Pięćdziesiąt Pięć: Harry Potter nie żyje!

1.3K 82 28
                                    

Kiedy mijałam kolejne nieruchome ciała, natrafiłam na ciało Rona i prawie mnie zemdliło. Jego szyja była praktycznie rozerwana, było widać mięśnie i ścięgna. Chociaż umierał w męczarni, na jego twarzy wymalowany był spokój.

- On już zaznał pokoju - powiedział Artur Weasley z trudem ukrywając ból. Musiał zobaczyć, jak pochylona nad ciałem jego najmłodszego syna łykam gorzkie łzy. - Teraz kolej na nas.

- Wszyscy bardzo dużo poświęciliśmy - powiedziałam. - Chociaż brzmi to niedorzecznie... Też straciłam bliskich. Może dla innych nie znaczyli oni nic, ale dla mnie byli ważni...

- Wiem już o śmierci Twojego wuja. Przykro mi.

Przytaknęłam tylko głową.

- Wiem, co zrobiłaś. Wiem, że uratowałaś moje dziecko. To, co miało miejsce wcześniej, przed tą całą bitwą już nie ma znaczenia.

- Musiałam w końcu podjąć ostateczną decyzję co do tego po czyjej stronie chcę być. Może gdybym określiła się wcześniej, nie byłoby tego wszystkiego.

- Jedna jaskółka wiosny nie czyni, jak to mawiają mugole - powiedział.

- W gabinecie Scrimgeoura, wtedy w dniu, kiedy padło ministerstwo, był taki moment, że chciałam go... Zabrakło mi wówczas odwagi.

- Inni i tak by go pomścili.

Miał rację. Voldemort miał tysiące wyznawców, różnej rasy i pochodzenia. Ich zemsta byłaby powalająca. Jeśli rzeczywiście Czarny Pan zginie jak trzeba, na ich oczach, może zrozumieją, że był zwykłym śmiertelnikiem. Zrozumieją, że dopełnili się złych czynów. Mam nadzieję.

- Muszę znaleźć Dracona - powiedziałam.

- Tu go nie znajdziesz. To dobra wiadomość - powiedział.

Rozejrzałam się dookoła. Dorian próbował zatamować krwawienie u jednego z uczniów. Po wyrazie jego twarzy zrozumiałam, że są marne szanse na ocalenie mu życia. Ile osób jeszcze musi zginąć?

- Bardzo mi przykro z powodu śmierci syna, panie Weasley - powiedziałam. Mężczyzna przytaknął tylko głową, a jego oczy zaszkliły się od łez.

Wyszłam z Wielkiej Sali, bo to, co tu się działo było zbyt przygnębiające. Mijajac gruzy sypiącej się szkoły, usiadłam na schodach. Sama. Dałam upust emocjom.

Rozpłakałam się. Najwyższy czas opłakać zmarłych. Scabiora, który oddał życie broniąc mnie przed zaklęciem Carrow. Rona, którego z jakiegoś powodu było mi cholernie żal. Tonks, bo przecież ból w oczach Lupina zapamiętam na zawsze. I wreszcie Severus Snape.

Poświęcił dla mnie swoje życie. Chciał mnie oddać, ukryć przed całym światem, ale obiecał mamie, że się mną zajmie. Popełniał wiele błędów wychowawczych, ale byłam mu wdzięczna za wszystko. Zaszczepił we mnie chęć nauki, kupował książki. Nasza ulubiona zabawa polegała na tym, że przepytywał mnie z treści przeczytanych książek. Ostatnie trzy lata sprawiły, ze się od siebie oddaliliśmy, ale to nie zmieniało faktu, że bardzo go kochałam i spośród wszystkich tych, którzy odeszli, jego będzie brakować mi najbardziej.

Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że jestem w ciąży, że za nim tęsknię, chciałabym przytulić go poraz ostatni, poczuć jak sztywnieje pod wpływem mojej infantylności. Chciałabym usłyszeć jeden z jego długich i nudnych morałów jak to bardzo nie potrafię się zachować jak należy, jak bardzo zawiodłam jego zaufanie, jak bardzo nie podoba mu się to, że młoda osóbka w moim wieku za dużo przesiaduje na cmentarzu...

Mama. Zapomniałam, kiedy byłam u niej poraz ostatni. Pewnie leży tam sama, pod stertą starych liści, z zabrudzoną fotografią z której się do mnie uśmiecha... Już nie będzie sama. Teraz będzie z nią też wujek. Tak, pochowam go obok niej, będzie potrzebował mamy jako przewodnika po drugiej stronie. Napewno wszystko mu pokaże.

Westchnęłam ciężko czując, że razem ze łzami wysłałam większość żalu i smutku. Zrobiło mi się lepiej, poczułam przypływ nowych sił i chęci do działania.

Czarny Pan umrze dzisiaj. Zapłaci za wszystko. Pragnę patrzeć, jak umiera, widzieć jak uchodzi z niego życie tak samo, jak widziałam to w oczach Scabiora, wujka Seva. Będzie cierpiał i ja osobiście dopilnuję, żeby zgnił na samym dnie piekła.

- Chodź maluszku, pójdziemy poszukać tatusia - powiedziałam sama do siebie i podniosłam się ocierając łzy. Postanowiłam wreszcie odszukać Draco, bo ta niepewność co do jego losu, sprawiała, że zaraz oszaleję.

Kiedy wspinałam się po schodach, usłyszałam przerażający szloch. Nie pierwszy i nie ostatni dzisiaj. Spojrzałam w tamtym kierunku i na kupce gruzu zobaczyłam Granger.

- Hermiona?

Dziewczyna spojrzała na mnie spuchniętymi od płaczu oczami.

- Straciłam najpierw rodziców, potem Rona, teraz straciłam Harry'ego.

Nic nie powiedziałam. Dobrze wiedziałam, o co dziewczynie chodzi. Harry musiał umrzeć, jeśli mieliśmy mieć szansę pokonania Czarnego Pana. To było to, co miałam Potterowi powiedzieć. Severus mnie wyręczył.

- Nie mam już nikogo - powiedziała i rozpłakała się jeszcze bardziej.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć ani jak zareagować. Dziewczyna płakała, a ja stałam nad nią w ciszy. I wreszcie zobaczyłam Draco. Stał na szczycie schodów i rozmawiał o czymś z Blaisem.

Przeskakując po dwa schody naraz ruszyłam mu na spotkanie. Rozłożył ramiona by za chwilę szczelnie mnie w nich zamknąć. Staliśmy tak w milczeniu i cieszylismy się swoją obecnością. Przeżył. Był tu, w moich ramionach. Reszta nie miała znaczenia.

- Goyle nie żyje - powiedział. I opowiedział mi o tym, co miało miejsce w Pokoju Życzeń, jak Harry i Ron pomogli im uciec z ogarniętego ogniem pomieszczenia.

A potem ją opowiedziałam im o Scabiorze, o Severusie, mojej przejażdżce na grzbiecie centaura, o śmierci Rona. Tyle się dzisiaj wydarzyło, że nie sposób było mówić o wszystkim.

Usiedliśmy na schodach. Draco objął mnie ramieniem, a Blaise poszedł szukać Ginny, która była gdzieś w Wielkiej Sali razem z pogrążoną w żałobie rodziną.

- Przykro mi z powodu Scabiora - powiedział. - Nawet nie mogę mu podziękować za to, że uratował moją rodzinę - położył dłoń na moim brzuchu.

- Nie każdy potrafiłby się tak poświęcić - powiedziałam.

- Kochał Cię - powiedział, a w jego głosie wyczułam nutkę zazdrości. Nic nie powiedziałam. Sama niedługo przed powrotem do szkoły odkryłam uczucia Scabiora.

- W sumie to mu się nie dziwię - dodał i pocałował mnie w skroń. - Dobrze, że nic wam się nie stało.

Uśmiechnęłam się tylko. Było mi dziwnie, kiedy Draco zwracał się do mnie w liczbie mnogiej. Będę miała bardzo dużo czasu, żeby się do tego przyzwyczaić.

Na dole zrobił się jakiś większy harmider i ogólne poruszenie. Dopiero kiedy ktoś krzyknął, wzięliśmy się za ręce i razem z innymi wyszliśmy na zewnątrz. Na dziedzińcu pomiędzy fragmentami gruzu stał Czarny Pan. Za nim stali śmierciożercy oraz inni zwolennicy jego idei z Bellatrix i Malfoy'ami na czele. Hagrid, nasz szkolny gajowy prowadzony na sznurku niczym dzikie zwierzę niósł coś ma rękach. A raczej kogoś.

- Harry Potter nie żyje! - zawołał donośnie Czarny Pan. Triumfował.

Zasłoniłam usta dłonią. A więc wypełniło się. Czarny Pan zabił Harry'ego Pottera. Reszta była już w naszych rękach.

Eileen: DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz