Dwadzieścia jeden: Zapłacisz mi za to, Riddle.

1.9K 104 33
                                    

Ze starego dębu zaczynały już opadać żółte liście, ale dni były jeszcze ciepłe. Leżałam na trawie na brzuchu i pisałam wypracowanie dla Severusa. Temat bardzo mi podpasował, bo akurat dotyczył dementorów. Wyczerpię temat wystarczająco, a nawet jeszcze bardziej. Draco jak zwykle znudzony leżał obok i wpatrywał się w niebo.

- Ale dasz potem spisać, nie?

- No już - burknęłam - Zapomnij, Malfoy!

- Oj, no weź...

- To że Parkinson odrabiała za Ciebie lekcje nie oznacza, że ja też będę to robić - prychnęłam.

- Ale Ty jesteś wredna - burknął.

Nie skomentowałam tego, tylko dokończyłam akapit o Patronusach.

- Nawet taki Potter wyczarował Patronusa, a ja nie - powiedziałam pretensjonalnie. - Niby wiem, że zawsze byłam beznadziejna z Obrony, ale nie wyczarować nawet delikatnej mgiełki kiedy jeleń Pottera biegał po klasie? Wstyd. I hańba.

- Możesz ćwiczyć nawet i sto lat, ale nigdy nie wyczarujesz tego cholernego Patronusa.

- Bardzo Ci dziękuję za wsparcie i słowa uznania, Malfoy - prychnęłam.

- Nie wyczarujesz Patronusa - powtórzył, po czym przekręcił się na brzuch - ja też go nie wyczaruję.

- To akurat wiem - uśmiechnęłam się rozbrajająco.

- Nie umie tego mój ojciec, ciotka Bellatrix...

- Miło, że chcesz mnie pocieszyć, ale z Bellatrix to akurat przesadzasz...

- Żaden śmierciożerca nigdy nie wyczaruje Patronusa, bo żaden nie jest w stanie przywołać wystarczająco silnych szczęśliwych wspomnień - powiedział znudzony, a ja szybko dodałam zdanie do wypracowania. - Serio? - wywrócił oczyma.

- Będziesz miał z czego spisywać - powiedziałam. - A jak wytłumaczysz to, że Severus potrafi? Widziałeś jak rzucał go w klasie.

- A skąd mam wiedzieć? Jego zapytaj, może dopiszesz jeszcze kilka akapitów swojego... Opowiadania.

- Świnia - trzepnęłam go w głowę. - A ja już prawie zgodziłam się dać Ci spisać.

Cieszyłam się, że udało mi się namówić Draco na odrobinę luzu. Dzisiaj nie myślał o szafce, Szarym Feniksie czy o tym, co nas czeka. Do tej pory leżał i gapił się w niebo. Ja niestety musiałam trochę nadrobić zaległości, bo przez szlaban u McGonagall trochę się ich nazbierało.

Podczas lekcji transmutacji Potter nazwał mnie kłamcą, wówczas ja w rewanżu nazwałam go tchórzem. Potter oczywiście się rozzłościł i krzyknął, że w Azkabanie już szykują dla mnie celę i osobiście dopilnuje, żebym do niej trafiła. Wówczas ja się zaśmiałam i skwitowałam to mówiąc, że gdybym w tym momencie ukręciła mu łeb, wojna dobiegłaby końca i wszyscy byliby szczęśliwi. Przez tydzień każdego dnia o świcie, w towarzystwie Pottera brodziłam w szuwarach szkolnego jeziora i zbierałam skrzelozielę dla profesora Slugorna.

Dziś był pierwszy dzień wolny od szlabanu. I bardzo dobrze. Towarzystwo Pottera było niczym udręka i nareszcie się od niego uwolniłam.

- Możesz przestać? - prychnęłam, kiedy Draco zaczął smyrać źdźbłem moje nagie ramię.

- Nudzę się - powiedział.

- To idź podręczyć Krukonów albo pierwszoroczniaków. No przestań, Malfoy! - prychnęłam, po czym zamknęłam książkę do obrony przed czarną magią i mu nią przyłożyłam.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now