Dwa: Gabinet Ministra Knota.

4.6K 213 32
                                    

- Matko, dziewczyno, ten kufer waży chyba z tonę. Co Ty tam nosisz? - Draco Malfoy, jak zwykle miły i uprzejmy, właśnie wynosił z domu mój szkolny kufer.

- Narzędzia tortur - powiedziałam tłumiąc kolejne ziewnięcie. - Im mniej się będziesz interesował sprawami innych, tym dłużej pożyjesz.

- Miła jak zawsze - prychnął Malfoy stawiając swój kufer obok mojego.

- Ktoś Cię pytał o zdanie, Malfoy? - spytałam patrząc w jego bezczelne, szare oczy.

- No proszę - prychnął. - Jesteś córką Czarnego Pana zaledwie kilka miesięcy, a już zrobiłaś się bezczelna ponad przeciętną.

Już miałam mu odszczekać, kiedy odezwał się dotąd milczący Lucjusz Malfoy.

- Dracon, dobrze Ci radzę, nie rozmawiaj o TAKICH rzeczach w TAKIM miejscu - zmiażdżył syna wzrokiem, a grymas zażenowania na twarzy młodego Malfoy'a był dla mnie niczym balsam na rany. - Dobra, mamy ponad godzinę do pociągu, więc myślę, że jeszcze zdążymy zahaczyć o Ministerstwo. Mam tam coś do załatwienia.

- Serio?? - stęknęłam z niezadowoleniem. Być odstawianym na peron przez Lucjusza to jedno, ale pojawiać się w jego towarzystwie w Ministerstwie to już była lekka przesada.

- Tak , serio - powiedział Lucjusz. - Pretensje kieruj do Severusa. Matko, dziewczyno, ten kufer waży chyba z tonę - warknął, kiedy podniósł mój kufer. - Co Ty tam nosisz?

- Narzędzia tortur - żachnął Draco, a ja tylko prychnęłam gniewnie.

Kilka krótkich chwil później ja i Draco podążaliśmy za Lucjuszem przez korytarz Ministerstwa. Jego szata łopotała, co sprawiało, że gdyby nie platynowe włosy, wyglądałby zupełnie jak wujaszek Snape. Weszliśmy za nim do windy.

- Gabinet Ministra Knota - powiedział, a winda w zawrotnym tempie i ze złowieszczym chrobotaniem ruszyła w jedynie sobie znanym kierunku. Odruchowo złapałam się drążka. Jak ja nienawidzę tej windy!

Poprzedniej wizyty w Ministerstwie nie wspominam zbyt dobrze. Było to jakieś trzy lata temu, kiedy ktoś ze szkoły otworzył legendarną Komnatę Tajemnic. Podejrzenia oczywiście w pierwszej kolejności padły na mnie i Dumbledore przyprowadził mnie tutaj na wyraźne żądanie Korneliusza Knota. Spędziłam tutaj kilka długich godzin tłumacząc bezskutecznie, że nie mam z komnatą nic wspólnego. Szczęście w nieszczęściu, że w tym samym czasie doszło do kolejnego ataku, na tego irytującego Gryfona z aparatem. Od razu było wiadomo, że nie było możliwości, abym to ja była za wszystko odpowiedzialna, bo jak udowodnił Albus Dumbledore, niemożliwym było "sterowanie" drzemiącym w komnacie złem, przebywając poza murami Hogwartu.

Wreszcie ta przeklęta winda zatrzymała się, a miły głos oznajmił, że znajdujemy się przed gabinetem Ministra. Cała nasza trójka weszła do ciemnej komnaty oświetlonej jedynie przebijającym pod drzwiami światłem. Kiedy podeszliśmy bliżej, pozapalały się wszystkie lampy i spokojnie mogliśmy zobaczyć czarną marmurową posadzkę i rzeźbione kafelki na ścianach.

- Zaczekajcie tutaj - powiedział Lucjusz, po czym wszedł do gabinetu nie pukając i nie uprzedzając, a potem upewnił się, że starannie zamknął za sobą drzwi.

-Ciekawe, co to za ważna sprawa, która nie może poczekać - mruknął Draco siadając na jednym z kilku krzesełek.

- Nie wierzę, że to mówię, ale serio sama chciałabym to wiedzieć - przyznałam. To był chyba pierwszy raz, kiedy zgodziłam się z Draco. I to bez kłótni. - Myślisz, że coś będzie słychać? - zapytałam przesuwając się bliżej drzwi.

- Myślę, że nie ma takiej opcji. To Ministerstwo Magii. - powiedział.

Głupi Malfoy miałby mieć rację? Przysunęłam się bliżej drzwi i w pełnym skupieniu próbowałam coś usłyszeć. Niestety, miał rację, bo jedyne co byłam w stanie usłyszeć to piski i szumy.

- Cholera jasna - burknęłam i zrezygnowana klapnęłam na krzesełku obok Draco. - Nie mamy wyjścia. Trzeba czekać.

Siedzieliśmy tak milcząc i wpatrując się w różne punkty przed nami. Wskazówki zegara niebezpiecznie zbliżały się do godziny jedenastej. Zaczynałam się trochę niecierpliwić. W końcu drzwi się otworzyły ponownie, a z gabinetu wyszli kolejno Knot z Lucjuszem, a tuż za nimi niska, pulchna kobieta w różowej garsonce i z obrzydliwą, różową kokardą na czubku głowy. Uśmiechała się nieco sztucznie i praktycznie nie odrywała oczu od Knota.

Minister dopiero po chwili zauważył naszą obecność. Momentalnie przerwał końcową wymianę zdań i spojrzał na mnie. Praktycznie pobladł.

- Pa... panna Riddle! - zająkał. - Minęły trzy lata odkąd widzieliśmy się ostatnio. Ależ się Pani zmieniła. Co u szanownego wujka?

Minister Magii bez przerwy upierał się, że powrót Czarnego Pana jest absolutnie niemożliwy, a to, co mówi Albus i Potter to totalna bzdura. Obojgu zależy, aby obalić Ministra, aby Dumbledore mógł zająć jego miejsce i wprowadzić w świecie czarodziejów swój porządek.

- Chyba bez zmian - bąknęłam.

- A oto i Draco, duma rodu Malfoy'ów - Korneliusz podszedł do Draco i po przyjacielsku uścisnął mu dłoń. - Jesteś tak podobny do dziadka, że nie sposób nie zgadnąć, że jesteście spokrewnieni.

Kątem oka dostrzegłam, że owa różowa czarownica z pełną uwagą mi się przygląda, jakby chciała w swojej pamięci wyryć mój portret. Sztuczny uśmiech nadal wykrzywiał jej twarz.

- Miło się rozmawiało, Korneliuszu, ale czas nas nagli. Pociąg odjeżdża za 10 minut - powiedział Lucjusz.

- Tak, tak, tak, oczywiście - Knot puścił dłoń Draco. - Pamiętaj, co Ci powiedziałem, moja propozycja jest aktualna.

- Będę miał to na uwadze - powiedział, po czym ukłonił się sztywno kobiecie - Do widzenia, Dolores.

- Do widzenia, Lucjuszu - powiedziała słodkim, dziewczęcym głosem - Będę miała oko na Twoją pociechę i jego koleżankę. Miło mi się rozmawiało.

Po tych słowach Lucjusz złapał nas za ręce i pociągnął do windy. Chwilę później pędziliśmy w stronę wyjścia z Ministerstwa.

A ta Dolores... Co miała na myśli? Niby jak ma zamiar mieć na nas oko? I ta jej twarz... Jakbym ją już gdzieś widziała...

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now