☠️ Bal ☠️

62 5 0
                                    


Minęły dwa dni. Gdy wróciliśmy do szkoły Shelly, Don i Strucker byli już na miejscu. W dodatku z Ortickiem Colemanem. Ojciec zostawia dzieciaka w szkole praktycznie mając je gdzieś. Dogadałabym się z tym gówniakiem, zważywszy na to, że obaj mamy beznadziejnych dawców nasienia. 

To jednak nie była najważniejsza sprawa, jaką mieliśmy się zająć. 

Dzisiaj wyczekiwany bal. 

Nawet takie szkoły, jak nasza obchodzą bale, a ten jest najważniejszym w całym roku szkolnym. Odwołano nam lekcje, dlatego wszyscy od samego rana krzątali się po korytarzu, przez co nie mogłem dłużej pospać. Piski uradowanych lasek, które chwaliły się swoimi partnerami i sukienkami, jakie włożą, było słychać w moim pokoju. Ale ten bal nie udzielił się tylko dziewczynom. Chłopaki, których miałem za poukładanych i inteligentnych robili dokładnie to samo.  Mnie te imprezy średnio interesowały, ale były przymusowe, więc musiałem się pojawić, aby Schi nie naniósł do Sui. Poza tym jestem pewien, że siłą zawlekłaby mnie na ten bal, a ja nie potrafiłbym jej odmówić. 

Garnitur wysiał na szafie, a ja chciałem mieć już ten dzień za sobą. Hałas, muzyka, krzyki, śmiechy nie kwapiłem się do tego. Kiedyś imprezy były całym moim życiem, ale skończyłem z tym dla siebie, a przede wszystkim dla Sui, której to obiecałem.

— Nie chcę mi się tam iść — usłyszałem głos Clarka dobiegający z jego łóżka na której leżał. Nie było, ani śladu po ranach i zagrożeniu życia. Clark Drenk wrócił, jak nowo narodzony i to mnie zaniepokoiło.

Całą drogę powrotną zastanawiałem się nad tym. Może Clark wcale nie był tym, za kogo się podawał? Ufałem mu. Ufałem im wszystkim, z wyjątkiem Strucker oczywiście, ale nie na sto procent, bo w takich ilościach ufam jedynie sobie. Ta myśl nie chciała wyjść mi z głowy, dlatego analizowałem zapamiętane sceny z udziałem Clarka. Nie znalazłem tam nic niepokojącego. Więc, albo był niewinny, albo dobrze ściemniał. 

Ale to sprawa na później. Teraz miałem zająć się balem na prośbę Shelly, która była moją partnerką.

Usiadłem na łóżku patrząc wprost na kolegę.

— Mi też, ale musimy. To najważniejsza uroczystość której trzeba przestrzegać — wyrecytowałem, a Clark się zaśmiał. Jak za dawnych dobrych czasów prawda?

— Dziwnie się zachowujesz Marcus.

Próbowałem przeanalizować jego wypowiedź i zrozumieć, co takiego miał na myśli.

— To znaczy? — zapytałem, aby dowiedzieć się o co mu chodziło.

Chłopak wstał z łóżka siadając po turecku, aby patrzeć wprost na mnie. Popatrzyłem w jego szare oczy i zrozumiałem, że to nie troska, a strach.

— Od kiedy wróciliście ty i Lu dziwnie mnie postrzegacie. Widzę to po waszych spojrzeniach, którymi mnie obdarowujecie dość często. Więc o co chodzi?

Miałem ochotę powiedzieć mu prawdę. Zapytać, ale wyparłby się wszystkiego, bo jest mądry, choć na takiego nie wygląda. Mógłbym podstawić mu nóż do szyi i kazać powiedzieć prawdę, ale zawsze była opcja, żeby się zabił, a ja nie uzyskałbym informacji.

— Coś ci się przewidziało — powiedziałem podchodząc do garnituru, aby za moment go na siebie włożyć. Bal miał się zacząć o dwudziestej, więc zostało nam około czterdziestu minut na przyjście  — Za dokładnie czterdzieści minut, już trzydzieści dziewięć zacznie się bal. Radzę ci się szykować.

The fight of our livesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz