Hogsmeade. Miasto czarodziejów pełne magii i zaczarowanych rzeczy. Każdego roku wracałam tutaj z olbrzymią przyjemnością, żeby kupić zapas Kwaśnych Krokodylków i Truskawkowych Trufelek. W tym roku pierwsze wyjście do Hogsmeade odbyło się nieco później niż zwykle, a samo miasto ukryte było pod warstwą białego puchu.
- No, nareszcie! - prychnął Zabini, który razem z Draco, Crabbem i Goylem czekali na mnie w pokoju wspólnym. - Zaczynałem rozważać konieczność wysłania po Ciebie sowy że specjalnym zaproszeniem!
- Nie histeryzuj, Blaise, bo Ci się zmarszczki mimiczne porobią - powiedziałam dopinając czarny płaszczyk sięgający do połowy biodra. Grube wełniane legginsy miałam wpuszczone w wysokie buty, a na głowie czapkę typu smerfetka. - Już możemy iść, zaraz się w tych kożuchach nie rozpuścisz, czekoladko.
Zabini prychnął tylko, po czym cała nasza paczka ruszyła w kierunku wyjścia. Nie było tylko Pansy, która zaprzyjaźniła się z Padme. Dobrze, że Draco i Zabini wyjaśnili sobie wszystko i znowu zaczęli się kumplować.
Draco dzisiaj był jakiś pozbawiony dobrego nastroju i przybity. Zrzuciłam winę na pełnię księżyca. Chociaż do tej pory się nie przemienił, każdą pełnię przeżywał ciężko. Stawał się drażliwy, agresywny i raczej stronił od towarzystwa.- Wszystko w porządku, Malfoy? - zapytałam wyrywając go z jakiegoś zamyślenia. Spojrzał na mnie swoimi dużymi źrenicami. Jego wewnętrzny wilk dzisiejszej nocy będzie walczył do upadłego.
- W najlepszym - burknął. - Gdzie Ty do licha masz rękawiczki? - spytał wskazując na moje nagie dłonie.
- Eeee... - bąknęłam tylko przypominając sobie, że rękawiczki zostały na moim łóżku w dormitorium.
- Chodź tutaj... - wziął mnie za rękę, którą razem ze swoją wsunął do kieszeni swojego płaszcza.
Właściwie na tym skończyła się nasza rozmowa. Nie odzywał się w Miodowym Królestwie, milczał pod Wrzeszczącą Chatą a także w swoim ulubionym sklepie ze sprzętem do quidditcha.
- To co? Jeszcze po małym piwku kremowym i wracamy? - zaproponował Blaise i wszyscy zgodnie weszliśmy do Trzech Mioteł. Kelnerka przyniosła nam ociekające pianą kremowe piwa.
- Zaraz wrócę - mruknął Draco, po czym wstał od stolika.
- Co się z nim dzieje? - zapytał Blaise, kiedy Draco już nas nie słyszał.
Spojrzałam na Zabiniego znad swojego kremowego piwa.
- Nie jestem pewna, czy to zrozumiesz - powiedziałam. - I nie jestem pewna, czy w ogóle możemy o tym rozmawiać.
- Jakby coś od środka go zżerało - zauważył. Wzruszyłam tylko ramionami z nadzieją, że Blaise skończy temat.
Skrzywiłam się i mruknęłam przekleństwo. Mroczny Znak, do tej pory nie dający o sobie znać zapiekł mnie tak, że myślałam, że wypali dziurę w moim sweterku. Odruchowo pomasowałam lewe przedramię. Gdzieś w głębi swojej głowy usłyszałam krzyk wściekłości Czarnego Pana. Ktoś go zawiódł i to bardzo. Ostatnio był taki wściekły, kiedy dowiedział się o eliksirze dla Dracona.
- Eileen, wszystko gra?? - zapytał Blaise kładąc swoją dłoń na mojej. Szybko ją odsunęłam. - Strasznie pobladłaś.
- Wszystko okej - powiedziałam dziarsko odrzucając włosy do tyłu. - Strasznie tutaj duszno - powiedziałam.
- Nic dziwnego, pub pęka w szwach, chyba zwaliło się tutaj pół szkoły. A Ty, Draco co robiłeś w damskim kiblu?
Chłopak usiadł przy mnie, przyciągnął swój kufel i od razu wypił jego zawartość.
CZYTASZ
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...