komuś podpadł i go usunęli. To szkoła pełna bandziorów czego się spodziewasz Shelly. Daj spokój.

Popatrzyła na mnie gniewnie.

- Choć raz mógłbyś przestać być dupkiem Marcus. To naprawdę poważna sprawa. Nikt nie odważyłby się popełnić zbrodni na terenie szkoły. Podobno był to ktoś z zewnątrz. Tak powiedział Schi.

Milczałem. Nie dlatego, że miałem to gdzieś. W zasadzie to miałem, ale obawiałem się, że zaczną nas przesłuchiwać i wezmą to na poważnie, a ja widziałem dokonanie zbrodni i nic z tym nie zrobiłem.

- Shelly mówi dobrze... Chyba powinniśmy spojrzeć na to nieco inaczej. Jeśli był to ktoś spoza szkoły, oznacza to, że jesteśmy w niebezpieczeństwie - wtrącił się Clark.

Popatrzyłem na niego z rezygnacją i współczułem mu myślenia.

- Czy ty przypadkiem nie zdążyłeś zauważyć, że jesteś szkolnym zabójcą? Nawet jeśli ten ktoś wszedł na teren szkoły i zabił Ernecka nie oznacza, że poradzi sobie z bandą nastolatków odstrzelającym głowy ofiarom - fuknąłem.

- Co jest z tobą Marcus - zdziwiła się Shelly.

Sam nie wiedziałem co ze mną... Może popełniłem błąd nie informując o tym nauczycieli. Może powinienem coś z tym zrobić.

- Źle spałem.

Nie odezwałem się już więcej. Razem z Shelly i Clarkiem wyszliśmy z pokoju widząc tłok przy zwłokach Petera. Nadal leżały w tym samym miejscu, co w nocy. Podeszliśmy bliżej. Intes kucał przy koledze trzymając go za rękę. Pewnie był to dla niego w pewnym sensie cios w serce, choć o tym nie powiedział. Zrobiło mi się go szkoda. Świat, w którym żyjemy bywa okrutny. Staramy się panować nad wszystkim wokół nas, ale to nie zawsze działa w dobrą stronę.

Mnichowie bacznie nas pilnowali i nie pozwalali na bliższe podejście do zwłok. Tylko Intes miał do tego prawo. W tłumie zobaczyliśmy Lu, a ona nas. Podeszła do nas oszołomiona.

- Biedny Peter. Nie zasłużył na to. Jestem ciekawa, kto to zrobił. Schi mówi, że to ktoś z zewnątrz. Myślicie, że mówi prawdę.

- Czemu miałby kłamać - stwierdził Don podchodząc do nas. Miał na sobie tylko szorty i żel na włosach - Nie tylko my jesteśmy jedynymi świrami na świecie. Jest wielu takich, jak my, a może nawet gorszych od Marcusa. Nie wiemy tego.

- Nikt nie będzie gorszy ode mnie - powiedziałem z satysfakcją - Zawsze wygram, niezależnie kto stanie naprzeciw mnie.

- Nie wątpię w twoje umiejętności stary, ani w twoje alter ego, które masz.

The fight of our livesWhere stories live. Discover now