Czasem czujemy się, jakby czas stanął w miejscu. Zastanawiamy się, czy wydarzenia w naszej głowie są tylko snem na jawie. Szukamy odpowiedzi na to pytanie, ale jej nie znajdujemy, bo skrywa się bardzo głęboko. Potem zapominamy i żyjemy dalej, jak gdyby nic się nie stało. Jednak nie zawsze kończy się to tak samo.
Do pokoju wbiegła zdenerwowana Shelly.
- Nie uwierzycie co się stało!
- Co takiego? - spytał zaspany Clark. Dopiero się przebudziliśmy. Nigdy nie byliśmy rannymi ptaszkami w odróżnieniu do Shelly, która potrafiła nie spać całą noc, położyć się na dwie godziny i wstać bardzo wcześnie.
- Znaleziono ciało Petera, tego przyjaciela Intesa. Podobno ktoś go zabił - powiedziała.
Czyli to nie był sen na jawie. Świadomość snu, która była w mojej głowie. Tamto zdarzenie wydarzyło się naprawdę. Zakapturzona postać naprawdę zabiła Petera Ernecka. Postanowiłem zachowywać się, tak jak wcześniej.
- Pewnie komuś podpadł i go usunęli. To szkoła pełna bandziorów czego się spodziewasz Shelly. Daj spokój.
Popatrzyła na mnie gniewnie.
- Choć raz mógłbyś przestać być dupkiem Marcus. To naprawdę poważna sprawa. Nikt nie odważyłby się popełnić zbrodni na terenie szkoły. Podobno był to ktoś z zewnątrz. Tak powiedział Schi.
Milczałem. Nie dlatego, że miałem to gdzieś. W zasadzie to miałem, ale obawiałem się, że zaczną nas przesłuchiwać i wezmą to na poważnie, a ja widziałem dokonanie zbrodni i nic z tym nie zrobiłem.
- Shelly mówi dobrze... Chyba powinniśmy spojrzeć na to nieco inaczej. Jeśli był to ktoś spoza szkoły, oznacza to, że jesteśmy w niebezpieczeństwie - wtrącił się Clark.
Popatrzyłem na niego z rezygnacją i współczułem mu myślenia.
- Czy ty przypadkiem nie zdążyłeś zauważyć, że jesteś szkolnym zabójcą? Nawet jeśli ten ktoś wszedł na teren szkoły i zabił Ernecka nie oznacza, że poradzi sobie z bandą nastolatków odstrzelającym głowy ofiarom - fuknąłem.
- Co jest z tobą Marcus - zdziwiła się Shelly.
Sam nie wiedziałem co ze mną... Może popełniłem błąd nie informując o tym nauczycieli. Może powinienem coś z tym zrobić.
- Źle spałem.
Nie odezwałem się już więcej. Razem z Shelly i Clarkiem wyszliśmy z pokoju widząc tłok przy zwłokach Petera. Nadal leżały w tym samym miejscu, co w nocy. Podeszliśmy bliżej. Intes kucał przy koledze trzymając go za rękę. Pewnie był to dla niego w pewnym sensie cios w serce, choć o tym nie powiedział. Zrobiło mi się go szkoda. Świat, w którym żyjemy bywa okrutny. Staramy się panować nad wszystkim wokół nas, ale to nie zawsze działa w dobrą stronę.
Mnichowie bacznie nas pilnowali i nie pozwalali na bliższe podejście do zwłok. Tylko Intes miał do tego prawo. W tłumie zobaczyliśmy Lu, a ona nas. Podeszła do nas oszołomiona.
- Biedny Peter. Nie zasłużył na to. Jestem ciekawa, kto to zrobił. Schi mówi, że to ktoś z zewnątrz. Myślicie, że mówi prawdę.
- Czemu miałby kłamać - stwierdził Don podchodząc do nas. Miał na sobie tylko szorty i żel na włosach - Nie tylko my jesteśmy jedynymi świrami na świecie. Jest wielu takich, jak my, a może nawet gorszych od Marcusa. Nie wiemy tego.
- Nikt nie będzie gorszy ode mnie - powiedziałem z satysfakcją - Zawsze wygram, niezależnie kto stanie naprzeciw mnie.
- Nie wątpię w twoje umiejętności stary, ani w twoje alter ego, które masz.
YOU ARE READING
The fight of our lives
Teen Fiction"A piekielna gra toczyła się dalej..." Marcus Lainer od dwunastego roku życia uczęszcza do Denvord Academy, zwanej powszechnie szkołą zabójców. Od dziecka w jego głowy tliły się mordercze zapędy, więc Denvord Academy była idealnym miejscem dla niego...