Ze starego dębu zaczynały już opadać żółte liście, ale dni były jeszcze ciepłe. Leżałam na trawie na brzuchu i pisałam wypracowanie dla Severusa. Temat bardzo mi podpasował, bo akurat dotyczył dementorów. Wyczerpię temat wystarczająco, a nawet jeszcze bardziej. Draco jak zwykle znudzony leżał obok i wpatrywał się w niebo.
- Ale dasz potem spisać, nie?
- No już - burknęłam - Zapomnij, Malfoy!
- Oj, no weź...
- To że Parkinson odrabiała za Ciebie lekcje nie oznacza, że ja też będę to robić - prychnęłam.
- Ale Ty jesteś wredna - burknął.
Nie skomentowałam tego, tylko dokończyłam akapit o Patronusach.
- Nawet taki Potter wyczarował Patronusa, a ja nie - powiedziałam pretensjonalnie. - Niby wiem, że zawsze byłam beznadziejna z Obrony, ale nie wyczarować nawet delikatnej mgiełki kiedy jeleń Pottera biegał po klasie? Wstyd. I hańba.
- Możesz ćwiczyć nawet i sto lat, ale nigdy nie wyczarujesz tego cholernego Patronusa.
- Bardzo Ci dziękuję za wsparcie i słowa uznania, Malfoy - prychnęłam.
- Nie wyczarujesz Patronusa - powtórzył, po czym przekręcił się na brzuch - ja też go nie wyczaruję.
- To akurat wiem - uśmiechnęłam się rozbrajająco.
- Nie umie tego mój ojciec, ciotka Bellatrix...
- Miło, że chcesz mnie pocieszyć, ale z Bellatrix to akurat przesadzasz...
- Żaden śmierciożerca nigdy nie wyczaruje Patronusa, bo żaden nie jest w stanie przywołać wystarczająco silnych szczęśliwych wspomnień - powiedział znudzony, a ja szybko dodałam zdanie do wypracowania. - Serio? - wywrócił oczyma.
- Będziesz miał z czego spisywać - powiedziałam. - A jak wytłumaczysz to, że Severus potrafi? Widziałeś jak rzucał go w klasie.
- A skąd mam wiedzieć? Jego zapytaj, może dopiszesz jeszcze kilka akapitów swojego... Opowiadania.
- Świnia - trzepnęłam go w głowę. - A ja już prawie zgodziłam się dać Ci spisać.
Cieszyłam się, że udało mi się namówić Draco na odrobinę luzu. Dzisiaj nie myślał o szafce, Szarym Feniksie czy o tym, co nas czeka. Do tej pory leżał i gapił się w niebo. Ja niestety musiałam trochę nadrobić zaległości, bo przez szlaban u McGonagall trochę się ich nazbierało.
Podczas lekcji transmutacji Potter nazwał mnie kłamcą, wówczas ja w rewanżu nazwałam go tchórzem. Potter oczywiście się rozzłościł i krzyknął, że w Azkabanie już szykują dla mnie celę i osobiście dopilnuje, żebym do niej trafiła. Wówczas ja się zaśmiałam i skwitowałam to mówiąc, że gdybym w tym momencie ukręciła mu łeb, wojna dobiegłaby końca i wszyscy byliby szczęśliwi. Przez tydzień każdego dnia o świcie, w towarzystwie Pottera brodziłam w szuwarach szkolnego jeziora i zbierałam skrzelozielę dla profesora Slugorna.
Dziś był pierwszy dzień wolny od szlabanu. I bardzo dobrze. Towarzystwo Pottera było niczym udręka i nareszcie się od niego uwolniłam.
- Możesz przestać? - prychnęłam, kiedy Draco zaczął smyrać źdźbłem moje nagie ramię.
- Nudzę się - powiedział.
- To idź podręczyć Krukonów albo pierwszoroczniaków. No przestań, Malfoy! - prychnęłam, po czym zamknęłam książkę do obrony przed czarną magią i mu nią przyłożyłam.
![](https://img.wattpad.com/cover/84626600-288-k733935.jpg)
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...