Dwadzieścia Cztery: Dzisiaj nawet smarowanie kanapki dżemem jest podejrzane.

1.9K 108 31
                                    

Siedziałam w pokoju wspólnym Ślizgonów pochylona nad długim skrawkiem pergaminu. Było na nim kilkanaście rzędów pokreślonych run i kilka drobnych zapisków. Dookoła leżały księgi. "Starożytne runy" "Tajemnice Run" "Jak czytać między runami" i "Podstawy runoznastwa" w kilku tomach. Pomieszczenie było prawie puste, bo większość uczniów wyjechała już na święta do domu.

- Znowu nad tym siedzisz? - zapytał Draco, który właśnie wszedł.

- Myślałam, że mnie oświeciło, ale jednak to był fałszywy alarm - mruknęłam głoskujac to, co udało mi się rozczytać i zastanawiając się, czy ma to jakiś sens.

Draco usiadł na jedynym w pobliżu fotelu, którego nie zajmowały moje księgi i zapiski.

- Jesteś pewny, że tego chcesz? Jeszcze zdążysz.

- Jestem pewny.

- Twoja matka będzie sama...

- Nie będzie - przerwał mi. - Ciotka Bella doskonale się nią zaopiekuje.

Mruknęłam brzydko pod nosem, a Draco się uśmiechnął. Moja empatia do Bellatrix Lestrange wyraźnie go bawiła. Ciotkę zawsze stawiano mu za wzór i podkreślano, że kiedy już stanie się Śmierciożercą, ma być dokładnie taki, jak ona. Energicznie przekreśliłam to, co napisałam i zaczęłam od nowa.

- Jeśli kiedyś dorwę tego osobnika, który to w takim chaosie zostawił, chętnie poćwiczę na nim wszystkie zaklęcia, których nauczył mnie Czarny Pan - warknęłam.

- Slytherin nie wspominał jak to rozczytać? - zapytał, a ja zmiażdżyłam go wzrokiem.

- Jeśli chcesz to sam go zapytaj, panie mądraliński, tylko uważaj, bo bardzo nie lubi jak się go budzi.

Draco w milczeniu wziął do ręki jedną z książek i zaczął ją bez większego zainteresowania przeglądać.

- Myślisz, że Potter coś podejrzewa? - zapytałam przypominając sobie incydent, do którego doszło podczas przyjęcia u Slughorna, kiedy to ten przebrzydły charłak złapał Draco w jednym z korytarzy. Potter dosłownie dostał jakiej obsesji na punkcie Draco. Łaził za nim, próbował podsłuchiwać i rzucał w jego kierunku jakieś oskarżenia...

- Wie, że coś kombinuję, to napewno.

- Może Potter nie jest taki głupi jak nam się wydaje? Chyba trzeba zacząć go bardziej doceniać.

- Wiesz co? Zostaw te runy, bo zaczynasz bredzić - powiedział biorąc jedną z landrynek, które jakiś uczeń zostawił na stoliku i celując nią w bombkę na srebrno - zielonej choince. Bombka stłukła się z brzdękiem i posypało się kolorowe szkło.

- Dopóki nie odczytam tego zaklęcia, Twoje czary-mary od Borgina jest bezużyteczne - przypomniałam mu.

Sylabowałam sentencję, ale znowu nic z tego nie wyszło.

- Jasna cholera! - warknęłam. - Malfoy! - huknęłam na chłopaka, bo dźwięk kolejnej zbitej bombki zaczynał mnie irytować. - Weź idź się zajmij czymś pożytecznym, co?

- Niby czym?

- Nie wiem, choinkę idź ubierać z Hagridem albo pośpiewaj kolędy z chórem Flitwicka.

- Ha. Ha. Ha - prychnął.

Jego wyznanie miłosne całkowicie wywrociło mój teoretycznie poukładany świat do góry nogami. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Dużo myślałam ma temat tego, co powiedziała mi Pansy, że Draco od lat zastanawiał się, jak się do mnie zbliżyć. Znałam go jednak na tyle, że nie przypuszczałam iż ktoś taki jak Malfoy może być zdolny do pokochania kogoś i do przyznania się do tego uczucia. Ten arystokratyczny, arogancki, bezczelny i pewny siebie buc jednak ponownie mnie zaskoczył. Jeśli Draco Lucjusz Malfoy mówi, że kogoś kocha to tak po prostu jest.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now