Epilog

260 18 25
                                    

Od dnia znanego dziś jako Bitwa Nieba i Ziemi minęły trzy lata. Życie straciły wtedy niewyobrażalne rzesze ludzi, a ci, którzy przetrwali, cierpią z powodu niegojących się ran na sercu. Tak, jak obawiał się obciążony tymi wszystkimi stratami świat, Królestwo Erdiańskie utworzyło armię dowodzoną przez Jaegerystów, która z każdym dniem rosła w siłę. W obawie przed odwetem ze strony ocalałej po drugiej stronie morza ludzkości, wyspiarze podnoszą razem zgodny głos:

Kto zwycięży, przeżyje, a kto przegra, zginie. Nie ma zwycięstwa bez walki. Walczmy. Walczmy."

Nawet po zniknięciu tytanów konflikt nadal będzie trwał. Eren przedstawił mi całą znaną mu przyszłość. I choć nie jestem w stanie spojrzeć poza nią, tę aktualną widziałam jasno i wyraźnie. Jestem przekonana, że ten rezultat nie był tylko i wyłącznie pochodną wyborów Erena. Nasz obecny świat jest wynikową decyzji nas wszystkich. Musimy walczyć, byśmy już nie musieli walczyć. Nawet jeśli znów będziemy musieli wieść życie dalekie od spokoju i ciszy. Nie takiego życia dla nas pragnął. Ale czy tego chciał, czy nie, takie życie nam po sobie pozostawił. Jak przeżyjemy tę chwilę wytchnienia, która została nam podarowana? W tym świecie bez tytanów?

- Wrócę wieczorem! - krzyknęła Miwaki, wybiegając za drzwi.

Hanako pokręciła głową, widząc przez okno chłopaka, z którym się ostatnio spotykała. Nie mogła uwierzyć, że jej mała siostrzyczka zaczęła już dorastać. Uśmiechnęła się na widok ich radosnych twarzy, kiedy wreszcie stanęli naprzeciw siebie i trzymając się za ręce, odeszli w stronę lasu.

Odczekała chwilę, by nie zwrócić ich uwagi i wyszła na zewnątrz małego, drewnianego domku, w którym zamieszkała razem z Levi'em i swoją siostrą. Choć był nieco oddalony od reszty miasta, często gościli u siebie Anę, która przekazywała im najnowsze nowiny i spędzała czas z Miwaki.

Levi niestety nie zdołał wrócić do pełnej sprawności. Bitwy, w których brał udział odbiły na nim ogromne piętno. Jednak oboje cieszyli się, że wreszcie mogli zaznać trochę spokoju.

Uśmiechnęła się, dostrzegając Hayato uwieszonego na szyi śpiącego ojca. Bardzo powoli podeszła bliżej i ostrożnie usiadła obok niego, nie chcąc go obudzić. Ale Levi miał aż nazbyt wyostrzone zmysły.

- Miwaki znowu szlaja się z tym chłoptasiem? - szepnął, lekko podrzucając Hayato na ramieniu.

- To chyba dobrze? Wreszcie otworzyła się na coś nowego – odparła Hanako, delikatnie zabierając od niego niemowlę i tuląc je do swojej piersi.

- Byle nie wyszły z tego jakieś bachory – odparł, a brunetka krzywo na niego spojrzała.

- Twój syn też jest bachorem? - burknęła, wydymając usta.

- Nie. - Levi uśmiechnął się kącikiem ust. - Ten mały skurczybyk jest najcudowniejszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała. Zaraz po tobie.

Hanako zarumieniła się po czubek uszu, momentalnie odwracając od niego wzrok.

- Co ci się tak zebrało? - wymamrotała, mocniej przytulając Hayato.

- Kto wie... Odkąd to wszystko się skończyło, jakoś mnie wzięło na bycie milszym – odparł, lekko gładząc swoją bezwładną nogę. - Chyba musimy wrócić do jakichś treningów, bo zaraz oszaleję w tym spokojnym kurwidołku.

- Wybacz, kochanie, ale to raczej odpada – mruknęła. - Możesz co najwyżej znowu porozdawać dzieciom lizaki. Wydaje mi się, że to dla ciebie dobry trening mentalności.

Levi prychnął, wspominając te chwile. Do tej pory nie wiedział, czemu się na to zgodził. Być może dlatego, że cała reszta pracowała nad tym, by szerzyć wiedzę na temat przeżytych przez nich walk i starać się o jak najdłuższe utrzymanie pokoju.

Hanako spojrzała w niebo, z jakąś nostalgią wpatrując się w latające po nim ptaki. Dłuższą uwagę poświęciła wróblowi, który cały czas krążył nad ich domem. W głębi serca wierzyła, że zesłał go jej brat. Łza zakręciła się w jej oku, ale nie pozwoliła jej spłynąć po policzku.

- Wiesz, co, Levi? Podoba mi się tu – powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach. - Z dala od ludzi, cisza, spokój...

Urwała, czując ruchy wybudzającego się syna i słysząc jego nagły płacz.

- No nie...

- Sama jesteś sobie winna. Wybudziłaś tego małego potwora – burknął Levi.

- Zapomniałeś dodać, że kochanego – odparła poważnie, lekko kołysząc niemowlę.

- No tak. Cudowny, płaczący ziemniak – mruknął. - Ale w sumie lubię go. Jak dorośnie... Opowiem mu o wszystkim.

Mały Hayato jak na zawołanie zamilkł. Levi wyciągnął po niego ręce, więc Hanako nie miała wyboru, jak tylko mu go oddać.

Oboje wpatrywali się w twarz swojego syna, nie kryjąc przy tym swojego szczęścia.

Wreszcie wygrali tę walkę. Koszmar się skończył.

Żyli w odosobnieniu, tak jak sobie wymarzyli.

Mieli siebie.

Byli wolni.

_________________

O kurczę, sama nie wierzę, że to już koniec. Niby tyle lat, a ja nadal pamiętam, jak zaczynałam tę historię...😮

Bardzo, naprawdę bardzo Wam dziękuję, że byliście tutaj ze mną. Dziękuję za każdą gwiazdkę, każdy jeden komentarz. I za to, że dzięki Wam byłam tak wysoko w rankingach z AoT. To wszystko naprawdę wiele dla mnie znaczy i cieszę się, że mam takie grono czytelników, jak Wy🥰💕

Jak podoba Wam się zakończenie? Chętnie poczytam zarówno o moim, jak i o tym w normalnej serii😝

A na ten moment, cóż... Dziękuję Wam jeszcze raz🥰

Trzymajcie się cieplutko!💕

BlackCandy1711

Wolność | Levi x Oc |W trakcie korekty|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz