Trzydzieści Dwa: Jestem w takim razie wyjątkowa.

1.9K 111 89
                                    

Rozdział zawiera sceny nieodpowiednie dla osób, które nie ukończyły 18 lat.

Dla cxtieash 😘

Dni ciągnęły się i zlewały w jedno. Czarny Pan praktycznie niczego ode mnie nie chciał, zabraniał mi nawet wychodzić z innymi śmierciożercami. Czarny Pan przeniósł się z krypty do Malfoy Manor, co mi bardzo odpowiadało, bo o wiele bardziej wolałam ciepłe łóżko w pokoju gościnnym Malfoyów, niż chłód krypty. Voldemort i tak większość czasu przebywał w innym miejscu, więc nie musiałam go zbyt często oglądać.

Draco był na mnie wściekły. Nie mógł zrozumiec dlaczego postąpiłam w taki a nie inny sposób. Zaczął prawić mi morały i w rezultacie posprzeczaliśmy się właściwie o nic. Nie wiem czy to ja bardziej martwiłam się o niego, czy on o mnie.

Siedziałam na tronie Voldemorta, nogi przerzuciłam przez jedno oparcie, a głowę oparłam o drugie i znudzona wpatrywałam się w sufit. Nudziłam się niesamowicie, spędzanie calego wolnego czasu w Malfoy Manor niemalże doprowadzało mnie do szału. Jedynym momentem rozrywki był ten czas, kiedy Draco miał lepszy humor i miał ochotę porozmawiać.

Westchnęłam ciężko, zwlokłam się z tronu i poszłam go szukać. Nie było go w salonie, kuchni ani w ogrodzie. Jedynym więc miejscem, w którym mogłam go znaleźć, była jego sypialnia. Miejsce to było zawsze w strefie zakazanej, do której nigdy nie miałam wstępu. Draco zawsze ledwo tolerował moją obecność w swoim domu, ale ja w jego pokoju? To było niedopuszczalne.

Od tamtego czasu wiele się zmieniło, zwłaszcza między nami, więc uznałam, że to nic złego. Zawsze, gdziekolwiek nie byłam, wszędzie wchodziłam jak do siebie, ale tym razem postanowiłam zapukać. Odpowiedziała mi cisza. Podobnie za drugim i trzecim razem. Nacisnęłam klamkę, a drzwi otworzyły się. Ciekawość była silniejsza, więc weszłam.

W pokoju panował półmrok, ponieważ ciężkie haftowane zasłony były niedbale zaciągnięte. Draco ostatnio drażniło mocne światło, zwłaszcza to słoneczne. W pokoju znajdowało się duże łoże, kilka ładnych szafek i wysoka, elegancka komoda. Ściany, sufit i podłoga były jasne, meble natomiast ciemne. Tyle mogłam zobaczyć w niewielkim świetle.

Weszłam głębiej. Na podwieszanej półce stały trofea, pod jedną ze ścian stał otwarty na oścież szkolny kufer, a jego zawartość była przemieszana. Na komodzie stało stare lustro oraz kilka ramek ze zdjęciami. Wzięłam do ręki jedną, żeby się przyjrzeć zdjęciu. Było to zdjęcie na którym stała cała rodzina Draco, a także ja i Severus. Był to dzień w zoo. Mieliśmy wówczas po cztery latka. Ja jadłam watę cukrową, którą potem Draco wplątał w moje włosy, a Narcyza wyskubywała ją kosmyk po kosmyku. Odstawiłam ramkę żałując, że tak niewiele pamiętam z tamtego dnia.

- Co tu robisz, Eileen? - odwróciłam się gwałtownie. Draco wychodził właśnie z pokoiku, do którego prowadziły drzwi na lewo od wejścia, a których wcześniej nie zobaczyłam. Miał na sobie tylko dżinsy, a włosy miał wilgotne. Przez ramiona przerzucony miał wilgotny ręcznik.

- Ja... Ja... - zaczęłam. Wściekłam się na samą siebie, bo widok umięśnionego torsu chłopaka trochę mnie onieśmielił. Kilka cienkich blizn, pozostałość po zaklęciu Pottera, nieco psuło efekt. - Pukałam, ale nikt się nie odezwał, myślałam że nikogo nie ma, więc...

- Postanowiłaś pogrzebać trochę w moich rzeczach - dokończył.

- Nie, nie o to chodzi, tylko że... - poczułam, że moje policzki oblewają się czerwienią. - Ja już chyba sobie pójdę - powiedziałam.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now