- Matko, dziewczyno, ten kufer waży chyba z tonę. Co Ty tam nosisz? - Draco Malfoy, jak zwykle miły i uprzejmy, właśnie wynosił z domu mój szkolny kufer.
- Narzędzia tortur - powiedziałam tłumiąc kolejne ziewnięcie. - Im mniej się będziesz interesował sprawami innych, tym dłużej pożyjesz.
- Miła jak zawsze - prychnął Malfoy stawiając swój kufer obok mojego.
- Ktoś Cię pytał o zdanie, Malfoy? - spytałam patrząc w jego bezczelne, szare oczy.
- No proszę - prychnął. - Jesteś córką Czarnego Pana zaledwie kilka miesięcy, a już zrobiłaś się bezczelna ponad przeciętną.
Już miałam mu odszczekać, kiedy odezwał się dotąd milczący Lucjusz Malfoy.
- Dracon, dobrze Ci radzę, nie rozmawiaj o TAKICH rzeczach w TAKIM miejscu - zmiażdżył syna wzrokiem, a grymas zażenowania na twarzy młodego Malfoy'a był dla mnie niczym balsam na rany. - Dobra, mamy ponad godzinę do pociągu, więc myślę, że jeszcze zdążymy zahaczyć o Ministerstwo. Mam tam coś do załatwienia.
- Serio?? - stęknęłam z niezadowoleniem. Być odstawianym na peron przez Lucjusza to jedno, ale pojawiać się w jego towarzystwie w Ministerstwie to już była lekka przesada.
- Tak , serio - powiedział Lucjusz. - Pretensje kieruj do Severusa. Matko, dziewczyno, ten kufer waży chyba z tonę - warknął, kiedy podniósł mój kufer. - Co Ty tam nosisz?
- Narzędzia tortur - żachnął Draco, a ja tylko prychnęłam gniewnie.
Kilka krótkich chwil później ja i Draco podążaliśmy za Lucjuszem przez korytarz Ministerstwa. Jego szata łopotała, co sprawiało, że gdyby nie platynowe włosy, wyglądałby zupełnie jak wujaszek Snape. Weszliśmy za nim do windy.
- Gabinet Ministra Knota - powiedział, a winda w zawrotnym tempie i ze złowieszczym chrobotaniem ruszyła w jedynie sobie znanym kierunku. Odruchowo złapałam się drążka. Jak ja nienawidzę tej windy!
Poprzedniej wizyty w Ministerstwie nie wspominam zbyt dobrze. Było to jakieś trzy lata temu, kiedy ktoś ze szkoły otworzył legendarną Komnatę Tajemnic. Podejrzenia oczywiście w pierwszej kolejności padły na mnie i Dumbledore przyprowadził mnie tutaj na wyraźne żądanie Korneliusza Knota. Spędziłam tutaj kilka długich godzin tłumacząc bezskutecznie, że nie mam z komnatą nic wspólnego. Szczęście w nieszczęściu, że w tym samym czasie doszło do kolejnego ataku, na tego irytującego Gryfona z aparatem. Od razu było wiadomo, że nie było możliwości, abym to ja była za wszystko odpowiedzialna, bo jak udowodnił Albus Dumbledore, niemożliwym było "sterowanie" drzemiącym w komnacie złem, przebywając poza murami Hogwartu.
Wreszcie ta przeklęta winda zatrzymała się, a miły głos oznajmił, że znajdujemy się przed gabinetem Ministra. Cała nasza trójka weszła do ciemnej komnaty oświetlonej jedynie przebijającym pod drzwiami światłem. Kiedy podeszliśmy bliżej, pozapalały się wszystkie lampy i spokojnie mogliśmy zobaczyć czarną marmurową posadzkę i rzeźbione kafelki na ścianach.
- Zaczekajcie tutaj - powiedział Lucjusz, po czym wszedł do gabinetu nie pukając i nie uprzedzając, a potem upewnił się, że starannie zamknął za sobą drzwi.
-Ciekawe, co to za ważna sprawa, która nie może poczekać - mruknął Draco siadając na jednym z kilku krzesełek.
- Nie wierzę, że to mówię, ale serio sama chciałabym to wiedzieć - przyznałam. To był chyba pierwszy raz, kiedy zgodziłam się z Draco. I to bez kłótni. - Myślisz, że coś będzie słychać? - zapytałam przesuwając się bliżej drzwi.
- Myślę, że nie ma takiej opcji. To Ministerstwo Magii. - powiedział.
Głupi Malfoy miałby mieć rację? Przysunęłam się bliżej drzwi i w pełnym skupieniu próbowałam coś usłyszeć. Niestety, miał rację, bo jedyne co byłam w stanie usłyszeć to piski i szumy.
- Cholera jasna - burknęłam i zrezygnowana klapnęłam na krzesełku obok Draco. - Nie mamy wyjścia. Trzeba czekać.
Siedzieliśmy tak milcząc i wpatrując się w różne punkty przed nami. Wskazówki zegara niebezpiecznie zbliżały się do godziny jedenastej. Zaczynałam się trochę niecierpliwić. W końcu drzwi się otworzyły ponownie, a z gabinetu wyszli kolejno Knot z Lucjuszem, a tuż za nimi niska, pulchna kobieta w różowej garsonce i z obrzydliwą, różową kokardą na czubku głowy. Uśmiechała się nieco sztucznie i praktycznie nie odrywała oczu od Knota.
Minister dopiero po chwili zauważył naszą obecność. Momentalnie przerwał końcową wymianę zdań i spojrzał na mnie. Praktycznie pobladł.
- Pa... panna Riddle! - zająkał. - Minęły trzy lata odkąd widzieliśmy się ostatnio. Ależ się Pani zmieniła. Co u szanownego wujka?
Minister Magii bez przerwy upierał się, że powrót Czarnego Pana jest absolutnie niemożliwy, a to, co mówi Albus i Potter to totalna bzdura. Obojgu zależy, aby obalić Ministra, aby Dumbledore mógł zająć jego miejsce i wprowadzić w świecie czarodziejów swój porządek.
- Chyba bez zmian - bąknęłam.
- A oto i Draco, duma rodu Malfoy'ów - Korneliusz podszedł do Draco i po przyjacielsku uścisnął mu dłoń. - Jesteś tak podobny do dziadka, że nie sposób nie zgadnąć, że jesteście spokrewnieni.
Kątem oka dostrzegłam, że owa różowa czarownica z pełną uwagą mi się przygląda, jakby chciała w swojej pamięci wyryć mój portret. Sztuczny uśmiech nadal wykrzywiał jej twarz.
- Miło się rozmawiało, Korneliuszu, ale czas nas nagli. Pociąg odjeżdża za 10 minut - powiedział Lucjusz.
- Tak, tak, tak, oczywiście - Knot puścił dłoń Draco. - Pamiętaj, co Ci powiedziałem, moja propozycja jest aktualna.
- Będę miał to na uwadze - powiedział, po czym ukłonił się sztywno kobiecie - Do widzenia, Dolores.
- Do widzenia, Lucjuszu - powiedziała słodkim, dziewczęcym głosem - Będę miała oko na Twoją pociechę i jego koleżankę. Miło mi się rozmawiało.
Po tych słowach Lucjusz złapał nas za ręce i pociągnął do windy. Chwilę później pędziliśmy w stronę wyjścia z Ministerstwa.
A ta Dolores... Co miała na myśli? Niby jak ma zamiar mieć na nas oko? I ta jej twarz... Jakbym ją już gdzieś widziała...
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...